Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest So kwi 27, 2024 6:12 pm



Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 2 ] 
 Judasz to ja 
Autor Wiadomość
Niesamowity Gaduła
Niesamowity Gaduła

Dołączył(a): Śr lut 20, 2008 3:45 pm
Posty: 5291
Płeć: mężczyzna
wyznanie: katolik
Odpowiedz z cytatem
Post Judasz to ja
Jeśli miałbym jednym zdaniem odpowiedzieć na pytanie, kim jest ksiądz, to powiedziałbym bez wahania: Ksiądz to grzesznik, któremu Pan Jezus umył nogi. Świadectwo o. Wojciecha Ziółka, prowincjała krakowskich jezuitów.

"Dobrze wiem, że są tysiące innych, pobożniejszych i bardziej teologicznie brzmiących definicji. W żaden sposób nie chcę z nimi polemizować. Powtórzę jedynie: dla mnie najważniejsze w byciu księdzem jest doświadczenie miłości Pana Jezusa, który widzi moją grzeszność, ale nie potępia mnie, tylko klęka i z czułością myje moje ubrudzone przez grzech nogi.

Idealni i bezgrzeszni?
To jest istota kapłaństwa, tyle tylko że my, księża, jesteśmy gotowi zrobić naprawdę wiele, by jej nie zauważyć, by ją pominąć, by się nią nie przejąć. Jakże często, mówiąc o kapłaństwie, wolimy przedstawiać samych siebie jako niemal idealnych i bezgrzesznych! Jakże często uciekamy przed prawdą o naszej kapłańskiej grzeszności! Jakże często wstydliwie chowamy pod ornat nasze brudne nogi, powtarzając za Piotrem: „Nigdy nie będziesz mi nóg umywał!”.

I nie pomaga nawet Jezusowe wołanie: „Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze mną”. Jakoś bardzo głęboko wbito nam do głowy i do serca przeświadczenie o tym, że jako księża nie możemy Panu Bogu pokazać żadnych naszych słabości i grzechów, że mamy prężyć przed Nim nasze duchowe muskuły i „zachwycać” Go naszą doskonałością. I nawet wtedy, kiedy grzechy już całkowicie nas przytłaczają, to i tak – w poczuciu winy i niespełnienia pokładanych w nas oczekiwań – staramy się do nich nie przyznawać albo poradzić sobie z nimi samodzielnie, domowymi albo, lepiej powiedzieć, starymi, wypróbowanymi kapłańskimi sposobami.

A wszystko po to, by pokazać się przed Nim jako „czyści i bez skazy”. Bo czyż jako szafarze Eucharystii nie powinniśmy być przaśni i bez żadnej domieszki kwasu? Czyż działając in persona Christi, nie powinniśmy być doskonali, jak On jest doskonały? Czyż nie mamy być kapłanami według Bożego Serca? Przecież wszyscy dokoła mówią nam, że być księdzem, że być dobrym księdzem to znaczy oddać swoje życie na służbę Bogu. Nawet liczą, ile to już lat żyjemy, poświęcając się dla Pana Jezusa. Nawet nie zauważamy, kiedy wchodzimy aż po uszy w tego typu mentalność, a stąd już tylko krok do iście pogańskiego myślenia, że w kapłaństwie chodzi o to, bym to ja oddał życie dla Pana Jezusa. A przecież cała Ewangelia jest o tym, że to On oddał życie za mnie. Kapłan to ktoś, kto tego doświadczył.

