Re: Ksiadz a powołanie,Ksiadz a kobieta
Celibat moim zdaniem nie jest żadną przeszkodą. Dlaczego? Bo jest
dobrowolny . Jak ktoś się decyduje na kapłaństwo, to od samego początku wie, że rezygnuje z miłości fizycznej, małżeństwa, bo serce nie może być podzielone.
Dziś można usłyszeć, że kiedyś to byli lepsi kandydaci na księży, tacy gorliwi i w ogóle było wspaniale. (jeszcze dodać, że za Gierka było lepiej
) Takie sentymentalne narzekanie nie jest do końca dobre, bo hamuje człowieka. Czasy się nam niestety zmieniły - dawniej i lepsi być może byli lekarze, kierowcy, nauczyciele, księża kandydaci na księży... Nic na to nie poradzimy. Zmieniła się mentalność.
Kiedyś za to była też większa presja społeczna - jak ktoś występował z zakonu, seminarium, a mieszkał w małej miejscowości (np. na wsi), to miał trochę "nie za wesoło", bo od razu stawał się obiektem plotek, spekulacji, domysłów... A dlaczego odszedł? Wyrzucili go przez kobiety czy alkohol? Może był chory? Albo źle się w tym seminarium uczył?...
Co do kobiet, to dobrą radę miał św. Franciszek. Jak zobaczył pociągającą i ładną panią, to mówił: "Piękna ta kobieta, ale nie dla mnie, bo ja jestem zajęty..."
Śluby zakonne istniały zresztą "od zawsze" - mnisi byli wówczas alternatywą dla "duchowieństwa świeckiego" - dzisiejszych księży diecezjalnych, których celibat nie obowiązywał. Stąd też np. nie cieszyli się oni takim autorytetem jaką zakonnicy...
Jak Pan Bóg daje powołanie, to kobiety nie są przeszkodą nie do przeskoczenia. Dawniej ksiądz na parafii to był "ktoś". Autorytet, powaga, szacunek... a dziś? Zwłaszcza w dużych miastach? To niekiedy obiekty drwin, dokuczania, ośmieszania, ataków agresji, w tym fizycznej. Mówiąc naprawdę najprościej: sługa Boży to dziś nie jest "apetyczny kąsek". Ludzie masowo odchodzą od Boga, Kościoła, wiary, nauczania - więc czemu jakaś kobieta miałaby zakochać się akurat w księdzu?
Chyba, że chodzi o takie pobożne kobiety, które są samotne, wiele czasu spędzają w kościele, udzielają się w rozmaitych grupach parafialnych, to faktycznie może coś"zaiskrzyć". Dlatego kapłan musi być czujny, wiedzieć co mu wolno, a czego nie. Gdzie jest ta nieprzekraczalna granica.
Bo nie chodzi o to, żeby się chować, zamykać w sobie, unikać kobiet - to wtedy jest nienaturalne i jakieś dziwne. Jak mawiał O. Leon: "Dobry ksiądz kończy tam gdzie mąż zaczyna"
Przytulić kogoś, czy nawet pocałować, to nie grzech. I to od razu nie musi oznaczać "czegoś więcej" - po prostu najzwyklejszy przyjacielski gest... Tyle i aż tylko tyle.
Będąc w zakonie, czy przed nim słyszałem dziesiątki opowieści o księżach z kobietami albo seminarzystami, którzy porzucili sutanny dla kobiet/dziewczyn/
Uważam, że jak kleryk zakocha się z wzajemnością, przemyśli, przemodli dobrze, porządnie, porozmawia z kierownikiem duchowym i odejdzie z seminarium, to żadnego dramatu nie ma. To jego wola i wybór. Pytanie czy oby na pewno musiał iść do seminarium, żeby się zakochać? (a nie znaleźć dziewczynę na świeckich studiach).
Problem jest jak ktoś jest kapłanem i gra "na dwa fronty" - jest przy ołtarzu, a poza plebanią spotyka się z kobietą, ma z nią nawet dzieci. Wtedy to jest już totalne przegięcie i będąc uczciwym powinien sam odejść, a nie zasłaniać twarz maską...
Dziś święto kapłanów, więc módlmy się za nich - oby nigdy nie zabrakło serc gotowych pójść za Panem Jezusem.