Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest Śr maja 01, 2024 8:13 pm



Utwórz nowy wątek Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 21 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona
 Pokonać siebie, czyli co mi dolega, jak się ratować 
Autor Wiadomość
Milczek
Milczek

Dołączył(a): So sie 15, 2015 10:05 am
Posty: 1
Płeć: kobieta
wyznanie: katolik
Post Pokonać siebie, czyli co mi dolega, jak się ratować
Witam serdecznie,
kiedyś byłam normalną zadowoloną z życia osobą, którą odnosiła sukcesy, była lubiana. Później po pierwszym poważnym zawodzie miłosnym w wieku 18-19 lat popadłam w jakiś dołek emocjonalny, jeśli nie depresje, która mam wrażenie do dnia dzisiejszego ciągnie się za mną. W czasie kiedy pogorszył się znacznie mój nastrój udałam się do psychologa, który pracował nad poczuciem mojej wartości (bez skutku pozytywnego) , skierował mnie także do psychiatry, który nie potrafił powiedzieć co mi jest, gdyż twierdził,że to raczej nie jest depresja - przepisał mi jakieś leki, które odstawiłam po tygodniu czasu, gdyż czułam się po nich jeszcze gorzej, następnie udałam się do neurologa, który stwierdził, że to może być nerwica - dostałam tabletki po których spałam całe dnie, aż w końcu je odstawiłam. Niestety nie miałam zbyt łatwego emocjonalnie dzieciństwa mimo faktu, iż moja rodzina jest zupełnie normalna - zawsze byłam traktowana jako to gorsze dziecko, nikt nie liczył się nigdy z moim zdaniem, nawet własna matka na mnie krzyczała na każdym kroku za wszystko, często agresywnie się zachowywała szarpiąc w sumie za nic. Pozornie byłam bardzo radosną osobą, ale teraz z perspektywy czasu wiem, że to była przykrywka pod którą ukrywałam się przed bólem nieważności, często czułam się wyrzutkiem, taka niechciana.
Gdy byłam dorosła poznałam mężczyznę z którym weszłam w głęboką więź, niestety miał na mnie bardzo zły wpływ, wciągnął mnie w alkohol, narkotyki, imprezy - robiłam wszystko wbrew sobie, ale robiłam to chyba po to, aby być akceptowana, gdyż czułam się przez swoją spokojną naturę odrzucona przez środowisko, rówieśników - czułam się gorsza, bo nie chodziłam na imprezy, nie piłam, nie miałam wielu znajomych jak reszta. Chciałam się więc "wybić". I tu zaczął się mój koszmar... zaczęłam pić na umór, gdyż wtedy czułam się lepiej w towarzystwie, nie miałam żadnych barier w nawiązywaniu kontaktów itp. Czułam się wtedy po prostu swobodnie. Straciłam przez to wielu przyjaciół, znajomych, rodzinę, szacunek swój i innych ludzi. Czuję się przez tamte błędy najgorsza. Mam wrażenie, że cały świat za to wytyka mnie palcami i śmieje się ze mnie. Nie potrafię sobie poradzić z tym uczuciem. Będąc z tym mężczyzną było między nami wiele agresji - niejednokrotnie mnie uderzył, ja jego również. Przestałam kompletnie panować nad emocjami, stałam się agresywna i postępowało to coraz bardziej. Wybuchowość sięgała momentami zenitu. Popadałam w straszne dołki emocjonalne. Nic mi się nie chciało , stroniłam od ludzi. Szukałam pomocy, ulgi w cierpieniu jednakże nie byłam w stanie sobie pomóc kompletnie. Czytałam różne artykuły, poradniki specjalistyczne, rozmawiałam z różnymi ludźmi, szukałam zrozumienia poprzez wiarę oraz inne techniki, które były przeciwne wierze. Niestety nie znalazłam nigdzie ulgi.
Teraz nie jestem z tym człowiekiem już od dłuższego czasu, prawie 2 lata. Moje życie powraca na lepsze tory, jednakże są kwestie z którymi kompletnie sobie nie radzę nadal:
-czuje się gorsza, nie chce mi się rozmawiać, nie dbam często o siebie, bo mi się nie chce.
-wybucham złością, unoszę się w sekundę kiedy z kimś rozmawiam i nie jest coś po mojej myśli.
-miewam nastrój dobry a za chwilę popadam w chandrę kiedy mam jakieś ponure myśli.
-czuję się nic nie warta, mam wrażenie, że nic nie osiągnęłam mimo, że mam pracę, skończyłam dobre studia.
-wstydzę się siebie, nie potrafię być otwarta i cieszyć się życiem, często czuję bezsens i to skrajnie.
-nie potrafię szanować ludzi, nie dbam o kontakty, przyjaźnie, często stronię, bo tak jest mi wygodniej i bezpieczniej.
-czuje wewnętrzną złość jeśli nie agresję, często odpyskuje i unoszę się bez powodu, odpowiadam bardzo impulsywnie.
-nie potrafię wybaczyć sobie błędów z przeszłości, czuje się przez to nic nie warta.
Czuje się przez te wahania nastrojów jak jakaś psychiczna - może nawet psychopatka. Zmieniają mi się z chwili na chwile, ciągle zmieniam zdanie. Pragnę osiągnąć spokój wewnętrzny, bo już dłużej tak nie wytrzymam...
Bardzo proszę o wskazówki jak mogę sobie pomóc.


