pawelv napisał(a):
Zapewne pociąg seksualny został nam dany przez Stwórcę aby przytłumić w ludziach lęk przed bólem rodzenia dzieci
Nie widzę podstaw do takiego mniemania.
Cytuj:
ale też ludzie nie mogą korzystać z niego w sposób bezrozumny .
To prawda, ale pomiedzy "korzystanie w sposób bezrozumny" a "korzystanie tylko do prokreacji" jest dużo miejsca na właściwe postawy.
Człowiek jest istotą duchowo-cielesną. Ciało jest pięknym bożym darem i seksualność też.
Starajmy się o integralność.
Ważne jedynie, by oprócz aspektu pociągu fizycznego istniał w każdym akcie seksualnym pierwiastek SPOTKANIA. By była to relacja międzyosobowa, szał jedności kochanków, a nie jedynie wyładowanie.
Moment zjednoczenia dusz i ciał jest prawdopodobnie największą szansą przybliżenia się do tego, czym jest Niebo - integralną, pełną RELACJĄ.
Dlatego właśnie małżeństwo jest obrazem zjednoczenia Chrystusa z Kościołem (Ef 5,25-33), a także relacja ta jest podobieństwem człowieka do Trójcy Świętej (Rdza 1,26-27).
Cytuj:
Dlatego też zostało dane człowiekowi VI i IX przykazanie aby podporządkować popęd płciowy prokreacji a nie ludzkiemu egoizmowi i poczuciu przyjemności .
Radość z seksu, a zwłaszcza aspekt jednościowy jaki daje, jest zadaniem
równorzędnym w stosunku do prokreacji.
Nie wolno oddzielać seksu i miłości małżeńskiej - ani seksu od miłości (jak czynią rozpustnicy), ani miłości od seksu
Seks nie jest "deserem" - lecz pełnoprawnym składnikiem tego "posiłku".
Nasze ciała są święte (są świątyniami Ducha Świętego) i nasz
seks jest święty.
Małżeństwo nie jest "kartą zezwolenia na seks" - seks należy integralnie do małżeństwa.
Do tego stopnia, że Kościół uczy, że póki nie ma seksu pomiędzy małżonkami, małżeństwo nie jest wypełnione (choćby było ślubowanie przy ołtarzu, jesli nie wypełniono aktu małżeńskiego (który nie na darmo tak się własnie nazywa!) małżeństwo nie jest z pełni zawarte (nawet nie potrzeba procesu przed sądem biskupim, tylko zwykłe postępowanie administracyjne).
Pierwsze co powiedziano o małżeństwie to
"(...) mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem"/Rdz 2,24/
A więc trzy rzeczy:
- odłączenie od dotychczasowej wspólnoty rodzinnej,
- relacja w nowej rodzinie
- połączenie cielesne.
Ciało nie jest czymś przeklętym ani brudnym.
Akt małżeński jest jak najbardziej aktem duchowym - i nie ma nic złego w tym, że jego "stymulatorem" są bodźce cielesne.
Owszem, należy powiedzieć że istnieją sytuacje patologiczne - w których skupienie na pożądaniu powoduje, iż małżonkowie tracą z oczu ich więź małżeńską (a nawet posuwają się do zachowań niepożądanych) - jednak to nie powód by traktować podejrzliwie sam aspekt cielesny miłości i neurotycznie odrzucać radość i - daną nam przecież dla wzmocnienia związku - przyjemność seksualną.
Z tym że na pokusy cielesne Biblia daje małżonkom prostą receptę: współżyjcie!
1 Kor 7:3-5 bt5
"(3) Mąż niech oddaje powinność żonie, podobnie też żona mężowi. (4) Żona nie rozporządza własnym ciałem, lecz jej mąż; podobnie też i mąż nie rozporządza własnym ciałem, ale żona. (5) Nie unikajcie jedno drugiego, chyba że na pewien czas, za obopólną zgodą, by oddać się modlitwie; potem znów wróćcie do siebie, aby - wskutek niewstrzemięźliwości waszej - nie kusił was szatan."Samo godne, boże,
małżeńskie współżycie jest takim aktem - wyrazem i częścią miłości małżeńskiej, celebrowaniem relacji i aktem odnowienia - i jednocześnie sprawowaniem - Sakramentu Małżeństwa.Powtarzam -
w małżeństwie seks jest święty, jest liturgią małżeństwa (i nie piszę tego w znaczeniu potocznym - dosłownie jest to składanie ofiary odnawiającej Sakrament Małżeństwa).
