Witajcie kochani.
Piszę do Was z nietypowym problemem, gdyż nie mam do kogo zwrócić się o poradę czy też o jakąkolwiek wskazówkę.
Mam 24 lata. Zawsze chodzę do tego samego kościoła, na tę samą godzinę. Jakiś czas temu w mojej parafii zmarł proboszcz, tak po prostu z dnia na dzień. Wszyscy byliśmy w żałobie, a moja rodzina szczególnie to odczuła, gdyż Ś.P ksiądz proboszcz uczył mnie i moje całe rodzeństwo, przygotowywał nas do bierzmowania. W mojej parafii od kilku lat jest pewien mężczyzna, który jest lektorem. Znam go z widzenia odkąd u nas jest, ale nigdy nie miałam okazji z nim rozmawiać. Prawdopodobnie jest ode mnie kilka lat starszy, ale niewiele. Zawsze przychodzi sam, angażuje się we wszystkie sprawy kościoła, widać że jest bardzo pobożny i dumny z tego co robi (co naprawdę podziwiam)
Jaki jest mój problem? W pierwszą niedziele po śmierci naszego proboszcza wszyscy byliśmy strasznie przybici, ciężko było patrzeć w stronę ołtarza i nie mieć łez w oczach. Obserwowałam wszystko bardzo uważnie, byłam skupiona jak zawsze i przeżywałam wewnętrzne katusze. Właśnie w tę niedzielę coś mi się stało, z sercem, z duszą.. nie wiem. Spojrzałam na wyżej opisanego lektora w zupełnie inny sposób i od tej pory nie mogę przestać o nim myśleć. Moja siostra powtarza, że to Ś.P ksiądz natchnął mnie abym zwróciła na niego uwagę. Czy to jest w ogóle możliwe? Przecież nawet go nie znam. Nie ubzdurałam sobie zauroczenia, gdyż myślałam o zmarłym księdzu, a nie o lektorze stojącym przy ołtarzu.
Od tego czasu zastanawiam się jak go poznać, czy jest to w ogóle możliwe. Czy powinnam podejść po mszy i do niego zagadać? Na pewno zna mnie z widzenia, gdyż chodzę do tego kościoła od zawsze. Ale czy to w ogóle ma sens? Co miałabym mu powiedzieć? Może najlepiej poczekać, aż to silne uczucie minie?
Proszę doradźcie mi.