Witajcie. Nie wiem, od czego zacząć, bo mój problem jest bardzo poważny. Na tyle poważny, że uniemożliwił mi praktycznie uczestniczenie w życiu społecznym. Poprzez wycofanie się z życia społecznego, uniknęłam, a raczej przesunęłam pewne etapy życia, które i tak mnie nie ominą.
W swoim 27 letnim życiu przepracowałam może 2 dni.
Bardzo dużo by mówić, dlaczego.
Oczywiście ja przyczyny znam, ale one są ZBYT TRUDNE do zrozumienia dla mojego otoczenia.
Kilkakrotnie podejmowałam studia, ale nigdy ze swojej motywacji.
Dlaczego ciągle z nich rezygnowałam?
Bardzo źle się na nich czułam, oczywiście nie na wszystkich, zależy jaki to był kierunek i jacy ludzie się na nim znajdowali.
Najkrócej na studiach byłam może 2 tygodnie, po czym z nich rezygnowałam, a najdłużej udało mi się "utrzymać" 1,5 roku.
Te również "rzuciłam".
Powodów mojej rezygnacji jest mnóstwo, są bardzo złożone, tak samo jak złożona jest moja sytuacja życiowa.
Nie mam niestety w nikim wsparcia INTELEKTUALNEGO, nikt nie potrafi m podpowiedzieć, co mam zrobić ze sobą.
Oczywiście, każdy kto mnie zna i interesuje się moją osobą, jedyne co, to obgaduje mnie i ocenia, przyklejając łatkę "leniwej" i takiej, której nie chce się pracować, woli żerować na kimś.
Rzeczywiście, przez 27 lat, ciągle jestem na utrzymaniu kogoś.
Najpierw na utrzymaniu dziadków i mamy, potem mamy i ojczyma, a teraz męża.
Co robią rodzice męża? Oczywiście obgadują mnie, bo w dzisiejszych czasach kobieta, która nie pracuje zawodowo i jest na utrzymaniu swojego męża, to jakiś ewenement.
Z tego, co wynika z mojej wiedzy, mogę mieć depresję, ale te objawy są na tyle słabe, że nikt ich nie zauważy. Są zbyt słabe, by postawić diagnozę, być może depresja ta ma łagodny przebieg i jest epizodyczna - tzn. nastroje mam zmienne w ciągu miesiąca, zazwyczaj nastrój mój jest drażliwy tzn. wytykam mężowi wszystkie jego złe zachowania, jestem bardzo krytyczna co do ludzi, a w takiej obiegowej opinii PODEJRZEWAM (to są tylko moje podejrzenia) ludzie odbierają mnie jako osobę pretensjonalną, wszczynającą kłótnie, marudną, pesymistyczną i narzekającą.
Z tego też powodu NIKT w najbliższej rodzinie nie chce ze mną zbyt długo rozmawiać.
Własna matka unika długich rozmów ze mną, bo zazwyczaj wyglądają one tak, że opowiadam jej, co czuję, a te odczucia są bardzo negatywne. Więc ona po prostu się rozłącza, albo szuka wykrętów, by zakończyć rozmowę ze mną.
Mój mąż, stosuje wobec mnie przemoc.
Zdaję sobie sprawę, że ta przemoc, jak twierdzi to on, jest spowodowana moimi PRETENSJAMI (tak nazywa wszystkie uwagi, które mam do niego), ale nie usprawiedliwia to jego zachowania.
Doszło do tego, że jestem zastraszona jego wybuchami gniewu, bardzo łatwo o kłótnię między nami, bo wystarczy, że odezwę się, powiem coś, co NIE JEST POZYTYWNE, co jest krytyką jego osoby ("zawsze znajdziesz coś, co robię źle, choćbym 1000 rzeczy zrobił dobrze"), on natychmiast wybucha i krzyczy na cały dom, nie zważając na to, kto w nim jest.
Krzyczy bardzo głośno, ośmieszając mnie w ten sposób, czuję poniżenie, ponieważ mieszkamy w domu jego rodziców.
Cały dom te krzyki słyszy, on krzyczy na mnie przy swoim koledze, rodzicach, bracie, czy nawet panu robotniku. Nie zważa kompletnie na innych ludzi i na to, że mnie tym zawstydza, wpędza w zakłopotanie. Czuję się w jego domu poniżona, a czasem tak zaszczuta, że wstydzę się PO TYCH SŁOWACH, JAKIE KRZYCZY, wyjść z mieszkania i spotkać jego rodziców. Jestem po prostu w tym domu ośmieszona. Bo on krzyczy na "swoim terenie". Ma rodziców, którzy go popierają i uważają za poszkodowanego w relacji ze mną. Natomiast w nim nie widzą żadnych wad, uważają, że jego zachowania są winą "mojego prowokowania go".
Chcę powiedzieć tylko, że ten jego krzyk nie jest zawsze spowodowany moją "prowokacją" poprzez pretensje z mojej strony.
On krzyczy na mnie z różnych powodów, także dlatego, gdy nie ma do mnie cierpliwości, bo coś robię za długo np. długo ubieram naszą córeczkę, która średnio mnie słucha. Czasem ubierałam ją 1,5 h, zanim udało mi się wyjść z domu i to doprowadzało go do szału. Bo ona nie dawała mi się ubrać.
Jest dosyć upartą dziewczynką, wyczuła mnie, to, że jestem zbyt łagodna i nie daję sobie z nią czasem rady.
Ona jak na swój wiek jest bardzo bystra i po prostu próbuje rządzić, np. poprzez niesłuchanie moich poleceń.
Ja mam serdecznie dość tych krzyków na mnie, w obecności innych osób w domu (nawet gdy jego rodzice mają gościa), nie powstrzymuje go ten fakt, by wykrzykiwać na cały dom różne rzeczy (rzecz jasna na moją niekorzyść, a jego korzyść).
Nie wspomnę o tym, że potrafi iść do mieszkania rodziców i skarżyć na mnie, wiedząc, że ja jestem na górze i cierpię, gdy mam tego świadomość.
Jakbyście się czuli, gdy Wasz mąż/żona w tym samym budynku siedzieli u swoich rodziców i Was obgadywali, skarżyli się na Was.
Tym bardziej, że on przedstawia to tak, że ja jestem bardzo zła, a on wspaniały, zyskując tym aprobatę rodziców.
Rodzice są obecnie z niego zadowoleni, bo zarabia bardzo dobrze (więc przynosi im dumę), utrzymuje siebie, mnie i dziecko, do tego pomaga mi w domu (czasem zrobi obiad dla nas, robi mi często kawę, czym oczywiście musiał się pochwalić
czasem pojedzie na zakupy, zajmie się z 3-4 h na tydzień dzieckiem, od czasu do czasu wyniesie śmieci, czasem posprząta kuchnię po zrobionym posiłku). Ja uważam akurat te wymienione obowiązki za coś zupełnie normalnego, że zarówno mąż, jak i żona dbają o dom wspólnie.
To było źródłem naszych 2,5 rocznych awantur, jak te obowiązki wyglądać mają.
Wg tego, czego nauczył się w domu, jeżeli mąż utrzymuje rodzinę, żona ma robić wszystko inne, a ja mam trochę inną wizję tego podziału.
Jego praca jest intelektualna, ma możliwość pracy zdalnej, więc pracuje głównie w domu, pracuje LEŻĄC NA BRZUCHU, z powodu dolegliwości bólowych pleców, może zrobić sobie przerwę w każdej chwili, gdy ma taką możliwość, więc nie uważam, by jego charakter pracy był szczególnie trudny. Większość ludzi marzy o tak dogodnych warunkach.
Nie potrafię jednak z nim komunikować, nie potrafię najprostszych rzeczy ustalić, bo on żyje jakby osobno. Tzn. zupełnie sam podejmuje decyzje, informuje mnie dopiero po fakcie i to na szarym końcu, nie ustala ze mną żadnych planów.
Boję się zresztą z nim rozmawiać, bo większość naszych rozmów kończy sę tak, że on się obraża, odchodzi, ucieka ode mnie, zostawia mnie gdzie, wychodzi i nie mówi dokąd, po prostu znika.
Pewnego razu zniknął, odjeżdżając w krótkich spodenkach na początku listopada (!) nie informując całej rodziny, dokąd jedzie. Było to po dużej kłótni ze mną, gdy uderzył mnie pięściami kilkukrotnie w uda, miałam je całe posiniaczone. Podejrzewam, że wystraszony własną reakcją, uciekł, by nie ponosić konsekwencji.
Mąż od kilku tygodni mówi, że chce się rozwieść, zresztą ja też uważam, że to najlepsze wyjście, biorąc pod uwagę to, że nasza córeczka (2 letnia) uczestniczy w tych krzykach, płacze (gdy tata chce uderzyć mamę), albo gdy rozbija przedmioty (porozbijał nam na ścianie różne naczynia, albo butelki, robiąc dziury w ścianach, albo oblewając je). NIKT MI NIE POWIE, ŻE TO JEST NORMALNA REAKCJA.
To nie jest tak, że ja cały miesiąc wyzywam go niecenzuralnymi słowami.
W większości przypadków są to reakcje na "moje pretensje", których on już ma dość.
Ze względu na moją sytuację zawodową, którą opisałam powyżej, nie jestem w stanie się sama wyprowadzić, nigdy nie pracowałam, nie mam swoich pieniędzy, a moja mama za mało zarabia, by mi pomóc w kupnie mieszkania, poza tym nie ma żadnych oszczędności (nigdy nie była oszczędną osobą, ani myślącą o zabezpieczeniu finansowym).
Co mam robić w takiej sytuacji?
Jeżeli chodzi o wsparcie emocjonalne, nie mam od kogo go "żądać", choć bardzo o nim marzę. To najważniejsze dla mnie, a zarazem najbardziej m tego brakuje. Nikt w domu nigdy nie skupiał się na tym, co ja czuję, nikt się na tym nie zastanawiał. Uważam, że wszystkie moje problemy biorą się z zaniedbań emocjonalnych, jakie poczynili moi opiekunowie.
Moja mama jest egocentryczką, skupia się więc przede wszystkim na swoich "krzywdach" i mówi mi, że "jej problemów też nikt nie rozwiązuje, masz 27 lat, więc rozwiązuj je sama".
Zresztą, muszę nadmienić jedną ważną rzecz: mama stosowała przemoc wobec mnie, głównie była to przemoc fizyczna, przemoc słowna również, ale najbardziej bolesne były dla mnie UNIEWAŻNIANIE MOICH EMOCJI, LEKCEWAŻENIE ICH, zbyt mało rozmów ze mną i skupienia na moim wnętrzu, a nie jedynie obowiązku pojawienia się na szkolnych zebraniach).