Nacisk, aby było
"łoże nieskalane" (Hbr 13,4) wynika z tego, że łoże jest świętym ołtarzem świętego aktu, jakim jest miłość małżeńska - a nie z tego, że seks jest "fe" i podejrzany o to że mogą w nim wystąpić takie czy inne nieprawidłowości.
Za podejrzliwym podejściem do seksu stoi podejrzliwe podejście do naszego ciała, jako do czegoś brudnego (a co najmniej podejrzanego) - tymczasem
nasze ciała są święte (1Kor 7:14 ; 1Kor 6:15 ; 1Kor 3:16; 2Kor 6:16 )
Nie ma nic złego w podnieceniu seksualnym - przeciwnie, jest to kolejny dar od Boga, służący połączeniu małżonków i trwałości ich związku. Deprecjonowanie potrzeb ciała na zasadzie "jesli jest potrzebą, nie może być miłością" jest jakimś totalnym nieporozumieniem.
Prawa moralne dotyczące ciała wywodzą się z tego, że jest ono świętością.Nie jest przypadkiem, że przystępując do zjednoczenia płciowego, stajemy naprzeciw siebie nadzy. Nagość to bezbronność, to wystawienie się na łaskę i niełaske partnera/-ki, to jednak także otwartość i szczerość.
Jesteśmy jacy jesteśmy - i nic nie ukrywamy, niczym się nie bronimy.
A z drugiej strony brak tej obrony pozwala nam się zjednoczyć (i można to rozumieć zarówno w sensie dosłownym, cielesnym, jak i w sensie otwarcia swojego bezbronnego "ja").
Spodobało się Bogu uczynić z małżeństwa podobieństwo i obraz Trójcy Świętej i wizerunek miłości Jezusa do swojego Kościoła (patrz 5 rozdział Listu do Efezjan).
Pismo Święte mówi, iż współżyjący ze sobą małżonkowie tworzą "jedno ciało". Tworzą je do tego stopnia, iż owo zjednoczenie, owa jedność może stać się żyjącą osobą !
Akt płciowy pokazuje moc miłości i możliwości twórcze Przymierza w sposób całkowicie niesłychany - poprzez udział w stwarzaniu nowej istoty ludzkiej. W tym - między innymi - przejawia się podobieństwo rodziny ludzkiej do Trójcy Świętej - gdzie Duch Święty jest Uosobioną Miłością pomiędzy Ojcem i Synem , gdzie Boskie Osoby oddają się sobie nawzajem w całkowitej i bezinteresownej miłości.
Zacytuję Scotta Hahna:
"Kiedy przymierze małżeńskie jest odnawiane, Bóg za jego pośrednictwem może wzbudzać nowe życie." (jest to zresztą jeden z powodów, w których Scott widzi niestosowność antykoncepcji: "Odnawianie przymierza małżeńskiego przy jednoczesnym stosowaniu kontroli urodzeń, jest porównywalne z przyjmowaniem Eucharystii i wypluwaniem jej na ziemię"
Małżeńskie zjednoczenie jest święte, bo nasze ciała są święte:
"Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego, który w was jest, a którego macie od Boga, i że już nie należycie do samych siebie? Za /wielką/ bowiem cenę zostaliście nabyci. Chwalcie więc Boga w waszym ciele!" /1 Kor 6,19-20/
Paweł, nawet pisząc o rozpuście (konkretnie o seksie z nierządnicą) podkreśla jednoczący charakter współżycia (nawet takiego "kupionego").
I właśnie z tego jednoczącego charakteru współżycia wyprowadza wyjaśnienie, dlaczego seks poza małżeństwem jest zły:
"(15) Czyż nie wiecie, że ciała wasze są członkami Chrystusa?
Czyż wziąwszy członki Chrystusa, będę je czynił członkami nierządnicy?
Przenigdy!
(16) Albo czyż nie wiecie, że ten, kto łączy się z nierządnicą, stanowi z nią jedno ciało?
Będą bowiem - jak jest powiedziane - dwoje jednym ciałem.
(17) Ten zaś, kto się łączy z Panem, jest z Nim jednym duchem.
(18) Strzeżcie się rozpusty! Bo czyż jakikolwiek grzech popełniony przez człowieka jest poza ciałem? Lecz [ja wam mówię,] kto grzeszy rozpustą, przeciwko własnemu ciału grzeszy.
(19) Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest przybytkiem Ducha Świętego, który w was jest, a którego macie od Boga, i że już nie należycie do samych siebie?
(20) Za [wielką] bowiem cenę zostaliście nabyci. Chwalcie więc Boga w waszym ciele!"/1Kor 6:15-20/
Cytuj:
Niestety można zauważyć pewną dążność do liberalizacji w tej dziedzinie życia na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci również w nauczaniu kościoła.
Wygląda to trochę tak jakby Kościół na te sprawy przymykał trochę oko.
Ileż ta "antycielesna", zupełnie obca chrześcijaństwu retoryka wyrządziła szkód małżeńskich! Pod pozorem (słusznego) postulatu "nie skupiania się wyłącznie na seksie" wielu wprowadza nie mniej groźną obsesję w przeciwnym kierunku: seks w tym pojęciu ma być jakimś "dodatkiem" do miłości, która jest przedstawiona jako wyłącznie "duchowa" a seks... no cóż, z wyraźnym ubolewaniem jest dopuszczany, jako smutna, podejrzana konieczność hołdowania pożądliwościom spowodowanym grzechem i brakiem powściągliwości.
Zresztą skutki nie muszą być aż tak drastyczne, pozostając tragicznymi (jestem trochę wyczulony - 10 lat prowadziłem poradnictwo rodzinne). Mąż i żona, zamiast cieszyc się swoją relacją (także w sferze ciała), żyją w ciągłym napięciu ("czy na pewno chcę teraz z Tobą współżyć z miłości, czy może z potrzeby albo podniecenia"), zupełnie zatracając głębię celebrowania sakramentu małżeństwa poprzez zbliżenie.
Z czasem przychodzi zniechęcenie i kończy się to schematem: osoba "uduchowiona" "wydziela" seks tej drugiej. Kolejną konsekwencją jest, iż tak potraktowana "druga" osoba rzeczywiście przestaje myśleć o zbliżeniu jako o czymś, co nie zamyka się w aspekcie cielesnym i stanowi coś więcej, przestaje też myśleć o potrzebach "uduchowionej" osoby (zwłaszcza, że ta z trudem się przyznaje do tego, że takie potrzeby miewa - a nawet do tego, że "ma ochotę") - powoli staje się to dla tej osoby wyłącznie wybuchem cielesności (jak już ta pierwsza "dopuści"). To oczywiście wzmacnia przekonanie tej pierwszej, że jej współmałżonek/-ka "myśli tylko o seksie" i koło się napędza.
Czy refleksja nad tym, czy cielesność nie pochłania nadmiernie nie jest potrzebna?
Przeciwnie, jest konieczna (jak zresztą w każdym aspekcie naszego życia, dotyczy to nie tylko seksu; banalny przykład: czy nie skupiamy się nadmiernie na pracy, albo zarabianiu pieniędzy itd).
Niemniej nie może odbywać się w sposób neurotyczny, nacechowany ciągłą podejrzliwością wobec intencji własnych i współmałżona/ki, przygnieciony poczuciem winy, odzierający relacje i współżycie ze świeżości i otwartości, purytańsko skrupulatny.
Mamy cieszyć się małżeństwem i relacją (także jej aspektem płciowym) a nie robić z seksu żydowski szabat - kiedy to ze wspaniałego daru dnia wolnego faryzeusze uczynili najgorszy dzień tygodnia, pełen strachu o wykroczenia rytualne.
Jakaż to kastracja (dosłownie...) miłosci małżeńskiej, miłości pełnej, integralnej, obejmującej ciało i duszę, miłości która cieszy się ze zjednoczenia ciała i duszy i znajduje w nim zapowiedź zjednoczenia z Bogiem i bliźnimi w Niebie a także obraz Trójcy Świetej.
Co najbardziej tragiczne ludzie głoszący ten pogląd myślą, że w ten sposób zbliżają się do chrześcijańskiego ideału...
Cytuj:
Generalnie to trudno się w tym wszystkim połapać . To co 100 lat temu było ciężkim grzechem (zresztą niekoniecznie 100 lat temu bo jeszcze nawet w latach 80tych i 90tych XX wieku czyli 40-30 lat temu Kościół nauczał że wszelkie relacje damsko-męskie mogą prowadzić do grzechu .To w zasadzie prawda bo olbrzymia ilość małżeństw zaczyna się od pożądliwości i grzesznych zachowań.
Jesteś pewien, że to robił "Kościół" a nie różne "pobożne" przekonania?
KAŻDA interakcja międzyludzka "może prowadzić do grzechu" - ale to nie powód by rezygnować z wszelkich relacji!