Szczęść Boże !
Jestem mężatka z prawie 2-letnim stażem. Mam pewne wątpliwości co do pożycia małżeńskiego.
Napisanie tego posta jest dla mnie szczególnie trudne, ponieważ dotyczy sfery intymnej, jest mi zwyczajnie wstyd, ale muszę jakoś wytłumaczyć w czym rzecz..
Nie stosujemy antykoncepcji. Seksu bez penetracji generalnie też nie, chociaż ostatnio zdarzyła się taka sytuacja. Stąd moje pytanie jak to jest w kontekście grzechu ? Czy chodzi o to, że orgazm nie może być poza penetracją, czy chodzi o ejakulację (poza) ? Bardzo przepraszam jeśli ktoś czuje się urażony tym co pisze, ale to dla mnie naprawdę istotne bo nie chce grzeszyć, a jak wiadomo dzieci w kapuście się nie znajduje
Jeśli chodzi o ten seks bez penetracji to nieraz myślę ,że byłoby mi jakoś łatwiej budować relacje z mężem w sensie terapii, ponieważ jestem ofiarą przemocy seksualnej i penetracja jest dla mnie nieraz traumatyczna. Poza tym próbuję oswoić się z czerpaniem przyjemności ze zbliżenia.
Oczywiście wiem jak ważna jest spowiedź i rozmowa ze spowiednikiem, ale proszę nie oceniajcie mnie pochopnie ,że po co pisze i ,że trzeba obgadać przy spowiedzi. To dla mnie jasne jak słońce, ale świadomość tego i tak sprawy nie ułatwia

Obawiam się kilku rzeczy - już samo to ,że mam z mężczyzną o tym mówić (wiem że to zastępca Chrystusa), czuje się zwyczajnie zażenowana tak że nie potrafię tego tak konkretnie wyłożyć jak tutaj, a po trzecie ksiądz to mężczyzna mający żyć w celibacie i nie chce mu tego utrudniać.