So sie 15, 2015 10:10 am
Zobacz profil
Zagadywacz
Zagadywacz

Dołączył(a): N lut 08, 2015 1:24 pm
Posty: 132
Płeć: mężczyzna
wyznanie: nie chcę podawać
Post Re: Pokonać siebie, czyli co mi dolega, jak się ratować
Widzisz, rozwiązanie jest bardzo proste.

Pędem do Kościoła i modlić się o przewodnictwo. Nie narzucaj Bogu konkretnych rozwiązań. Po prostu mu to oddaj na zasadzie "zrób co chcesz".

Koniec porady ;) W moim przypadku to wystarczyło. Polecam też częsty udział w Eucharystii i ew. spowiedź.

Wiem, że być może oczekiwałaś jakiejś analizy, czy posta na stronę. Ale po co? Powyższa solucja jest pewniejsza.

Chwała Panu i powodzenia ;) :lol:


So sie 15, 2015 11:43 am
Zobacz profil
Post Re: Pokonać siebie, czyli co mi dolega, jak się ratować
Witaj :)
Trudno jest cokolwiek powiedzieć gdy czyta się o tak wielkm bólu, głodzie serca którego doświadczasz.
Może iskierką nadziei będzie że nie jesteś w tym wszystkim sama, ze są takie osoby które dobrze wiedzą co przeżywasz.

Drugi człowiek nie nasyci Cię. Nie sprawi że będziesz szczęśliwa zawsze i wszędzie. Za Twoją miłość często odda Ci własne nieuporządkowania, przerzucając winę na Ciebie.
Drugi człowiek owszem da Ci odrobine miłości własnej, chwilę przyjemności, pozornego zainteresowania...nic więcej...bo każdy człowiek jest kruchym stworzeniem.

Buduj swoje życie na skale.

Nie wiem czy słyszałaś o rekolekcjach ignacjańskich. To rekolekcje w milczeniu, prowadzą je jezuici. Znajdziesz w Sieci informacje na ich temat.

Gdy byłam w podobnym stanie duszy do Twojego, pojechałam na takie rekolekcje...to było siedem lat temu.

To co piszę nie traktuj jako radę, to jedynie moja droga do pokoju serca, gdy jesteś stateczkiem, łupinką na wzurzonych falach ludzkiego żywota.

Z modlitwą, M-M


So sie 15, 2015 11:48 am
Niesamowity Gaduła
Niesamowity Gaduła

Dołączył(a): Pn maja 04, 2009 3:20 am
Posty: 2982
Płeć: kobieta
wyznanie: katolik
Post Re: Pokonać siebie, czyli co mi dolega, jak się ratować
A czy podobaloby Ci sie byc silna osoba, ktora pomimo wielu przeciwnosci potrafila stanac na nogi?

Taka wlasnie jestes ;-). Tak, serio. Taka dziewczyne/kobiete widze z tego opisu. Czy zdajesz sobie sprawe ile ludzi trwa w wyniszczajacych relacjach cale zycie? Ty potrafilas z tym skonczyc.
Czy skonczylas rowniez z narkotykami i alkoholem?

