Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest Cz mar 28, 2024 1:32 pm



Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 3 ] 
 Straciłam sens...czy Bóg ma jakiś plan? 
Autor Wiadomość
Milczek
Milczek

Dołączył(a): So cze 19, 2021 10:20 am
Posty: 1
Płeć: kobieta
wyznanie: katolik
Odpowiedz z cytatem
Post Straciłam sens...czy Bóg ma jakiś plan?
Cześć,
Chcę się z Wami podzielić moją historią bo nie widzę jej sensu, mam wątpliwości czy nie popełniłam bardzo dużego błędu...i trochę nie widzę w tym konkretnej drogi od Boga. Proszę nie oceniajcie pochopnie, spróbujcie mnie zrozumieć...
Byłam z chłopakiem prawie 6 lat. Od 2 lat byliśmy zaręczeni (długo, wiem). Zaczęliśmy być razem kiedy ja miałam 16 lat a on 18. Od początku to był trochę inny związek, ja nie byłam przekonana bo nie podobał mi się jakoś bardzo i też czułam że mam mocniejszy charakter od niego co powodowało, że nie byłam do niego nastawiona "na równi". Ale z czasem poznając go, konsultowałam to też z księdzem który znał nas oboje, sprzekonałam się i postanowiliśmy być razem. Okazało się, że mamy naprawdę dużo wspólnych zainteresowań, podobne patrzenie na świat, lubiłam z nim spędzać czas, był ciepły, dobry i normalny (nie tak jak inni, których znałam) choć szybko zaczęła się wkradać fizyczność. Ja byłam i jestem wierząca, chłopak niby też ale nie był praktykujący kiedy się poznaliśmy. Nie dawalismy rady dotrzymać czystości, więc to była ciągła walka, która mimo wszystko przynosiła efekty. Okazało się później ze chłopak jest uzależniony, od tego samego co ja kiedyś czyli od pornografii. Oboje byliśmy z trudnych rodzin, nasza relacja była przez to bardzo burzliwa, nie rozwijała się w sielance tylko we wspólnej pracy. Problemy i pokonywane trudności mimo wszystko bardzo nas do siebie zbliżały. Podczas związku odmówiłam też 5 nowenn pompejańskich w różnych intencjach mających poprawić to co nam nie grało. Na studia poszłam na psychologię (zawsze mnie to interesowało), poszłam też na swoją terapię żeby sobie poradzić z przeszłością. Równolegle chłopak też nadal nad sobą pracował, otwierał się i zmieniał choć nadal twierdził że z uzależnieniem poradzi sobie sam. Wyjechał do pracy w delegacji, nasza relacja się pogorszyła, on się odcinal a ja byłam po prostu okropna i atakująca, po powrocie przyznał że pisał tam z innymi dziewczynami, że nie mówił mi prawdy i że musimy się rozstać. Nie byliśmy razem około dwóch miesięcy, po tym czasie zaczęliśmy znowu rozmawiać, okazało się że nie tylko pisał ale robil też inne rzeczy przed internet, uzależnienie całkiem go zgniotlo, był załamany, ale zmobilizował się do pracy nad sobą, pomogłam mu znaleźć terapeutę, zaczęliśmy razem odmawiać pompejankę, chłopak zaczął regularnie chodzić do spowiedzi, zbliżał się do Boga, bardzo się zmienił. Otworzył się, zaczął więcej rozumieć, nauczył się nad sobą panować, byłam z niego naprawdę dumna. Jednocześnie dalej w głowie porównywałam go z innymi mężczyznami, widziałam głównie wady i robiłam dokładnie to co u mnie w domu czyli krytykowałam za błędy, nie wspominając o zaletach. Jeszcze w styczniu konczylismy odmawiać pompejankę i moje emocje po zdradzie były bardzo silne. W lutym/marcu nagle wszystko jakby wyparowalo, czułam że przebaczyłam, że zdrada dużo nam pokazała, że w pewnym sensie czuję się nawet silniejsza. Jednocześnie zaczęłam czuć dystans między nami. Czułam, że denerwuje mnie humor narzeczonego, jego zachowanie, jego rodzina, jego podejście do wiary...wszystko. W kwietniu mieliśmy brać ślub, ale przelożyliśmy na październik żeby się pozbierać po tym co było. Jednak ja zaczęłam naciskać żebyśmy wcześniej wzięli ślub bo jesteśmy razem już bardzo długo i tak praktycznie codziennie się widzimy więc nie ma to sensu...przelozylismy na lipiec. I wtedy wątpliwości zaczęły się pełną parą. Starałam się trzymać podjętej decyzji ale każdy kolejny krok (kupowanie obrączek, rozmowy z rodziną) powodował coraz większy smutek, panikę, uczucie że sytuacja zamknie mnie w klatce. Czułam okropny stres, napięcie i każdą wadę narzeczonego zaczęłam widzieć 10 razy bardziej. Wszędzie widziałam szczęśliwe pary a u nas zauważałam tylko to co nas dzieliło. Czułam przede wszystkim smutek i rezygnację na myśl o ślubie z tym człowiekiem. Zaczęłam się modlić o pomoc, o jakieś rozeznanie o światło, co się dzieje i jaką decyzję mam podjąć. Taka szarpanina trwała około półtora miesiąca. Narzeczony był bardzo wyrozumiały chociaż nie mógł pojąć o co mi chodzi. Zmieniałam decyzję co chwilę. Cały czas szukałam odpowiedzi, modliłam się, prosilam żeby wola Pana Boga a nie moja się stała bo ja nie umiem w tym zamęcie niczego ocenić, czułam że jedynym co da mi spokój i pozwolić odzyskać chęci do życia będzie rozstanie. Schudłam prawie 5 kilogramów, nie mogłam robić nic poza czytaniem na temat depresji poślubnej, wątpliwości, dopasowania osób w związku i tak dalej. Prosiłam Pana Jezusa żeby On się tym zajął, bo ja zwyczajnie oszaleję. Wszyscy mieli dosyć tej sytuacji. Rozstaliśmy się... Narzeczony bardzo to przeżył, a ja nie rozumiem siebie... Terapeutka sugeruje że kocham go jak przyjaciela nie jak mężczyznę, ale nie jestem do tego przekonana...po tylu latach związku fascynacja nie jest taka jak na początku i raczej na przyjaźni się to opiera. Zwłaszcza, że gdyby to była tylko przyjaźń to kwestie bliskości fizycznej byłyby dla mnie raczej bezproblemowe.
Nie rozumiem siebie, tej sytuacji, Pana Boga. Nigdy nie czułam się tak źle, mimo że przez tyle lat pracowaliśmy nad związkiem i w ostatnich miesiącach narzeczony był taki jak zawsze chciałam żeby był, dojrzał, otworzył się...nadal nie był praktykujący ale może zraziłam go tym jak bardzo ja to naciskałam... Chciałam wierzącego, ciepłego i kochającego męża. A miałam ciepłego i kochającego, ale zniechęconego do kościoła narzeczonego.
Ciężko jest dokładnie opisać to wszystko. Modlę się i staram się być blisko z Bogiem...ale po ludzku widzę taki bezsens tej sytuacji i mojego zachowania. Próbowałam rozeznawac w tamtym czasie, ale poziom stresu uniemożliwiał ocenę sytuacji i jedna reguła wydawała mi się zaprzeczać drugiej. Nic nie dawało ukojenia, ani msza, ani różaniec ani spowiedź... Był dzień spokoju, po dniu znowu zaczynała się gonitwa myśli, stres i smutek, poczucie przygniecenia. Byłam na rekolekcjach ignacjańskich, ale to co tam usłyszałam na modlitwie też nie jest jednoznaczne i raczej świadczy o tym, że kocham narzeczonego...

