Było, ale widzę że zapomniane, więc przypominam:
Zasada podwójnego skutkuWielokroć słyszałem dwie przeciwstawne (równie błędne) tezy.
Pierwsza brzmiała: W pewnych sytuacjach Kościół dopuszcza aborcję.Druga brzmiała: Zakazane są wszelkie działania medyczne, nawet w przypadku np. konieczności usunięcia macicy zaatakowanej przez nowotwór..Otóż sytuację, w której powstrzymanie się od jakichkolwiek działań może spowodować śmierć zarówno dziecka, jak i matki (albo samej tylko matki) reguluje tzw.
zasada podwójnego skutku.
O co chodzi w tej zasadzie?
Najpierw napiszę o co NIE chodzi. Otóż nie jest ona usprawiedliwieniem dla zabicia dziecka wówczas, gdy jest ono chore, albo gdy chora jest jego matka, albo gdy dziecko zostało poczęte w wyniku gwałtu (nie możemy go karać za to, że jego biologiczny ojciec skrzywdził jego matkę).
Zasada podwójnego skutku dopuszcza wybór, gdy ocalenie jednego życia oznacza szkodliwe działanie dla drugiego (np. gdy ratująca życie terapia matki może być szkodliwa - nawet śmiertelnie - dla dziecka lub odwrotnie).
Już słyszę głosy że to „to samo co aborcja” i „uspokajanie sumienia”. Otóż nie. Działaniem jakie jest podejmowane nie jest w tym przypadku zabicie dziecka, lecz ratowanie matki. Śmierć dziecka jest tzw. drugim skutkiem – niechcianym, choć spowodowanym przez podejmowane działanie.
Gdy zachodzi sytuacja wyboru „życie matki czy życie dziecka” również sytuacja odwrotna – tj. decyzja matki o nie podjęciu działań leczniczych mogących spowodować śmierć dziecka – jest w świetle zasady podwójnego skutku działaniem moralnie dopuszczalnym.
Czy więc Kościół dopuszcza w tym szczególnym wypadkiem aborcję?
Mamy tu kilka źródeł nieporozumień.
Po pierwsze - definicja przerwania ciąży (aborcji). Innymi słowy co jest aborcją. Tu jest rozbieżność. Jedni używają tego pojęcia jako pojęcia technicznego na każdą czynność medyczną która wiąże się z poronieniem, inni zaś tylko na te czynności, "które są zamierzone jako cel lub środek" (co to znaczy, o tym napiszę dalej) i jako takie są traktowane po prostu jako rodzaj morderstwa.
W katechizmie czytamy:
"2271 Kościół od początku twierdził, że jest złem moralnym każde spowodowane przerwanie ciąży. Nauczanie na ten temat nie uległo zmianie i pozostaje niezmienne. Bezpośrednie przerwanie ciąży, to znaczy zamierzone jako cel lub środek, jest głęboko sprzeczne z prawem moralnym"Jak widać z treści kanonu 2271, katechizm używa właśnie tego drugiego znaczenia pojęcia „przerwanie ciąży”.
Profesor teologii moralnej ks. Stanisław Warzeszak (cytuję za
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/F/FE ... ojny.html# ) tak to tłumaczy:
Zgodnie z tą zasadą Kościół dopuszcza np. sytuację, gdy istnieje konieczność usunięcia macicy zaatakowanej przez nowotwór, nawet gdy kobieta jest w ciąży, co oznacza śmierć dziecka. Zaniechanie działań medycznych mogłoby spowodować śmierć zarówno matki, jak i dziecka.(...)śmierć dziecka, która jest następstwem działania medycznego, nie jest działaniem zamierzonym, lecz tzw. drugim skutkiem, czyli z moralnego punktu widzenia działaniem dopuszczalnym.
Spytany o porównanie do aborcji, profesor odpowiada następująco:
To są dwie zupełnie inne sytuacje, diametralnie różniące się motywacjami. W przypadku aborcji celem jest zabicie dziecka nienarodzonego, w przypadku zastoso-wania zasady podwójnego skutku celem jest ratowanie życia, a utrata innego nie jest zamierzonym działaniem.
Proszę zauważyć, że profesor używa pojęcia „aborcja” (przerwanie ciąży) w identyczny sposób jak katechizm.
Dodam, że zasada podwójnego skutku jest przyjęta nie tylko w prawie kościelnym, ale obecna też (pod tą lub inną nazwą np.
"stan wyższej konieczności") we wszystkich chyba prawodawstwach świata.
Na przykład jeśli dochodzi do niebezpieczeństwa śmierci matki w sytuacji ciąży pozamacicznej (a dziecko nie jest jeszcze w stanie żyć poza jej ciałem) lekarz ma wybór – ratowanie matki dopuszczając, iż może to zabić dziecko lub zaprzestanie działań i dopuszczenie do śmierci matki (a więc także dziecka). W takiej sytuacji lekarz może – pozostając w zgodzie z prawem świeckim – ratować matkę (nawet jeśli doprowadzi to do śmierci dziecka). Taką sytuację prawo nazywa
kontrapunktem - choć w wyniku działań lekarza doszło do śmierci człowieka, sprawca nie jest winny gdyż okoliczności (konieczność ochrony dobra równorzędnego) wyłączają odpowiedzialność lekarza.