Nikt nie ujął tej prawdy piękniej i wyraźniej niż św. Jan w 13. rozdziale swojej Ewangelii. Ten szczególny tekst to przecież opis istoty kapłaństwa u samych jego źródeł. Jak dobrze wiemy, na próżno szukać tam opisu ustanowienia Eucharystii. Zamiast kanonicznych słów konsekracji, znajdujemy tam przepełniony ciepłem i miłością opis obmycia nóg Apostołom (w tym Piotrowi i Judaszowi) oraz równie wzruszający opis pożegnania Judasza i jego wyjścia w ciemną jak grzech noc. Bo kapłaństwo to nie są słowa, choćby te najświętsze. Kapłaństwo to jest wzruszenie Jezusową miłością, to dotyk Jego dłoni na moich brudnych nogach, to kawałek umoczonego chleba podany mi przez Niego i nadzieja – bo przecież nie przekonanie – że nie ma takiej ciemności, w której by mnie opuścił.

Bardzo brudne nogi
Rozważając ten tekst (ileż to kazań każdy z nas o nim powiedział!), zwykliśmy koncentrować się na przykładzie pokornej, służebnej i ofiarnej miłości Chrystusa oraz na Jego wezwaniu do tego, byśmy się wzajemnie miłowali, tak jak On nas umiłował. A przecież nie będę umiał kochać nawet trochę, jeśli wpierw nie wyznam i nie uznam przed Nim mojej bezradności, jeśli nie przyznam się do moich grzechów i do mojej bezsilności wobec nich. Nie będę umiał kochać nawet trochę, jeśli wpierw nie doświadczę na samym sobie, że jest Ktoś, kto mnie, księdza, kocha razem z moim grzechem. Nie będę umiał kochać, jeśli nie podam Panu Jezusowi moich brudnych nóg do umycia. Dopóki nie dostrzegę moich brudnych nóg i nie podam ich Panu Jezusowi do obmycia, nie będę miał udziału z Nim, nie będę księdzem.

„Wiedząc, że Ojciec dał Mu wszystko w ręce oraz że od Boga wyszedł i do Boga idzie, wstał od wieczerzy i złożył szaty” – tak wzniośle i uroczyście zaczyna się opis obmycia nóg Apostołom w Janowej Ewangelii. Jakże wielkie jest nasze zaskoczenie, kiedy parę wersetów dalej czytamy, że tym „wszystkim”, co Pan Jezus trzyma w swoich rękach, są brudne nogi Dwunastu, symbol ich grzechu, niewierności i zdrady. Bo kapłaństwo to doświadczenie bycia „wszystkim” w Jego rękach. Z całym moim życiem, które przecież On sam ukształtował, i z całym moim grzechem, który jest we mnie i który każe mi wciąż pytać, za każdym razem słusznie i zasadnie: „Czy nie ja, Panie?”. Jak się nie wzruszyć, widząc, że On, znając najciemniejsze tajniki mojego serca, nie cofa swojego wybrania, tylko ze spokojem raz jeszcze potwierdza: „Ja wiem, kogo wybrałem…”. Wybrany, który nie schowa przed Nim swoich brudnych nóg, to ksiądz.

Umywaj nogi, a nie zmywaj głowę
Konsekwencje takiej definicji kapłaństwa są bardzo konkretne i zanim się pod nią podpiszemy, warto się zastanowić, czy ich chcemy. Jeśli bowiem Pan Jezus jest mi wierny pomimo mojej niewierności, to znaczy, że i ja mam być wierny wszystkim tym, którzy nie są wierni ani Jemu, ani mnie. Jeśli mnie, księdzu, Pan Jezus umył nogi, to po to, bym i ja, jako ksiądz, umywał ludziom nogi, a nie zmywał im głowę. Bym kochał, a nie potępiał, bym przygarniał, a nie pouczał, bym klękał przed ludzką słabością, a nie patrzył na nią z góry. Bo widocznie w Boży plan zbawienia wpisana jest jakoś niewierność zarówno moja, jak i innych. Jeśli ja, ksiądz, doświadczę takiego traktowania mnie, grzesznika, to będę umiał tak samo traktować innych. Jeśli doświadczenie przebaczenia jest dla mnie jedynie pobożną teorią, to i innych będę jedynie nauczał, a nie kochał.