Czuję się jak w piekle. Boli mnie serce na myśl, że więcej się nie spotkamy i że już nie mamy kontaktu, ale jednocześnie nie widzę teraz możliwości żebym umiała być naprawdę szczęśliwa w tym związku. Proszę Boga, Maryję, św. Józefa o pomoc i pokierowanie tym, ale wiem że oni działają w konkretny sposób więc nie mogę siedzieć z założonymi rękami. Coraz częściej dopada mnie myśl, że zniszczyłam sobie dobry plan na życie i że Bogu też pokrzyżowałam pomysł, modliłam się o śmierć, dopadają mnie myśli samobójcze, albo chęć żeby całkiem odejść od wiary, ale nie robię tego bo wiem że to nie rozwiązanie. Nie mam już siły... Napiszcie co myślicie, jeśli uda Wam się doczytać do końca.
Dodam, że teraz też odmawiam pompejankę, choć zupełnie bez przekonania i chyba tylko po to żeby nie zwątpić całkiem. Czuję się tak jakby Bóg patrzył na mnie i myślał "nie mam dla Ciebie konkretnego planu, miałaś po prostu żyć, zepsułaś plany więc teraz czekaj bo nie mam nic konkretnego, to co zrobiłaś było bez sensu, żyj i zobaczymy. Teraz nic dla Ciebie nie mam". Czuję się jak kompletnie niedojrzałe i zagubione dziecko. W innych kwestiach mam jakiś rozsądek, w tej nie widzę już nic, nie czuje nadziei i sensu...
Pozdrawiam i ściskam Was.


