Uff... Przeczytałem wszystkie posty od pierwszego do ostatniego. Jednak, żeby się do nich kolejno odnosić musiałbym poświęcić chyba z kilka godzin
Może napiszę coś bardziej od siebie, swoich odczuciach, zamiast przytaczać historię soborów i w ogóle Kościoła...
Dzisiaj po raz trzeci uczestniczyłem we Mszy Świętej sprawowanej w klasycznym rycie. Po raz pierwszy "na tygodniu" (wcześniejsze dwa razy to były Niedziele). Jakaś różnica? No na pewno długość... nie 100 minut, a 45
Brak śpiewu
No i było bardzo, ale to bardzo... kameralnie. W kościele przed Mszą kręciła się siostra zakrystianka, na Mszy było 10 osób - wiernych, kapłan i dwóch ministrantów. Co prawda i na NOM zdarzało mi się uczestniczyć na Mszach, gdzie było 5 osób łącznie z kapłanem. Nie o ilość przecież chodzi. Jednak było po prostu inaczej (ale nie, że gorzej). Msza była recytowana, to się fachowo chyba zwie "cicha", bo bez organów, żadnego śpiewu itd.
Moim zdaniem nie ma sensu porównywać NOM do Mszy Trydenckiej. One się znacząco różnią, ale analizować poszczególne elementy teraz to trochę strata czasu. Na "starej" Mszy nie wszystko się zrozumie, bo i kapłan dużo modli się w całkowitej ciszy, nic się nie wie... Łacinę znam tyle o ile (coś tam w LO, trochę na studiach i nowicjat).
Jak słyszę Dominus vobiscum, to od razu mam przed oczami pewnego zakonnika - on zawsze w nowicjacie tak kończył błogosławieństwem nasze modlitwy liturgiczne w kaplicy (brewiarzowe). Po prostu Pan z Wam - ale wtedy jak się to usłyszało pierwszy raz, to nikt z nas nie wiedział co odpowiedzieć.
Napiszę tak: jak ktoś nie chodzi latami na NOM, to i na tej "nowej Mszy" się "machnie" - przykład miałem z Poniedziałku po Wielkanocy (wstawanie na dziękczynieniu kiedy wszyscy jeszcze klęczą w ławkach lub siedzą) - na pieśń "Wielbię Ciebie..." Tutaj nie ma reguły.
Ja na Mszy WszechCzasów siadam zawsze w ostatniej ławce - żeby widzieć kiedy wierni siadają, kiedy wstają czy klęczą
Normalnie, że nie będę w pierwszych ławkach się lokował skoro dla mnie to jest nowe, nieznane...
No i jest ułatwienie w postaci mszalika - pogrubione zdania kiedy się należy uczynić znak krzyża, klęknąć wstać, itd. Są też teksty modlitw kapłana - można śledzić. No i jest tłumaczenie - tekst po lewej po łacinie - i po drugiej stronie przetłumaczone na polski, więc z tym "nierozumieniem nic a nic" to dziś przesada.
Oczywiście, to są nieco inne dwa światy - mam na myśli NOM, ale z modlitwą o uzdrowienie i uwolnienie a starą Mszą. Przyznam szczerze, że ja się o wiele bardziej czułem nieswojo na tych pierwszych... w Jarosławiu. Jednak będąc uczciwym napiszę, że chodzi o to wszystko co miało tam miejsce już po samej Mszy. Tzn. te spoczynki, piski, omdlenia, jakieś kaszlenie, śmiechy itd. Ręce w górę, łapanie się, ściskanie, gitary, bębny itd. - choć na samej Mszy tych instrumentów też nigdy nie brakuje.
No i znak pokoju. Ten element bywa niekiedy jakimś nadużyciem w moim mniemaniu - Warszawa, kaplica, "przekażcie sobie znak pokoju" - dziewczyna "ministrantka" służąca do Mszy wychodzi i każdemu w tej małej kaplicy podaje dłoń, tak przeszła obie nawy i uścisnęła rękę 30 osobom... Albo ten słynny "żuraw", odkręcanie się do tyłu, na dwa boki i "pokój z tobą", czasem podawanie ręki...
Myślę (nie jestem liturgistą, choć liturgikę jako przedmiot uwielbiałem), że we Mszy Trydenckiej piękna jest ta jedność liturgii. Nic zbędnego się nie pojawia, nie ma jakichś elementów zaskoczenia, nie ma kręcenia się po prezbiterium, jakieś śpiewanie psalmu przez trzy dziewczyny na raz z ambony... No tego w starym rycie się nie uświadczy. Chorał gregoriański na wielki plus, skupienie, atmosfera modlitwy.
Oczywiście i na NOM też to może być, choć nie w aż tak dużym stopniu - jakkolwiek to brzmi ; ) Przez siedem lat byłem ministrantem, później np. na studiach czy w nowicjacie pełniłem tygodniowe funkcje zakrystiana, więc coś tam "liznąłem". Pamiętam do dziś spory z panem kościelnym i drugim nowicjuszem czy ma być welon na kielichu czy nie. Jeden z ojców nie pozwalał rozkładać go ani ministrantom ani nowicjuszom ani nawet klerkowi akolicie z IV roku.
Mówił bowiem, że kielich symbolizuje odpowiednio pewne elementy Męki Pańskiej - welon - to szaty Jezusa, palka - korona cierniowa, korporał - całun itd. Pięknie mówił o liturgii, wykładał też historię zakonu i wspaniale przekazywał wiele wiadomości odnoście Soboru Trydenckiego - a jakże
Moderniści czy tradycjonaliści - mnie to nie "rusza". Bowiem każdy powinien sam zdecydować na jakiej Mszy lepiej "się czuje", choć to brzmi słabo. Mamy wybór. Ja póki co jutro idę do parafialnego kościoła na NOM, ale nie wykluczam, że będę i jeździł do tamtego kościoła... tak nawiasem mówiąc, to ów kościół znajduje się tuż przy szpitalu, do którego kładę się na zabieg (albo operację) już za 3 dni
Duszpasterz Tradycyjnej Liturgii w tym kościele jest tym samym kapelanem szpitala. Może będzie więc nawet okazja do rozmowy.