Bycie księdzem, który ma świadomość własnej grzeszności i jeszcze większą potrzebę doświadczenia przebaczenia, wcale nie jest łatwe. Trudno się bowiem przyznać do niewierności i zdrady, trudno zaakceptować podobieństwo do Judasza. Jednak niewiele zrozumiem z chrześcijaństwa i z kapłaństwa, jeśli nie doświadczę (czasami bardzo boleśnie), że Judasz to mój bliźniak, że Judasz to ja. Judasz to przypadek beznadziejny, to sam szczyt misterium zła. To ktoś, wobec kogo Boża miłość wydaje się bezradna, syn zatracenia, zagubiony na zawsze. Każde z tych określeń wydaje się prawdziwe, ale nie jest to cała prawda. Całą prawdą o Judaszu jest Jezusowa miłość do niego. Pan Jezus kocha Judasza i Judaszowa zdrada niczego tu zmienia. (…)

Taką samą miłością Pan Jezus kocha każdego z nas, księży, czyli nas, wybranych przez Niego grzeszników. Kiedy wciąż zdradzamy i wydajemy Go za coraz to nowe „trzydzieści srebrników”, które potem ze łzami odrzucamy od siebie, bo nie dały nam szczęścia, nie przekreśla nas, nie odrzuca od siebie, nie odpłaca potępieniem za nasze zdrady, ale kocha tym bardziej, im większe jest nasze zagubienie i grzech. Tylko ktoś, kto takie zagubienie przeżył, wie, jak trudno wtedy Jezusową miłość zrozumieć i przyjąć. Targani lękiem i wyrzutami sumienia, zdesperowani i rozczarowani sobą rozpaczliwie szukamy jakiejś nadziei, jakiejś pewności, jakiegoś światła.

Z jednej strony niemal automatycznie pojawia się lęk przed potępieniem, a drugiej wciąż nie gaśnie jakaś niewytłumaczalna nadzieja na zbawienie pomimo wszystko. Bo właśnie dzięki Jezusowej miłości te dwie rzeczywistości, potępienie i zbawienie, nie wykluczają się. Wręcz przeciwnie, ta pierwsza przyzywa tę drugą. Głębia przyzywa głębię. Sami z siebie, zdani jedynie na własne siły, naprawdę jesteśmy synami zatracenia, niezdolnymi do kochania i zasługującymi na potępienie (kto tego nie doświadczył, nie zna jeszcze prawdy o sobie), ale dzięki Niemu i Jego bezwarunkowej, nieodwracalnej miłości jesteśmy zbawieni, uratowani, ocaleni. Wciąż słabi i bezsilni, ale bezpieczni i szczęśliwi, bo w Jego rękach.

Zdrajca nosi Go w sobie
Umycie nóg, głębokie wzruszenie i niezmienna miłość to nie wszystko, czym Jezus obdarowuje zdradzającego Go Judasza. Przed wyjściem z Wieczernika Judasz otrzymuje jeszcze dar szczególny: „Umoczywszy więc kawałek chleba, wziął i podał Judaszowi synowi Szymona Iskarioty”. Zamiast zastanawiać się nad tym, czy Judasz przyjął w ten sposób świętokradczą Komunię św., czy nie, warto sobie uświadomić, że ten kawałek chleba to sam Pan Jezus zanurzony w śmierci, po to, by Judaszowi, i pozostałym dać życie. Temu, który Go zdradza i sprzedaje, Pan Jezus ofiarowuje w kawałku chleba samego siebie i od tej chwili Judasz już zawsze będzie Go nosił w sobie. I chociaż wchodzi w ciemność nocy, a do jego serca wślizguje się szatan, chociaż jego zatracenie wydaje się całkowite i nieuchronne, to Judasz już nie jest taki sam jak przedtem. Nosi w sobie Tego, który oddał za niego swoje życie (…)

A czyż z nami jest inaczej? Choćbyśmy nie wiem jak daleko odeszli od pierwotnej gorliwości, choćbyśmy nie wiem jak bardzo się pogubili w naszym przeżywaniu kapłaństwa, choćbyśmy zupełnie zatracili nasze powołanie, zawsze i wszędzie nosimy w sobie Tego, który dał się nam cały w kawałku chleba, który zanurzył się po uszy w naszym grzesznym życiu, by być z nami, byśmy nigdy nie czuli się sami i opuszczeni. Choćby nas otaczała największa ciemność, On się w tę ciemność zanurzy razem z nami i dla nas."

Fragment tekstu o. Wojciecha Ziółka pochodzący z książki „Sztuka bycia księdzem”, WAM, marzec 2010

_________________
Nowenna doM.B.RozwiązującejWęzły
https://www.youtube.com/watch?v=MLhe3HfrJ_U
https://www.youtube.com/watch?v=V-69l9jIm8s


Pn cze 01, 2015 11:32 pm
Zobacz profil
Niesamowity Gaduła
Niesamowity Gaduła

Dołączył(a): Śr lut 20, 2008 3:45 pm
Posty: 5291
Płeć: mężczyzna
wyznanie: katolik
Odpowiedz z cytatem
Post Re: Judasz to ja
Męczennicy różańcowi. Ojciec Jacek Salij OP.

"MĘCZENNICY RÓŻAŃCOWI
Szczególnym potwierdzeniem znaczenia modlitwy różańcowej są ci uprzywilejowani świadkowie wiary, których śmierć męczeńską spodobało się Opatrzności Bożej powiązać z różańcem. Zacznijmy od pierwszego wyniesionego do chwały ołtarzy Cygana, bł. Zefiryna Gimenez Malla, skazanego na śmierć w okolicznościach następujących. Kiedy czerwona Hiszpania szalała nienawiścią do wszystkiego co katolickie, Zefiryn ujął się za prowadzonym na rozstrzelanie młodym księdzem – było to w Barbastro pod koniec czerwca 1936 r. Rzecz jasna, tyle tylko osiągnął, że sam został aresztowany. «Gdy jeszcze znaleziono w jego kieszeni różaniec, jego los był przesądzony. Jeden z milicjantów, który znał Zefiryna jako dobrego człowieka, próbował go ratować, prosząc o dyskretne oddanie różańca w jego ręce. Zefiryn pozostał jednak wierny swoim przekonaniom. Odważnie wyznał wiarę, godząc się na więzienie i śmierć. W więzieniu modlił się na różańcu i pocieszał innych <wrogów hiszpańskiego ludu>»[22]. Skazany na śmierć, został rozstrzelany 2 sierpnia 1936 roku, beatyfikowany przez Jana Pawła II 4 maja 1997 roku.

Dwóch jednoznacznych bohaterów różańca znajduje się w grupie 108 męczenników z czasów II wojny światowej, beatyfikowanych 13 czerwca 1999 r. Pierwszy z nich, ks. Władysław Demski z Inowrocławia, został z powodu różańca zatłuczony na śmierć 26 maja 1940 roku w obozie koncentracyjnym w Sachsenhausen. A było to tak: Kiedy przypadkowo wypadł mu z kieszeni różaniec, esesmani kazali mu go podeptać. Kiedy ks. Władysław odmówił, Niemiec rzucił różaniec w błoto i kazał go księdzu pocałować. Ksiądz ukląkł i odszukał wargami krzyżyk różańca, co wywołało wściekłość strażników. Pobili go na śmierć i jeszcze próbowali się bawić nad ciałem męczennika[23].

