Umiłowanie ciszy klasztoru
Ja chciałem się podzielić moim świadectwem. Otóż jak do tej pory największe wrażenie robi na mnie sposób życia według Reguły św. Benedykta. Jak miałem 19 lat i pojechałem do Tyńca na siedem dni, to czułem się niemal jak w przysłowiowym Niebie. Co mnie tak tam urzekło? Chyba wszystko po trochu. Począwszy od średniowiecznych murów, zabytkowym i pięknym kościele, milczących mnichów, śpiewie gregoriańskim a kończąc na poznaniu O. Leona Knabita
To było doprawdy piękne doświadczenie. Ład, harmonia, spokój, pobudki o 05.30, podniosła liturgia i najmniejszy szczegół przepełniony majestatem Boga. Mnisi dużo się modlą, posiłki spożywają w ciszy, kultywują śpiew gregoriański po łacinie (Nieszpory). Sam klasztor założony w 1044 roku na wzgórzu, w którego dole płynie Wiła sprawia, że człowiek odczuwa wewnątrz coś niesamowitego. Mniemam, że na tym forum nie brakuje osób, które o Tyńcu słyszały.
Uczestniczyłem w wielu Mszach o uzdrowienie duszy i ciała, byłem świadkiem tych wszystkich spoczynków w Duchu św., ostatnio pewna dziewczyna (opętana?) strasznie krzyczała takim nieludzkim głosem, ale to się nijak ma do tego co przeżyłem w benedyktyńskim opactwie. Tam jest ten Ordo et Pax (Ład i Pokój).
Podobnie jest u cystersów w Krakowie - Mogile. Może w tym tkwi tajemnica. Mnisi raczej nie pouczają, nie dają "złotych rad", cennych wskazówek, ale dają świadectwo wiary poprzez swoje życie oddane Bogu przez modlitwę i pracę. Są wpatrzeni w Boga i ich "duszpasterstwem" jest takie życie w klasztorze, żeby ludzie ów klasztor odwiedzający doświadczali Boga.
Ważny jest też ślub stałości miejsca: mnich na zawsze wiąże się z konkretnym klasztorem, konkretną wspólnotą. Nikt nie jest "benedyktynem w ogóle", ale np. mnichem tynieckim czy mnichem lubińskim (Lubiń w Wielkopolsce, opactwo). W innych zakonach jest mniej więcej tak: tutaj postulat, tam nowicjat, a jeszcze w innym domu studia. U benedyktynów od samego początku wstępuje się do danego klasztoru i tak zostaje. To swego czasu mnie urzekało i przyciągało.
Byłem bardzo krótko w innym zakonie (nie mającym nic wspólnego z Regułą św. Benedykta) i wiem, że to nie moja droga. Skoro w takim nazwijmy to umownie "lżejszym" czułem monotonię i częste zniechęcenia, to u benedyktynów tym bardziej bym nie wytrwał
Choć nigdy nie pogardzę kilkoma dniami w klasztorze - tak żeby pożyć jak mnisi. Jednak to nie jest raczej "plan na całe życie".
Podobne wrażenie na mnie robią też kameduli z Bielan w Krakwie. Kompletne milczenie, zero mięsa, brak śpiewu, ciężka praca fizyczna i wiele godzin modlitw i czytania Pisma św. To już taka "duchowa elita" w naszym kraju.
Bardzo bliskie mojemu sercu są właśnie wspólnoty monastyczne. Powstawały, żeby "służyć pod Regułą i opatem" i nic dla mnicha nie może być ważniejsze od wspólnej modlitwy liturgicznej. Inne zgromadzenia powstawały zawsze "po coś", w konkretnym celu: żeby uczyć i wychowywać dzieci i młodzież, opiekować się chorymi, bezdomnymi, głosić kazania, czy pomagać głodnym, uzależnionym itp.
Wszystkim polecam kilkudniowe indywidualne rekolekcje w Tyńcu, Mogile bądź na Bielanach (głównie mężczyznom, bo do kamedułów kobiety mogą wejść 12 razy w roku