Zasada ta odnosi się nie tylko (a nawet nie przede wszystkim) do dzieci w łonie matki.
Pierwszy raz została ona sformułowana w XIII wieku przez św.Tomasza z Akwinu w odniesieniu do obrony koniecznej: skutkiem dobrym w obronie własnej jest uratowanie własnego życia, natomiast skutkiem złym, który może zaistnieć (mimo że nie był wprost zamierzony) są obrażenia, a nawet śmierć „niesprawiedliwego napastnika”. Obrona jest skutkiem zamierzonym (pożądanym) , krzywda wyrządzona napastnikowi – skutkiem niezamierzonym (niepożądanym) choć dopuszczonym.
Oczywiście, zasada budzi pewne zagrożenia. Dlatego, oprócz istoty (tj. tego, że istnieją dwa skutki działania - pierwszym skutkiem, zamierzonym, jest coś dobrego, drugim natomiast, niezamierzonym, ale możliwym do przewidzenia jest skutek zły) określono kilka innych zasad:
- skutek zły musi być rzeczywiście niechcianym a jego dopuszczenie wynikać wyłącznie z faktu niemożności jego uniknięcia;
- skutek zły jest rzeczywiście skutkiem podejmowanego działania a nie jego elementem i przez to drogą do osiągnięcia pożądanych efektów;
- działanie samo w sobie jest godziwe, bądź przynajmniej obojętne moralnie (działania niegodziwego, niezależnie od jego efektów, nie można zaakceptować jako dobrego
- pożądane i oczekiwane efekty podejmowanego działania oraz skala potrzeb, która skłoniła do jego podjęcia są proporcjonalnie większe, niż negatywne efekty interwencji medycznej (czy się „opłaca”)
Jest tu jeszcze jedna rzecz, którą należy zauważyć. Nawet przy poprawnym zastosowaniu zasady podwójnego skutku,
„drugi skutek” pozostaje czymś złym. Jest dopuszczalny, ale to nie znaczy że to coś dobrego.
Czym się różni „zły” od „niedopuszczalnego”?
Żeby się nie rozwodzić, prosty przykład: ucięcie ręki to jest zawsze coś złego. Niemniej jeśli mamy do czynienia z gangreną i jest to jedyny sposób na uratowanie komuś życia, rękę można (a nawet należy) obciąć.
Oczywiście trzeba uważać, by nie stosować tej zasady zbyt szeroko (co jest dużą pokusą).
Zresztą jest tu sporo niuansów. Na przykład etycy głowią się nad "dylematem wagonika":
Wagonik kolejki wyrwał się spod kontroli i pędzi w dół po torach. Na jego drodze znajduje się pięciu ludzi przywiązanych do torów przez szalonego filozofa. Ale możesz przestawić zwrotnicę i w ten sposób skierować wagonik na drugi tor, do którego przywiązany jest jeden człowiek. Co powinieneś zrobić? Zwykle takie postawienie sprawy nie budzi wątpliwości. Ale jak się ją nieco zmodyfikuje, przestaje to być już takie oczywiste:
Sytuacja jest podobna do poprzedniej, wagonik wyrwał się spod kontroli i pędzi w dół. Jeśli nic go nie zatrzyma, zginie pięć osób. Jesteś na kładce nad torami i możesz zatrzymać go tylko zrzucając coś ciężkiego. Tak się składa, że obok jest bardzo gruby człowiek – jedynym sposobem na zatrzymanie wagonika jest zepchnięcie go z kładki na tory. Tylko zabijając go można uratować pięć osób. Czy powinieneś to zrobić? Większość ludzi, którzy w pierwszej sytuacji z wagonikiem zaakceptowali poświęcenie jednej osoby, żeby uratować pięć, nie akceptuje drugiego rozwiązania - i etycy zdają się wspierać to zdanie (ja, jako grubas, oczywiście też... ).
Dla wątpiących w tę negatywną ocenę inna wersja – identyczna pod względem moralnym:
Doskonały chirurg-transplantolog ma pięciu pacjentów. Każdy z tych pacjentów potrzebuje innego narządu i umrze, jeśli szybko go nie otrzyma. Ale nie ma żadnych dostępnych organów. Tak się jednak składa, że młody i zdrowy podróżnik przejeżdża przez miasto, w którym pracuje chirurg, i przychodzi do szpitala na rutynową kontrolę zdrowia. W jej trakcie chirurg orientuje się, że jego organy mogą uratować wszystkich pięciu umierających pacjentów. Co więcej okazuje się, że jeśli młody człowiek zniknie, nikt nie będzie podejrzewał doktora