Z kolei w Oświęcimiu, 4 lipca 1942 roku, poniósł śmierć inny męczennik różańcowy, ks. Józef Kowalski, salezjanin. Za odmowę podeptania różańca został pobity i przeniesiony do obozowej kompanii karnej. Kiedy kazano mu wejść na beczkę i wygłosić kazanie, ksiądz Józef «spokojnym głosem odmówił Ojcze nasz, Pod Twoją obronę i Witaj Królowo. Kapo Karl Langenhagen zepchnął go z beczki i skopał niemiłosiernie. Ksiądz Józef wrócił do baraku i modlił się, przeczuwając najgorsze. Po jakimś czasie zjawił się kapo Józef Mitas i zabrał go ze sobą. Ksiądz Kowalski oddał koledze ostatnią kromkę chleba i poprosił, żeby pomodlić się za niego i prześladowców. Został zmasakrowany i utopiony w beczce z fekaliami»[24].

Czuje się coś szatańskiego w nienawiści, jaką u różnych osobistych nieprzyjaciół Boga i Kościoła budził różaniec. Sądzę, że nie jest czymś nieracjonalnym domyślać się, że nienawiść ta jest odgłosem wściekłości szatana z powodu szczególnej potęgi modlitwy różańcowej.

Szczególnie wiele prześladowań z powodu różańca zaznali katolicy w czasach sowieckich. «Z obsesyjną wręcz nienawiścią – że przytoczę słowa jednego z badaczy zagadnienia – prześladowano działalność Żywego Różańca»[25]. Tu Autor przywołuje świadectwo ks. Antoniego Chomickiego, który usłyszał kiedyś od oficera KGB, że Żywy Różaniec to coś gorszego niż bomba atomowa.

Być może istotnym źródłem takiej nienawiści do Żywego Różańca była niemożność uwierzenia przez służbę bezpieczeństwa, że naprawdę jest to nabożeństwo czysto religijne. Oto fragment instrukcji «objaśniającej» lokalnych wyznaniowców, czym jest Żywy Różaniec: «Prawowierny katolik, żeby osiągnąć <odpuszczenie grzechów>, musi codziennie odmówić 150 modlitw (70 razy <pater noster>, 60 razy <credo>, 20 razy <ave Maria>, odliczając je na specjalnych paciorkach nazywanych różańcem. Ponieważ jednej osobie trudno przeczytać taką ilość modlitw, kościół zezwala przeczytać te modlitwy kolektywnie, zrzeszając grupy po 10 ludzi. Takie zebrania po 10 ludzi są prawdopodobnie praktykowane wśród katolików, przy czym w trakcie tych zebrań ich skład stabilizuje się. Zebrania te z reguły nie zawężają się tylko do odczytywania modlitw. Zmieniają się one w dyskusje dotyczące różnych, w tym też daleko niereligijnych tematów. <Różaniec> w ten sposób zamienia się w działającą nieustannie zwartą grupę, dowodzoną przez tzw. <tercjarzy>»[26].

Wiele faktów martyrologii różańcowej w ZSRR wydobył ks. Roman Dzwonkowski SAC. To on wydobył na światło dzienne męczeństwo inwalidki z Żytomierskiego, Janiny Jandulskiej, rozstrzelanej bez sądu za samo tylko zorganizowanie Żywej Róży. Chyba jeden tylko Pan Bóg wie, ilu męczenników zostało zamordowanych w Związku Sowieckim za swoje takie czy inne zaangażowanie w modlitwę różańcową. «Opowiadała mi – cytuję teraz ks. Dzwonkowskiego – p. Władysława Jaworska z parafii Sołobkowce, w rejonie jarmolińskim obwodu chmielnickiego, historię własnej rodziny, związaną ze sprawą Żywego Różańca. W roku 1938, gdy miała lat 7, został aresztowany jej ojciec. Uwięziono go z wieloma innymi Polakami w Płoskirowie. Udało mu się stamtąd przysłać żonie brudną koszulę, w której mankiecie ukrył karteczkę ze słowami: <Zabrali mnie za Różaniec, pamiętaj, ucz dzieci>. Było ich w domu czworo. Napisał to, bo wiedział, że już nie wróci – i nie wrócił. Jak się później okazało, za worek pszenicy wydał wszystkich sąsiad, zresztą Polak»[27].