Pn cze 21, 2021 2:05 pm
Zobacz profil
Czuwa nad wszystkim
Czuwa nad wszystkim

Dołączył(a): Cz cze 21, 2012 4:15 pm
Posty: 6808
Płeć: mężczyzna
wyznanie: katolik
Odpowiedz z cytatem
Post Re: Straciłam sens...czy Bóg ma jakiś plan?
one_mohito napisał(a):
Cześć,
Byłam z chłopakiem prawie 6 lat. Od 2 lat byliśmy zaręczeni (długo, wiem). Zaczęliśmy być razem kiedy ja miałam 16 lat a on 18.

Piszesz jakbyście byli ze sobą że ho ho ho - co najmniej 50 lat.. :-)


Cytuj:
Od początku to był trochę inny związek, ja nie byłam przekonana bo nie podobał mi się jakoś bardzo i też czułam że mam mocniejszy charakter

No zaczęliście z pozycji mentalnych dzieci...
Cytuj:
Podczas związku odmówiłam też 5 nowenn pompejańskich w różnych intencjach mających poprawić to co nam nie grało.

No i nie wyszło (?).. Bo modlitwa to nie seria zaklęć. Można klepać litanie, nowenny, różańce do końca życia i nic z tego nie wyniknie. To nie Bóg jest winien, ale odmawiający (często)

Cytuj:
Jednocześnie dalej w głowie porównywałam go z innymi mężczyznami, widziałam głównie wady i robiłam dokładnie to co u mnie w domu czyli krytykowałam za błędy, nie wspominając o zaletach.

No bo to takie dojrzałe.. :roll: Zawsze się znajdzie lepszy, fajniejszy, bardziej odpowiedzialny itp..

Cytuj:
Jeszcze w styczniu konczylismy odmawiać pompejankę i moje emocje po zdradzie były bardzo silne.

Hm.. Zdradzie powiadasz? Bo sobie pisał z innymi pannami? Oczywiście, że można zdradzić nawet myślą, ale.. można też sprowadzić sprawę do absurdu - bo się chłop oglądnie na ulicy za jakąś inną, to zdrada i w ogóle...

Cytuj:
Wszędzie widziałam szczęśliwe pary a u nas zauważałam tylko to co nas dzieliło.

Hm.. Skąd wiesz że te "szczęśliwe" pary były szczęśliwe i nie patrzały na Was w zasadzie podobnie, jak Ty na nie?

Cytuj:
Nie rozumiem siebie, tej sytuacji, Pana Boga. Nigdy nie czułam się tak źle, mimo że przez tyle lat pracowaliśmy nad związkiem

Hm.. Może za dużo "pracy", za mało miłości. Wybacz sarkazm - książę nie chciał być księciem z Twojej bajki, tylko był z innej?
Pana Boga do tego jednak nie mieszaj.

Cytuj:
i w ostatnich miesiącach narzeczony był taki jak zawsze chciałam żeby był, dojrzał, otworzył się...

No jak się stał taki jak chciałaś, to okazało się że jednak nie to..

Cytuj:
Chciałam wierzącego, ciepłego i kochającego męża. A miałam ciepłego i kochającego, ale zniechęconego do kościoła narzeczonego.


Można zniechęcić kogoś do Kościoła (z dużej litery, bo nie o budynku mowa), zbyt dużym i namolnym naciskaniem.

Cytuj:
ale poziom stresu uniemożliwiał ocenę sytuacji


Odpowiedz sobie na pytanie - skąd ten stres?? Chciałaś koniecznie coś na siłę, zgodnie (tylko) z Twoimi założeniami? Czy narzeczony w ogóle miał co do gadania, czy tak jakoś bo coś?

Cytuj:
Proszę Boga, Maryję, św. Józefa o pomoc i pokierowanie tym, ale wiem że oni działają w konkretny sposób więc nie mogę siedzieć z założonymi rękami.

Nie spełnią także Twoich zachcianek, bo ma być tak jak sobie to zaplanowałaś, nawet jak ten plan (Twój) w ostateczności Ci się nie spodoba.

