mlodyprawik
Milczek
Dołączył(a): Pt lut 16, 2018 11:35 pm Posty: 12
Płeć: mężczyzna
wyznanie: katolik
|
Moje Swiadectwo
Moja historia jest dluga jak moje życie. Skupic chcialbym sie jednak na przełomowym wydarzeniu, mianowicie dotknieciu przez Boga. Moje, życie bylo z Bogiem zwiazane od narodzin, gdyz wychowywyalem sie od strony Mamy w Katolickiej rodzinie. Od strony Ojca zaś w ateistycznej rodzinie aloholikow, lecz bliżej byłem zawsze przy Wierze. Chrzest, komunia, bierzmowanie, służyłem również przy ołtarzu jako ministrant, należałem do Duszpasterstwa szkół średnich. Te wszystkie mlodziencze lata, w których towarzyszył mi Kościół mimo iż nigdy nie byłem z Bogiem na tyle blisko aby go czuc, były i tak o wiele lepsze i szczesliwsze niż pózniejszy okres mojego zycia gdzie Boga nie bylo prawie wcale, a im go było mniej tym było tylko gorzej. Szerzej mam zamiar o tym okresie opowiedzieć. Jak wspomniałem w okresie mlodzienczym uczestniczyłem dosc czesto we Mszy Sw. lecz nie zawsze do konca bylo to szczere oddanie i skupienie. Okres ktory dobrze pamietam to gdy mialem 13 lat bylem przez okolo roku "najblizej" Boga, w całym tym okresie do 17 roku zycia. Przez ten rok było cudownie, wszystko mi wychodziło bylem szczesliwy, mialem dobre relacje z rodzina, mialem bardzo dobre wyniki w nauce. Bog specjalnie ten okres wbil mi do glowy poniewaz mam w tej chwili 32 lata i pamiętam doskonale ten rok. Czesto do niego wracalem myslami w czasie kiedy bylem daleko od Boga i moje zycie bylo jednym wielkim pasmem niepowodzen. Zadawalem sobie pytanie, ze moze jak bym znowu bardziej oddal sie Bogu reszta by sie poukladala. Wiele lat tkwilem tylko na rozmyslaniu, na tym, ze to ja sam poukladam to lepiej i tylko przedluzalem kolejne niepowodzenia, problemy, nieszczescia, ze sam wyjde z tego lepiej, a Boga ciagle odkladalem, a problemy sie nawarstwialy. W pewnym okresie to juz o Bogu w ogole nie myslalem, a wrecz drwilem z niego. Tkwilem w tym przez prawie 10 lat bez spowiedzi i Ciała PAna Jezusa. Ten okres to: gangsterka, brudne pieniadze, przemyty, narkotyki, prostytucja. dwie odsiadki lacznie prawie 3 lata spedzonych w wiezieniach. szpital psychiatryczny, rozbite malzenstwo (slub cywilny), ciagle mysli samobojcze, ciagle mysli samodestrukcyjne, nalogi- jestem alkoholikiem i narkomanem (miękki narkotyk). Zarabialem duze pieniadze 12 lat temu jak to sie porzadnie zaczelo odkladalem po 100 tys zl miesiecznie majac 20-21lat. szybko sie skonczylo, pozniej i tak wszystko stracilem. tkwilem w tym dalej znowu zarabialem znowu tracilem. doswiadczenie nic nie dawalo, doszly nowe problemy mysli samobojcze mimo ze mialem pieniadze, a to zawsze uwazalem za pelnie szczescia. Mialem zawsze duze zdolnosci matematyczne i przedsiebiorcze. wiedzialem ze mam duzo talentow. Wtedy o tym nie wiedziałem, wydawalo mi sie ze zwojowalem swiat, ale pozniej dotarlo do mnie, ze poszedlem w niewlasciwa strone, mimo, iz dobrze sie uczyłem, to nie skonczylem zadnej szkoły. Bylem po gimnazjum ostatnio dopiero zdobylem srednie wyksztalcenie w wieku 30 lat i to dlatego, ze miałem taki warunek. Zarabialem i nigdy nie bylem pazerny dawalem zarobic innym, dzielilem sie, pomagalem, uwazalem sie za dobrego czlowieka, mimo iz zajmowalem sie ciemnymi sprawami. Mowilem, sobie co za Bog, ze ja jestem takim dobrym czlowiekiem, a inni mnie np. wykorzystuja, albo zamykaja w wiezieniu przeciez jestem taki dobry. Czyli, ze nie ma sprawiedliwosci czyli, ze nie ma zadnego Boga tylko sa nasze wybory, szczęście, ze akurat tu sie znalezlismy w wiezieniu to dlatego, ze bylismy w jakiejs sytuacji nieostrożni. Kpiłem, i zle mówiłem o Bogu, Kościele, Jezusie i Księżach. Tak wiec zylem w ten sposób od 17 roku zycia do teraz, Kiedy to zrozumiałem, że to tylko moja droga, która zaplanowal Bóg. Bog był wczesniej dla mnie tak naprawdę cale życie tylko tradycja, później nawet bardzo smieszna wręcz glupia. Kiedy miałem 30 lat byłem u kresu wytrzymalosci plakalem i chciałem się zabic. poszedłem do szpitala psychiatrycznego i powiedziałem ze już dluzej nie mogę, ze mam wszystkiego dość, żeby mi pomogli, o Bogu jeszcze wtedy nawet nie pomyslalem, żeby to do niego się zwrocic nawet mi to przez myśl nie przeszlo, mowilem sobie wtedy do jakiegoś wymysłu niestworzonego będę się modlil prosil kogo? Gdzie? do chmur kpilem sobie z tego i tak trafiłem do szpitala na 3 tygodnie, ale po tej całej obserwacji nie stwierdzili zadnej choroby psychicznej, stwierdzili, ze jestem zdrowy może powinieniem nad sobą trochę popracować i tyle zresztą widziałem po nich ze sami nie wiedzieli co mi jest, ale na pewno zapewniali, ze to nie choroba. Wyszedlem z tego szpitala i nic się praktycznie nie zmienilo trochę moje nastawienie po szpitalu, ze teraz to będzie lepiej bo po szpitalu(2016). Chwile wmawiałem sobie poprostu, ze jest lepiej. Malo tego przypomniała mi się teraz istotna rzecz, a może jak się jeszcze kiedyś okarze najistotniejsza- mój syn w tym czasie miał ponad rok i nawet ani myśleć nie było mi go chrzcić, nawet w duchu mowilem sobie, a po co to przecież to jakies bzdury, ale no dobra wiadomo trzeba bo co ludzie powiedzą rodzice, dziadkowie. Skonczylem na tym, ze wydawalo mi się ze po psychiatryku jest lepiej z zona w domu, w zyciu, pracy. Trwalo to chwile może z miesiąc. Później znowu wrocilo wszystko do poprzedniego stanu i tak tkwiłem w tym kolejny rok w tym czasie rozwod i wyprowadzka z domu i caly czas bez Boga nawet nie pomyslalem, a coraz gorzej w zyciu problemy myśli o samych negatywnych rzeczach i robieniu i wyrządzaniu tylko zla, ze mimo mojego zajęcia i codziennego zycia na granicy prawa tak destrukcyjnych złych myśli w zyciu nie miałem. Miałem mnóstwo problemów, już praktycznie nie do rozwiązania na kazdej plaszczyznie zycia wszystko zaczalem wysprzedawac, ale cos się zaczelo lekko polepszac. Przyjaciel z którym byłem poklocony popchnal mnie trochę do przodu i zaczelismy znowu robic ciemne interesy. Kwestia finansowa i że tak powiem zawodowa zaczela się lepiej ukladac z nowa dziewczyna już mieszkałem od jakiegoś czasu (2017). Chwile było jakby lepiej, ale i tak ciagle cos mnie trapilo wracaly, ale porzelotem myśli samobójcze czegos jakby mi brakowało. Pozniej jak o tym myslalem to przełom musial nastapic jak mój syn został ochrzczony, nie byłem na ceremonii ponieważ nie utrzymuje kontaktu z synem, place tylko alimenty. Chrzest był o ile pamiętam 23 listopada 2017r. I tak mniej więcej mimo doskonalej sytuacji finansowej i rozwojowej, z dziewczyna tez dobrze się ukladalo, wakacje itp. Od czasu Chrztu mimo ze wtedy o tym nie pomyslalem, zaczely się nasilać moje problemy ze sobą nie wiedziałem co mi jest byłem nieszczęśliwy, chciało mi się plakac, sflustrowany życiem, miałem wyrzuty sumienia przez to co robie czym się zajmuje, nigdy wcześniej tak nie mialem, chciałem czynic tylko dobro, miałem myśli samobójcze, a przecież niby ukladalo i wszystko wygladalo na pozor dobrze, ale ja przezywalem to cos wewnątrz i tego nie rozumialem. Wtedy pierwszy raz w domu, nie wiedziałem o tym, ale teraz wiem, ze wtedy wlasnie Bog mnie sluchal slyszal kazde moje slowo. Byłem w salonie sam w mieszkaniu. Mowilem Boze dales mi tyle talentow, urodziłem się takim człowiekiem, który mogl zrobić w zyciu wszystko, zrobić wiele dobrego. Bardzo szybko się uczyłem dobrze wygladalem byłem zdrowy inteligentny, błyskotliwy, elokwentny wszystko zaprzepascilem i dalej zatracam. Mowilem Bogu, że dostałem swoje talenty które zakopałem, i ze nie wiem co robic, ze teraz jest już za pozno ze nie ma odwrotu mam 32 lata, ze poszedłem w strone kombinowania ze przepraszam, ze zycie już przegrałem ze nic mnie już dobrego nie spotka. I bardzo ważne słowa sobie tez uswiadomilem i powiedziałem wtedy Bogu, wiem że wystarczylo spelnic tylko jeden warunek który gwarantowal by mi pelen sukces i pelne szczęście w życiu po prostu żyć jak Bog przykazal i nic więcej nic kompletnie nic. miałem tyle talentow które zakopałem, ze wystarczylo spelnic tylko ten jeden warunek a reszta potoczyla by się pięknie i najcudowniej sama sam bym lepiej nigdy nie wymarzyl, a cale zycie sam ingerowałem jak tu zrobić najlepiej i wbrew Bogu. Mowilem wtedy całym sobą przez caly czas i w 100% szczerze do Boga, ze moglem skonczyc najlepsze szkoły i robic cos dobrego pożytecznego, widziałem się w wilekich firmach takich Microsoft czy Nasa bądź innej ważnej instytucji która może zrobić i wnieść dla swiata cos dobrego i tworzyć cos dobrego dla ludzkości uczestniczyć w czyms ważnym być kims ważnym i czynic dobro,ze miałem to w zasiegu reki tylko zmarnowałem. I misje jaka dal mi Bog jest 100 wieksza nawet od własciciela Microsoftu i nie potrzebne tutaj sa nakłady finansowe ani szkola i wiedza. Mimo, iż zajmowałem się sprawami nielegalnymi, chodzi o uprawe konopii, to zawsze w swoim interesie byłem uczciwy, nikogo nie chciałem oszukać. Myslalem nawet, ze pomagam bo dziele się ziolem. Naprawde z dobrego serca dzieliłem się ze znajomymi i pomagałem. I chyba Bog to zauwazyl dlatego mnie wysluchal wie, ze w glebi duszy jestem dobrym czlowiekiem tylko porostu zbladzilem i poszedłem w niewlasciwa strone. Bog jest wielki miłosierny to niesamowite, ze takiej osobie jak ja dal tak wielki Dar. Mysle, ze nawet może być tego jakiś głębszy przekaz, ale jak Bog chce to porostu to pokaze, ja cos jakbym już się domyslal, ale nie dokonca. Od tej rozmowy z Bogiem, gdzie wcześniej nawet do glowy mi nie przyszlo mowic cos do Boga, byłem wtedy sam w domu strasznie przy tym plakalem. I od tego momentu Jakos zaczal ten bol ustawac, stalem się jakby weselszy. Nie pamiętam dokładnej daty ale było to jakos przed albo po Bozym Narodzeniu, ale raczej przed Bożym ponieważ jeszcze zabardzo mi kościół nie chodzil po glowie na początku grudnia ale już gdzies mnie ciagnelo na pasterke z tego co pamiętam, ale w koncu nie poszedłem. Jak wspomniałem po rozmowie byłem już weselszy i jak od dwóch lat nie swietowalem sylwestra, to postanowiłem to odmienić ze lepiej wkroczyć w nowy rok na wesoło to i caly rok taki będzie. Nie pilem alkoholu, ponieważ nie pije już 8 miesiecy i nigdy się więcej nie napije. Tak wiec kameralnie Brat znajomi kulturka fajerwerki i zaraz grzecznie spac. No, ale mimo, ze byłem już weselszy, interesy się ukladaly, z dziewczyna super z była zona super, to jednak cos jeszcze było nie tak cos jakby mnie trapilo czegos jakby mi brakowalo i z calkowita wesoloscia i radoscia nie, ze się mowi jak trwoga to do Boga, bo wtedy byłem i wesoły itd. To tego 1 stycznia 2018 roku mowie sobie jeszcze wszystko pięknie ladnie fajna zabawa była to pojde sobie do kościoła żeby przypieczetowac ten Nowy Rok jakos tak mnie wzielo niby nie wiedziałem skad nawet o tym nie myslalem skad taka myśl, po prostu jakby to było naturalne i oczywiste ze musze isc do kościoła i z pelna radoscia tam szedłem wręcz bieglem pamiętam bo na ostatnia chwile. Wbieglem do kościoła który dobrze znalem, ale kompletnie go zapomniałem mieszkam przy parafii 15 lat i 10 lat w nim nie byłem albo i dluzej. Stanalem skromnie w rogu przy drzwiach i tak stalem cala msze. Owladnelo mnie wielkie szczęście zaczalem być tak jakby w transie nie zwrocilem na to wtedy uwagi, ale stało się to chyba po podniesieniu Pana Jezusa, ponieważ na pewno była to pozniejsza czesc Mszy i zaczalem wtedy drugi raz rozmawiać z Panem Bogiem, wlasnie w kościele. Mowilem mu nawet nie wiem skad we mnie wtedy takie słowa, ale powiedziałem ze oddam ci się caly Panie tylko proszę cie uratuj mnie wyrwij mnie z sidel tego zla tego wszystkiego będą postepowal w pełni z twoja wola tylko proszę wysłuchaj mnie steruj mna oddam ci się caly. To było niesamowite ogarnela mnie wtedy taka moc takie szczęście jakiego nikt jeszcze chyba nie doswiadczyl, zrozumialem wlasnie wtedy ze Bog naprawdę istnieje ta rozmowa nie była jak inna nawet na 99.999% ona była na 100%. To było najwspanialsze i najszczęśliwsze wydarzenie i moment mojego zycia. Ogarnal mnie wielki spokoj i pewnosc o przyszlosc i wszystko i wielkie szczęście. Przeczucie ze cos się wielkiego wydarzy chodzilo za mna od jakiegoś miesiąca końca listopada, początku grudnia i zegarek wskazywal ciagle te same godziny i minuty wiedziałem ze to jakiś znak, ale nie wiedziałem o co chodzi, nie myslalem o Bogu na to wtedy nie wpadłem.