Jeszcze w latach siedemdziesiątych «zdarzało się na Ukrainie, że z konduktu pogrzebowego wyciągano mężczyznę, który odmawiał różaniec i karano wysokim <sztrafem>». Na KGB księżom często zadawano pytanie o Żywy Różaniec i «tercjarów»[28].

Odnotujmy jeszcze świadectwo cierpienia za różaniec w polskich więzieniach stalinowskich. Jego autorem jest ks. Józef Sanak, więzień PRL w latach 1950-55, autor książki pt. Gorszy niż bandyta. Kapłan w stalinowskim więzieniu (Wyd. Platan 2001): «Bardzo niebezpieczną modlitwą był Różaniec. Różańce robiliśmy z kulek chleba. Gdy naczelnik więzienia znalazł przy kimś taki różaniec, natychmiast kazał mu go zjeść, nie licząc się z tym, że więzień po prostu mógł się udławić. My, starzy wyrafinowani więźniowie, wiedzieliśmy, gdzie i jak chować różańce, aby nie podpaść. Jeden Bóg wie, ile tych różańców chlebowym zmówiłem...»[29].

Nieznane u nas fakty z dziejów różańcowego męczeństwa w dalekiej Japonii odsłaniają nie opublikowane jeszcze badania Józefa Klimurczyka OP. Wielu spośród chrześcijan więzionych za wiarę, a następnie zamordowanych w Dniu Wielkiego Męczeństwa, 10 września 1622 roku, przekazało swoim bliskim różańce, jakie w oczekiwaniu na śmierć sporządzili w więzieniu. Te otrzymane od męczenników różańce były przechowywane jako drogocenna relikwia – i były później zarówno świadectwem oskarżenia w następnych prześladowaniach, jak źródłem mocy dla następnych męczenników.

Owoce tych męczenników różańcowych – których imiona i liczbę zna jeden tylko Bóg – nieoczekiwanie objawiły się z górą dwa wieki później. Jak wiadomo, ostatnie prześladowania w Japonii – po których władze doszły do wniosku, że chrześcijan w tym kraju już nie ma – zakończyły się w roku 1637. Wtedy również zaczął się trwający aż do roku 1853 okres izolacji Japonii. Kilkanaście lat później, kiedy w Nagasaki francuscy misjonarze wybudowali kościół, zaczęli się do nich zgłaszać ukryci chrześcijanie, którzy przez prawie 250 lat bez księży i bez Eucharystii, a nawet bez Pisma Świętego, gruntownie odseparowani od Stolicy Apostolskiej i całego Kościoła, zdołali zachować – właśnie dzięki modlitwie różańcowej – wiarę katolicką. Ostatni misjonarze – jeszcze w pierwszej połowie XVII wieku – przekazali im trzy kryteria, po których będą mogli poznać tych głosicieli Ewangelii, którym powinni zaufać: będą oni czcić Maryję, uznawać Papieża i żyć w celibacie.

Temat męczenników różańcowych tutaj tylko sygnalizuję. Już Tertulian zauważył, że sanguis Martyrum – semen Christianorum – krew męczenników jest posiewem chrześcijan. Analogicznie, krew męczenników różańcowych na pewno przyczynia się do rozszerzania się w Kościele umiłowania modlitwy różańcowej. Dlatego powinniśmy sobie wzajemnie więcej o faktach takiego męczeństwa opowiadać. Wielka szkoda na przykład, że u nas w Polsce praktycznie nic nie wiemy o naprawdę poruszających dziejach męczeństwa różańcowego Kościoła w Irlandii."
http://www.rozaniec.dominikanie.pl/005.html

_________________
Nowenna doM.B.RozwiązującejWęzły
https://www.youtube.com/watch?v=MLhe3HfrJ_U
https://www.youtube.com/watch?v=V-69l9jIm8s


Śr gru 16, 2015 11:47 pm
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 2 ] 


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 25 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL