Re: Jak żyć? Mowa przekleństwem a milczenie złotem?
"Nie unikniesz grzechu w gadulstwie" ; ) Miewam z tym problemy... a zwłaszcza o polityce gadać potrafię ze znajomymi godzinami, choć nawet politykiem nie jestem : )
Święty Benedykt pisząc Regułę zwracał uwagę na niepotrzebne rozmowy, takie gadanie byle tylko gadać. Zabronił tego. Milczenie jest złotem. W klasztorach benedyktyńskich na ogół jest bardzo cicho. A co dopiero w eremie kamedulskim...
Nie ma możliwości, żeby w klasztorach odchodziło takie gaworzenie jak na jarmarku czy dworcu. To nie miejsce i nie czas. We wszystkich zakonach do dziś obowiązuje tzw. silentium sacrum - po Komplecie (liturgicznej modlitwie na zakończenie dnia) już się nie rozmawia. Chodzi o to, żeby docenić milczenie. Dopiero na pierwszych modlitwach zakonnicy na wezwanie "Panie otwórz wargi moje a usta moje będą głosić Twoją chwałę" - odzywają się, tzn. modlą słowami.
Przy posiłkach w monastycznych wspólnotach przeważnie cisza, podczas obiadu jeden z braci czyta fragmenty Pisma Świętego, Reguły oraz jakąś pobożną lekturę. Nie ma też rozmów między 14.00 - 15.00, ciszy jest więc sporo. To wciąż odróżnia w dzisiejszym świecie klasztory, które są oazami spokoju i domami kontemplacji od innych domów rodzinnych, zakładów pracy, restauracji, barów itd.
Niekiedy wydaje się, że milczenie to coś co ludzi dzieli. Można milczeć i w ten sposób zaznaczać swoją niechęć do kogoś. Jednak milczenie potrafi łączyć. Jak np. są ze sobą zakochane osoby, wtuleni, wpatrzeni w siebie, nic nie mówią, uśmiechają się, milczą... słowa są tu kompletnie niepotrzebne, mogłyby zepsuć w danej chwili coś co jest pomiędzy nimi.
Nie ilość słów, ale ich jakość ma tak naprawdę wartość. Milczeniem też można "porozumiewać się". Dziś w tym biegu niekiedy na oślep, chaosie kłapiemy trzy po trzy, a owoc z tego żaden i pożytku też nie ma. Panować nad językiem, to wielka sztuka.
Pamiętam jak dziś rekolekcje w nowicjacie, czy dni skupienia. Obowiązywało milczenie. To był czas, żeby wsłuchiwać się w głos Boga. Porozumiewaliśmy się tylko wtedy kiedy było to konieczne. Jednak przy pracy unikaliśmy rozmów ze sobą, tak samo podczas posiłków. Były modlitwy, czas "pustyni", nie było zajęć i czasu na skupienie aż nadto. Wtedy był głód mowy... aż tak język "swędział", żeby się odezwać, coś powiedzieć, cokolwiek. Po takich trzech dniach milczenia odetchnęliśmy z ulgą
choć nie oznaczało to gadania non stop ze sobą. Klasztor to szczególne miejsce, gdzie waży się to co się powie.
Oczywiście na rekreacji nawet dowcipy sobie opowiadaliśmy, ale tak na co dzień nie było takiej potrzeby, żeby gadać o wszystkim i o niczym jednocześnie.