[ciach - (PW)]
w to miejsce modyfikacja Autora ----------> Leżałem w nocy nie mogłem zasnąć Bog mnie ogarnal byłem w jakiejś euforii rozmawiałem z Bogiem rozmyslalem .Nagle pojawiła mi się w glowie pewna myśl, która była jak rozrysowany plan, Taki biznes plan, ale jak pomoc zrobić cos dobrego, nie jak zawsze tylko kombinowanie. Czuje, ze to wlasnie moja droga zyciowa. Stworzenie pewnego portalu, takiego jak np. Katolik.pl, tylko znacznie większego bo globalnego, który będzie tez dla ludzi, będzie pomagal i czynil dobro. Ja to nazywam moim Darem od Boga, ten wlasnie pomysl. <--------------------
6 Stycznia już wiedziałem, a wręcz jakos wewnętrznie czekałem, ze pojde znowu do Kosciola. Nastal 6 stycznia a mi jakos od rana nie było po drodze do Kosciola, ale w końcu jakos same nogi ze znajomym zaprowadzily mnie do centrum jako ze kolega nie chodzi do kościoła ja powiedziałem sorry ale ja musze isc do kościoła spojrzał na mnie jak na wariata ale oki powiedział rozumiem i rodzielilismy się. Poszedłem wtedy do zanego mi kosciola bo wlasnie wtedy miałem dobry okres jak miałem te 13 lat to mieszkałem w tych okolicach i tam chodziłem, była to msza na 20 godzine, ostatnia a było trzech Kroli, ważne swieto którego chyba nigdy wcześniej nie obchodziłem, może się zdarzylo. Ogolnie to, ze Mirka w kościele wtedy spotkałem, który jest tez czescia planu, to tylko jeden ze wszystkich tak naprawdę zbiegow okoliczności (sprawdzałem to jak myslalem, ze zwariowałem, zadzwoniłem do Mirka gdzies 8-9 stycznia i zapytałem czy chodzi do tego kościoła często, a u nas w miescie jest ponad 70. On odpowiedział, ze nigdy i ze był tam przypadkowo i opowiedział mi dlaczego) stad tez wiem ze to Bog ponieważ nie możliwe jest ze 100/100 to zbiegi okoliczności rachunek prawdopodobienstawa o tym nie mowi tak wiec nauka idzie w odstawkę. Miałem wielka potrzebe spowiedzi, ponieważ prawie 10 lat nie byłem u spowiedzi a chciałem jeszcze kiedyś nawet jak siedziałem w wiezieniu ale jakos rezygnowałem bo ksiądz nieodpowiedni itp. albo czasami balem się. A wtedy się nie balem wręcz mnie tam ciagnelo i bez znaczenia mi było jaki ksiądz jest w konfesjonale po prostu poszedłem i zobaczyłem Mirka siedział gdzies tam w tlumie w srodku czulem ze to jakiś znak. Wyspowiadalem się, spowiedz była niesamowita placz szczęścia, ksiądz powiedział mi ze najprawdopodobniej dotknal mnie Bog. Dal mi wskazówki które stosuje- chociaz nie dokonca dlatego jak najszybciej potrzebuje kogos kto będzie mnie prowadzil wlasciwa duchowo droga, pomoze mi wyczyscic się całkowicie jak to możliwe z grzechu i wtedy jestem gotowy na rozpoczęcie mojej misji. I przyjalem Cialo Pana Jezusa jak je przyjmowałem byłem w takich emocjach po tej spowiedzi tym Mirku tym darze który caly czas siedział mi tylko w glowie wiedzialem ze Cialo Chrystusa to dopełnienie którego brakuje w całej tej misji emocje siegaly zenitu caly czas placz i lzy i czekałem na eksplozje na wybuch, a było zupełnie na odwrot jak przyjalem Pana wszystko zniknelo prysło, od razu ogarnal mnie wielki spokoj wielka pewność. Byłem wtedy przez dwa dni najbliżej Boga ponieważ jeszcze w Niedziele następnego dnia tez poszedłem na msze i przyjalem Komunie. Przez te dwa dni Bog mna sterowal byłem wręcz bliski jakiś wielkich mocy moze takich jak proroctwa ponieważ prawie wszystko wiedziałem . Nie dokonca potrafiłem odczytywać wszystkich sygnalow choć były one wyrazne, ale wiem, ze jak jeszcze ktorys Ksiadz poprowadzi mnie do zbliżenia z Panem Bogiem to będzie mna mogl praktycznie sterowac jak jakims robotem niemalże to niesamowite uczucie nikt chyba czegos takiego nie doswiadczyl ja byłem blisko i wiem ze mogę to osiagnac ale musze przyjmować ciało Chrystusa i być bardzo blisko Boga. a nie przyjmuje ponieważ mam dziewczyne, a ona nie potrafi zrozumieć czystosci i tkwie jeszcze w sidłach innych grzechow, które same odchodzą coprawda i się porzadkuja (jak nałogi), ale jak najszybciej musze prawie całkowicie odseparować się od grzechu i wtedy cala uwagę skupic na bliskości z Bogiem i nastepnie na moim zadaniu. Samo się wszystko tak układa im jestem bliżej Boga, ale boje się tego i sam tez ingeruje w swoje ruchy i drugie osoby mnie pchaja w destrukcje i musze wypierać te zle pokusy. Chociaz już się uwolniłem od wielu grzechow przede wszystkim moich dawnych interesow. O moja misje jestem spokojny wiem, ze nawet jak będzie przedluzala się w czasie to i tak Bog mi tego nie odpuści. Wszystko mogę ze szczegółami jeszcze rozwinąć. Ale potrzebowałbym rozmowy, szukam jaiegos przewodnika który mi pomoze starałem się porozmawiac z kilkoma Duchownymi, ale jakos ciężko mi się do końca otworzyć, w konfesjonale mi jest latwiej. Może to Maryja mnie poprowadzi blizej w sfere duchowa, ponieważ się natknalem ostatnio na Traktat o Doskonalym Nabozenstwie Maryji Panny, kupiłem i zaczalem czytac. Co się zmienilo w moim zyciu od momentu zetkniecia z Bogiem: -wiem ze Bog istnieje na 100% to niesamowite uczucie chyba niewiele osob tego doswiadczylo nie rozumieją jak staram się to opisac, chciaz katolicy starają sie zrozumieć. -jestem spokojny zrownowazony szczęśliwy nawet przez glowe mi nie przejdą myśli samobójcze, wiem co będzie, nie ze szczegółami ale będę wiedział ze szczegółami jak będę bardzo blisko Boga w sensie sakrament i mocniejsza silniejsza modlitwa choć codziennie się modle. Wtedy odczytuje po prostu wyraźnie jego sygnaly czytam Bogu z ust rozmawiam z nim to jest cudowne to jest Cud. -Bog sam układa tak jak on chce żeby było najlepiej i jest najlepiej nawet jak się wydaje ze nie, to pozniej się okazuje ze najlepiej i co potrzebne jest do mojej misji i prowadzenia drogi duchowej za dużo zbiegow okoliczności to niemożliwe dlatego jestem spokojny i pewny
PS. Bog dal mi zadanie, ale najpierw musze do końca poukladac swoje zycie Duchowe, ponieważ bez Niego nie dam rady nic sam zrobić. Bog daje ludziom zadania, misje? Czy znacie podobne przypadki? Czy wygląda to podobnie? Szukam na youtube i innych portalach katolickich odpowiedzi i trochę ich znalazłem, świadectwa wiary tez sa cudowne. To one mnie zblizyly do niektórych odpowiedzi, ale pytan mam dużo więcej. Nigdy bym się nie spodziewal, ze mnie cos takiego spotka. Jest okres Wielkiego Postu staram się jak najwięcej się modlic i uczestniczyć we mszach i drogach krzyżowych do tego poszcze w piatki, ale to i tak jest dla mnie niedosyt, potrzebuje czegos więcej. Rozmyslalem jeszcze jak wydawalo mi się, ze zwariowalem o sile autosugestii bądź podswiadomosci,ze poprostu podjalem rozterke nad swoim zyciem i ze jak bym zyl jak Bog przykazal to bylbym szczęśliwy i dlatego teraz tak zyje i ze wskazuje na Boga, a to tak naprawdę mój wybor nad zmiana zycia i podejścia. Ta teza odpada, ponieważ moja wiara w istnienie Boga jest zawsze tak samo silna z której strony bym do wiary nie podszedł i rozmyslal nad roznymi hipotezami, ze to wytwor mojej wyobraźni i wypieral nawet to z siebie to ona zostaje caly czas niezmienna i pewna jak skala. Pytalem Boga o dopowiedz w tej kwesti wlasnie teraz w trakcie pisania tego świadectwa, żeby wskazal jak opisac argumenty na te pytania, ponieważ ja je rozumiem i odczytuje, ale ciężko mi jest je opisac. Bog odpowiedział mi, ze dal mi swoja Łaske ale jest ona moja i tylko ja ją rozumiem, a na swiadectwo, które pisze nie jest potrzebny, dla tego kto ma zrozumieć, żaden argument ani dowod. Najwazniejszym i jedynym argumentem jest poprostu moja pewność w istnienie Boga, to jest Łaska która została mi darowana. I to mam glosic, że Bog istnieje. Własnie tak mi dzisiaj 18 lutego odpowiedział Bog. Tych innych argumentow, dowodow jest ogolnie duzo, ale to już moja osobista kwestia do omówienia z przewodnikiem duchowym, bądź może z jakims niedowiarkiem, który będzie podwazal to swiadectwo.
Jeszcze na koniec chciałbym powiedzieć ludziom którzy nie wierza i może dla tych ktorzy będą zaprzeczać, bądź niedowierzać, bądź interpretować po swojemu moje swiadectwo. Nawet jeżeli chcecie cos poprostu zmienić w swoim zyciu, cos wam nie pasuje, czegos wam brakuje sami nie wiecie czego mimo, ze macie na pozor wszystko. Pomyslcie chociaż przez ułamek sekundy w trakcie rozmyslania o swoich problemach interesach itp. pomyslcie O wierze, o Bogu, zastanowcie się czy to nie tego wlasnie wam brakuje czy to wlasnie nie ten brakujący element. Nawet podchodząc do tego na początek w sposób bardziej logiczny czy naukowy, czyli ze Pismo Swiete które w oczach ateistow wymyslil i napisał człowiek, to zbior dobrych przypowieści, opowieści, porad i wskazówek do dobrego zycia i spełnienia, i dobrze podarzajac dalej tym krokiem czytajcie te opowieści i się uczcie, słuchajcie przecież tam sa same dobre rzeczy, chętnie czytacie kryminaly to Poczytajcie Biblie czy nawet świadectwa na forum, albo jak się nie chce czytac to świadectwa na youtube pooglądajcie nic nie tracicie, a możecie zyskac bardzo wiele, nawet przez zmiane swojego zachowania na lepsze, zrobienia jakiegoś małego dobrego uczynku to już samo to was o malutki kroczek zbliży do Boga, nawet tego nie będziecie swiadomi, a jednak będzie to coraz lepiej wplywalo na wasze zycie, poniewaz ktoś odwzajemni dobry uczynek będzie dobrze o was mowil sami będziecie się lepiej czuli jak będziecie postepowac według nauk Bibli nawet w Boga nie wierząc czy watpiac w jego istnienie. Sprobujcie porozmawiać w myślach z Bogiem po swojemu nic nie tracicie to was nic nie kosztuje. Sam pierwszy krok to już bardzo wiele nie będzie latwo będzie wiele kretych trudnych drog, ale na końcu tej drogi i tak dojdzie do waszego nawrócenia i sami nawet nie znając kościoła nie chodząc tam. Sami pojdziecie cos was tam po prostu poniesie to jest Bog to jest Cud.
Ostatnio edytowano Pn lut 19, 2018 11:59 am przez PeterW, łącznie edytowano 1 raz
zmieniono fragment tekstu na prośbę autora
|