Cytuj:
Coraz częściej dopada mnie myśl, że zniszczyłam sobie dobry plan na życie


Trudno powiedzieć czy dobry, czy zły. Twój własny, niczyj inny.

Cytuj:
Napiszcie co myślicie, jeśli uda Wam się doczytać do końca.

No wg mnie po prostu jeszcze nie dojrzałaś do małżeństwa. Twój były narzeczony pewnie także. Trzeba czasu i cierpliwości, więc dobrze że się nie pobraliście - teraz.

Cytuj:
Dodam, że teraz też odmawiam pompejankę, choć zupełnie bez przekonania i chyba tylko po to żeby nie zwątpić całkiem.

Jak Ci pomaga, to dobrze, jak to jest klepanie na siłę, bo obowiązek, bo tak trzeba - daruj sobie (przynajmniej teraz)

_________________
"Bo myśli moje nie są myślami waszymi, ani wasze drogi moimi drogami - wyrocznia Pana." Iz 55


Pn cze 21, 2021 6:08 pm
Zobacz profil
Niesamowity Gaduła
Niesamowity Gaduła

Dołączył(a): So wrz 17, 2016 2:23 pm
Posty: 1284
Płeć: kobieta
wyznanie: katolik
Odpowiedz z cytatem
Post Re: Straciłam sens...czy Bóg ma jakiś plan?
Bóg ma plan, bądź o to spokojna, poradzi sobie świetnie, ale nie musi Ci go szybko ujawniać.
Wrzucać nowy świetny plan budowy nowej drogi w Twój chaos, w ten Twój grząski grunt, to duże ryzyko. Potrzebny stabilny teren dla Twoich nowych dróg. Spokojnie zbudowane podłoże. Nie masz go. Bóg Cię nie będzie popędzał, a gdy Ty będziesz chciała szybciej coś na Nim wymóc - wg mnie to nic nie da.

Raczej nie jesteś gotowa na nowe. Stare zostaw.
Do czytania Bożego planu trzeba mieć pewne warunki, spokój serca, posprzątaną przestrzeń wewnetrzną itd. I bez nacisków także duchowych - u Ciebie - takie powstało wrażenie - tu reguły rozeznania, tu pompejanka, tu ksiądz, wszystko niby ślicznie i pobożnie, tylko jakoś w Tobie bałagan, naciski na chłopaka, urabianie go po swojemu, porównywanie, osądzanie itd.

Za Tobą trudny dom oraz parę lat szarpaniny w związku, naciskania, osądzania, uwikłania, totalnego braku dystansu. Nie miałaś czasu w miarę spokojnie i samodzielnie dorosnąć, bo 16-latka dorosła nie była; szłaś przez ten czas w zaplątaniu kompletnym, zawsze z tym chłopakiem na horyzoncie. Nic dziwnego, że nie nauczyłaś się żyć samodzielnie, spokojnie. Przeciążyło Cię. Nie bardzo wiedziałaś, czego chcesz. Tu krytykanctwo, a tu naciskanie na ślub, tysiąc emocji itd.
"Czuję się jak kompletnie niedojrzałe i zagubione dziecko" - no bo może w tej sferze taka właśnie jesteś? Daj sobie czas dorosnąć.

W napięciach i szarpaninie nie podejmuje się decyzji...

Moim zdaniem całe szczęście, że się nie pobraliście. Brak dojrzałości. Wnieślibyście w tę relację cały bałagan, szamotaninę, która w Was jest, i jeszcze na dodatek poczulibyście się związani na siłę, bo slubem.

Długo w tym byłaś. No to daj sobie teraz dużo czasu. Naprawdę. Może np. minimum dwa lata. Trzy. Może więcej. Przez ten czas powoli, ale powoli! możesz układać siebie na terapii, powoli (niekoniecznie tysiączną pompejanką, którą potem może wyliczysz niczym zasługę dla siebie albo zarzut wobec Boga; nie kupisz ziszczenia Twoich widzimisię recytacją zdrowasiek), układać relacje z Bogiem.

Gdy już będziesz z grubsza nad sobą panować, emocjonalnie, społecznie, religijnie, można zacząć myśleć, pytać Boga, co dalej. Na razie trzeba odchorować, wyleczyć się, wyciszyć i zacząć uczyć się spokojniej żyć. Myślę, że to jest zadanie dla Ciebie. Uspokojenie swojego życia. Stworzenie pola na przyszłość. Powoli. Cierpliwie.


Pn cze 21, 2021 6:29 pm
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 3 ] 


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 2 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL