Re: Szukanie porządnej i pobożnej żony
Ludzik napisał(a):
to bym prawdopodobnie pokonał ten grzech
Prawdopodobnie nie pokonasz. Wiem po sobie. Czytam teraz książkę gdzie opisany jest taki wspólny nam sposób myślenia.
1. Jestem zły (upraszczam), ale jak mi dacie to co chcę (żonę) to będę dobry!
Po pierwsze jest to handel z Bogiem. Gdybyś mu podziękował za wszystko i skupił na tym co Tobie ofiarował byłbyś wolny. Obecnie skupiasz się na tym, czego nie masz. Może dla tego też jesteś introwertykiem. Skupiasz się na tym, czego nie dostałeś, bo w Twojej wizji świata szczęście związane jest z jakimiś elementami i ich brak, powoduje u Ciebie żal. A gdybyś tak zaprzestał skupiać się na oczekiwaniach?
2. Okej dostałem to co chciałem (żonę), ale ona nie jest taka jak chciałem (w miarę małżeństwa żony się zmieniają nieustannie), to małżeństwo jest nieważne.
Jeżeli żona zacznie być oziębła to co? Jeżeli nie radzisz sobie teraz to jak poradzisz sobie później. Jeżeli żona nagle permanentnie utraci możliwość prokreacji to co wtedy? Już do końca życia będziesz grzeszył?
Nie chcę Ci mówić co masz robić, bo ja wiem, jak sam miałem z tym trudno. Generalnie żyjesz pragnieniem wyobrażonej sfery, która tylko w Twojej głowie tak wygląda. Ja bym się skupił na tym co mam, a nie na tym co nie mam. Gdy kobiety zauważą że rozwijasz te talenty które masz, stwierdzą, że musisz być jakimś tytanem, bo nikt nie daje rady lepiej w tym aspekcie (bo to twój talent) i zainteresują się kim jesteś.
Tu niestety kolejny próg. Kolejne oczekiwania - bo tylko takie aspekty dają szczęście według mojej głowy. Zasadniczo ma się jakieś oczekiwania. Nie to jednak co wie kobieta, a jak się z nią różne rzeczy przeżywa powoduje że ją wybierasz... nieraz bowiem kobiety zaskakują w kwestiach, w których myślałeś że nic Cię nie zaskoczy. Niemniej jeżeli skreślisz kogoś przed przeżyciem danej przygody i poznaniem Go, nigdy nie dowiesz się co straciłeś