Na dodatek jestes osoba, ktora potrafi byc krytyczna w stosunku do samej siebie. Zauwaza swoje bledy. Ja takie osoby lubie, to chyba moje glowne kryterium do lubienie badz nie, ludzi ;-).

Czyli podsumowujac, podstawy dobre, tzw kregoslup moralny na miejscu. Terax tylko musisz poukladac sprawy, ktore poukladania wymagaja...
Glupoty, moja droga to robi kazdy. Ale juz nie kazdy umie zobaczyc/przyznac, ze zrobil glupote. Ty umiesz.

Dalas podpis, ze katoliczka... ja bym zaczela od porzadnej spowiedzi. Ale na spokojnie. Moze dominikanie? W katolicyzmie jest tak, ze chocbys cos najgorszego zrobila a pozlujesz, to wybaczone. Jedna spowiedz wystarczy.
A zaraz potem to radzenie sobie z agresja.. chyba przydalaby sie porzadna terapia pod tym katem. To oczywiscie zakladajac, ze problemu z narkotykami etc nie ma.

Powodzenia i pamietaj, ze nikt nie jest lubiany przez wszystkich. To po prostu niemozliwe.
Wspomne w modlitwie. Pozdrawiam.

Ps. A w ogole modlisz sie? moze nowenna pompejanska? Niezastapiona w sytuacjach trudnych.

_________________
Omnis sapientia a Deo venit


So sie 15, 2015 11:53 am
Zobacz profil
Niesamowity Gaduła
Niesamowity Gaduła

Dołączył(a): Cz maja 02, 2013 9:57 pm
Posty: 2541
Lokalizacja: jestem z lasu
Płeć: mężczyzna
wyznanie: katolik
Post Re: Pokonać siebie, czyli co mi dolega, jak się ratować
Wczoraj opowiedział mi kawałeczek swojej historii były alkoholik (nadużywający alkoholu wieeeeele lat temu).Piszę o tym bo to dla mnie świeża i ciekawa historia. Gościa znam z widzenia, mieszka w okolicy, czasami się spotykamy i zamienimy parę słów. Wiem z pogaduszek z osobami trzecimi, że można na niego liczyć w sensie że zawsze gotowy do pomocy i bardzo słowny. Co ciekawe 1) faceta wyrzucili z terapii (MOPS go zastał "przy piwie" to się musiał zapisać z uwagi na zasiłek) bo twierdził, że z piciem mu dobrze, bawi się, dobrze się czuje, nie widzi ogólnie problemu 2) przestał pić sam z siebie w sensie przestał pić nałogowo, bo dalej czasem się piwa napije lub śliwowicy 8O ale sobie już nie szkodzi (w opinii otoczenia, bo we własnej to nigdy sobie nie.szkodził). Facet opowiadał, że znajoma lekarka załatwiła mu detoks ale poprosiła żeby przyjechał trzeźwy. On na to, że na trzeźwo to z domu nie wyjdzie bo się boi. Wódkę i jedzenie zamawiał poprzez taksówkarzy z dostawą do domu albo poprzez kolegów. Z domu nie wychodził wcale! bo nie był w stanie. Do czego zmierzam? Z tej historyjki wynikałoby, że bardzo ważny jest sposób myślenia. Znaczy takie jest moje domniemanie. W każdym bądź razie zmiana nastąpiła bez szukania winnych (w tym obwiniania samego siebie) czy zbędnego dramatyzowania w sensie przeżywania tego co było. Moje domniemanie opieram na tym, że myśli trudno rozdzielić od emocji i nastrojów. Z jednej strony można się obudzić w radosnym lub podłym nastroju i cały dzień mentalnie kontynuować ten nastrój z drugiej strony można koncentrować na czymś uwagę, wracać myślami a emocje będą podążać za myślą. Na podobnej zasadzie przyjmując intencjonalnie jakiś wyraz twarzy pobudzamy emocje które są związane z tą mimiką oraz odpowiednie zmiany fizjologiczne ciała. Albo relaksując ciało, zmiany fizjologiczne zachodzące w organiźmie uspokajają umysł. Oczywiście to takie sztuczki kuglarza :lol: Przynajmniej w porównaniu do zmiany sposobu myślenia, te bowiem zmieniają postawy, hierarchię wartości, zachowania a to dopiero wpływa na sposób przeżywania, za to automatyzuje owo przeżywanie. Co do treści samych myśli to... to zagadnienie przerasta moją inteligencję i/lub zdolność i chęć do skupienia uwagi. Zaznaczyłbym jedynie, że logicznie rzecz ujmując myślenie nie jest celem samym w sobie, nie chodzi więc o "pozytywne myślenie" rozumiane jako technika. Chodzi o owe zmiany postaw, zachowań (te oczywiścicie powinny być pozytywne ale w wielu wymiarach/nie tylko dla nas) skutkujące zmianą przeżywania, odczuwania. Tak czy inacej można przyjąć, że poszukiwać należy do skutku :wink:


So sie 15, 2015 12:53 pm
Zobacz profil
Czuwa nad wszystkim
Czuwa nad wszystkim
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt maja 06, 2011 2:22 pm
Posty: 16890
Płeć: kobieta
wyznanie: katolik
Post Re: Pokonać siebie, czyli co mi dolega, jak się ratować
A ja jestem ciekawa, dlaczego nie byli w stanie pomóc: psycholog, psychiatra i neurolog. Tam nie trafiają zdrowi, to raz. Powinni wskazać problemy. Mimo wszystko doszło do życia w trybie 'szarańczy', wybór drogi niszczenia. Zanim wybrała wiedziała o swych problemach oraz tym, że wybrała równię pochyłą.

Scalenie osobowości nie odbywa się na drodze wiedzy o sobie, bo to tylko powierzchnia. Scalenie odbywa się na zupelnie innym poziomie człowieczeństwa. I tu rady są, w moim odczuciu, takim milutkim pocieszeniem na pięć minut, może na godzinę. To tak jak podesłanie komuś linku muzycznego- ktoś zapomni na chwilę o swych problemach, ale one nie zostają nawet tknięte, by je rozwiązać.

Ta zagubiona ewangeliczna drachma nadal jest niewidoczna. Jak ją nasza bohaterka odnajdzie, będzie uratowana. Ten cenny przedmiot można opisać: przestań chcieć być kimś zauważalnym i wspaniałym, by ludzie podziwiali i zauważali. Żebractwo ludzkiego podziwu kończy się zawsze upadkiem. Odwróć schematy myślowe i zacznij siebie dawać innym, dawać jednak nie w postaci plugawienie swej godności, bo tego się nie sprzedaje. Potraktuj to jako wynagrodzenie za swe grzechy z terminem do końca życia. Pamiętaj, ze ta służba ma być naprawdę bezinteresowna, ale nie daj się traktować przedmiotowo przez ludzi, uciekaj od tych co chcą wykorzystać.

To jednak tylko odlegla lekcja, na razie pewnie zupełnie niezrozumiała i dla innych. Tylko zapomnienie o sobie daje prawdziwą radość spełnienia i odnalezienia sensu życia. Pewności siebie nabiera się bowiem tylko wówczas, gdy odnosimy sukcesy...ten ma jednak rozmaite poziomy. Szczęśliwy kto potrafi cieszyć się z drobnych zwycięstw a nie skupia się na tym co się nie udało. To też sztuka życia.

W przypadku naszej bohaterki, na dziś, w jej stanie, mogę sugerować jedynie modlitwę o spełnienie woli Boga, cierpliwą i ufną modlitwę, może długotrwałą, bo takie prośby Bóg wysłuchuje. On będzie wiedzial jak wyprostować krzywe linie życia oraz kogo podesłać do człowieka, by podprowadził go do zwykle kolejnej osoby. Rany będą pewnie leczone stopniowo, wygląda na to, że proces się rozpoczął. W życiu należy być bowiem uważnym i skupiać się na tym kogo nam Bóg podsyła oraz w jakim celu. I nie mamy krytykować tej osoby, ale się od niej uczyć. Uczyć nie oznacza przywiązać się emocjonalnie i domalowywać sobie scenariusz na życie.

To bardzo trudna lekcja, takie równianie życiowe z wieloma niewiadomymi, lekcja dla rozumu, nie emocji i uczuć.
To paradoks- nie chcąc, otrzymamy to co nam potrzebne. Odsłania się sens tego co za nami i widać drogę przed sobą.


So sie 15, 2015 1:14 pm
Zobacz profil
Niesamowity Gaduła
Niesamowity Gaduła

Dołączył(a): Cz maja 02, 2013 9:57 pm
Posty: 2541
Lokalizacja: jestem z lasu
Płeć: mężczyzna
wyznanie: katolik
Post Re: Pokonać siebie, czyli co mi dolega, jak się ratować
Cytuj:
Potraktuj to jako wynagrodzenie za swe grzechy z terminem do końca życia. Pamiętaj, ze ta służba ma być naprawdę bezinteresowna, ale nie daj się traktować przedmiotowo przez ludzi, uciekaj od tych co chcą wykorzystać
U la la... pokuta do końca życia! to już lepiej do konfesjonału niż na forum :D Ale zaraz jaka pokuta wszak chodzi o "spokój ducha", stan psycho-duchowy który można by zaklafisyfikować do grupy emocji kryjący się za terminem radość. Obok przyjemności zmysłowych, zachwytu, podziwu, ekscytacji, zadowolenia ze sprostania wyzwaniu, ulgi czy rozbawienia, przyjemności intelektualnych. Przy czym podoba mnie się myśl, że "spokój ducha" jest najważniejszym komponentem stanu nazywanego radością (życia). Jednak radość jako służba, pokuta :wink: Aaa jest!!! przestań chcieć być kimś zauważalnym i wspaniałym, by ludzie podziwiali i zauważali czyli służba jako pewien skrót myślowy? "Służba" sama w sobie niewiele da. Nie tyle chodzi o uczynki do których się zmuszamy lecz o wybór jakimi chcemy być. Uczynki będą wówczas pochodną, podobnie jak radość wyrażona m.in. spokojem ducha. No może na początku będą trochę wyreżyserowane ale.tylko po to aby z czasem stać się bardziej autentycznymi, mimowolnymi. Albo inaczej rzecz biorąc chodzi o nasze osobiste szczęście, lecz wynikające z właściwego rozeznania (zrozumienia) co bardziej a co mniej ważne albo co bardziej a co mniej słuszne, albo co ma prawdziwą wartość a co mniej, itp.


Ostatnio edytowano So sie 15, 2015 10:38 pm przez domgo, łącznie edytowano 1 raz



So sie 15, 2015 10:35 pm
Zobacz profil
Czuwa nad wszystkim
Czuwa nad wszystkim
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt maja 06, 2011 2:22 pm
Posty: 16890
Płeć: kobieta
wyznanie: katolik
Post Re: Pokonać siebie, czyli co mi dolega, jak się ratować
Uprzedzałam, że tekstu nie zrozumiecie. O tym, że będziesz wśród tych osób nie mialam watpliwości.


So sie 15, 2015 10:37 pm
Zobacz profil
Niesamowity Gaduła
Niesamowity Gaduła

Dołączył(a): Cz maja 02, 2013 9:57 pm
Posty: 2541
Lokalizacja: jestem z lasu
Płeć: mężczyzna
wyznanie: katolik
Post Re: Pokonać siebie, czyli co mi dolega, jak się ratować
A nieprawda!!! bo doskonale rozumiem i czuję to co napisałaś. Czaję bazę :D Muszę to jakoś specjalnie potwierdzać czy co? To co napisałem nie specjalnie kłóci się z Twoim tekstem. No chyba, że jesteś w stanie to wykazać :wink:


So sie 15, 2015 10:46 pm
Zobacz profil
Niesamowity Gaduła
Niesamowity Gaduła

Dołączył(a): Pt lip 26, 2013 4:24 pm
Posty: 4214
Lokalizacja: Szwecja
Płeć: mężczyzna
wyznanie: katolik
Post Re: Pokonać siebie, czyli co mi dolega, jak się ratować
domgo napisał(a):
(..) przestał pić sam z siebie w sensie przestał pić nałogowo, bo dalej czasem się piwa napije lub śliwowicy 8O ale sobie już nie szkodzi (w opinii otoczenia, bo we własnej to nigdy sobie nie.szkodził).


No nie drogi kolego - jeśli nadal wali piwko oraz sliwowice to nadal jest czynnym alkoholikiem.
Nie da się 'trochę' przestać pić i 'nauczyć' kontroli nad piciem.
Albo totalnie finito albo niestety pijesz dalej. Tertium non datur.

Dodatkowo we własnej opinii nigdy sobie nie szkodzil???

Ktoś tu zarzuca ścieme.

Derayes problem zna i dlatego skomentował.

_________________
'Bo góry mogą ustąpić i pagórki się zachwiać
Ale miłość moja nigdy nie odstąpi od Ciebie
Mówi Pan'


N sie 16, 2015 1:06 am
Zobacz profil
Niesamowity Gaduła
Niesamowity Gaduła

Dołączył(a): Cz maja 02, 2013 9:57 pm
Posty: 2541
Lokalizacja: jestem z lasu
Płeć: mężczyzna
wyznanie: katolik
Post Re: Pokonać siebie, czyli co mi dolega, jak się ratować
Cytuj:
No nie drogi kolego - jeśli nadal wali piwko oraz sliwowice to nadal jest czynnym alkoholikiem.
Nie da się 'trochę' przestać pić i 'nauczyć' kontroli nad piciem.
Albo totalnie finito albo niestety pijesz dalej. Tertium non datur.
Szczerze mówiąc potrafię sobie wyobrazić owo trzecie (i kolejne) wyjście. Np. ktoś pije bo nie ma nic lepszego do roboty, znajduje ciekawsze zajęcie i przestaje pić, albo dla rozrywki odkrywa lepsze formy rozrywki i przestaje pić, albo pije z powodu jakiś negatywnych nastrojów zauważa że to nic nie daje i przestaje pić, itp. Ogólnie rzecz biorąc trzecie wyjście byłoby kwestią świadomości, wewnętrznego przekonania, doświadczenia, że jest coś ważniejszego, lepszego, przyjemniejszego, itp. niż picie i że picie stanowi przeszkodę. Wówczas picie powinno w ogóle stracić na znaczeniu.

Cytuj:
Dodatkowo we własnej opinii nigdy sobie nie szkodzil???

Ktoś tu zarzuca ścieme.
Poszedł na terapię a tam każdy "płacze" że przez picie traci żonę, dom, pracę, znajomych, godność, itd. A on, że pije bo chce. Co z tego wynika? Że reszta ściemnia... :D Gdyby bardziej zależałoby im na rodzinie, małżonkach, dzieciach, przyjaciołach, karierze, domu, itd to by swoją uwagę skoncentrowali na rodzinie, małżonkach, dzieciach... Piją bo chcą pić lub nie chcą zmierzyć się z problemami przed którymi uciekają w picie. Więc zewnętrznie narzucony, wyuczony, wdrukowany bezwzględny zakaz picia jest jedyną szansą :| Ale w takich konkretnych sytuacjach a nie w ogóle. Przynajmniej tak bym to sobie wyobrażał :-D


N sie 16, 2015 2:33 am
Zobacz profil
Czuwa nad wszystkim
Czuwa nad wszystkim
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt maja 06, 2011 2:22 pm
Posty: 16890
Płeć: kobieta
wyznanie: katolik
Post Re: Pokonać siebie, czyli co mi dolega, jak się ratować
Jeśli terapia nic nie dała, oznacza to, że ktoś nie chciał pomocy. Nie był gotów wziąć odpowiedzialności za swe życie lub zmiany były na tyle poważne, że potrzebne były dodatkowe konsultacje i pomoc farmakologiczna. Nie wiem też, czy nie doszło do zmian osobowości aż do granic medycznych ustaleń tzw norm (zastanowiły mnie zachowania ryzykowne). Problem był jednak na tyle poważny, że trafił do psychiatry oraz neurologa. To gdybologia. Bez bardziej szczegółowych informacji zalecić można tylko modlitwę. Ona możne poprowadzić drogami, które są tu najbardziej wskazane.

W przypadku poważnych zmian osobowościowych moje sugestie, by zmienić schematy myślenia są niewłaściwe, to dla takiej osoby niewykonalne. To droga dla osoby, która ma problemy przystosowawcze, ale możliwe do zmiany własną pracą. W przypadku zaburzeń osobowości, które mogły się pogłębić przez tryb życia 'szarańczy' potrzeba bliskiej osoby, która bezwarunkowo pokocha. Ona jednak musi być niezwykle silna psychicznie, by móc dać drugiej osobie poczucie bezpieczeństwa. Tylko tak da się tu coś naprawić. Znalezienie takiej osoby, ale nie namiastki jej, byłoby prawdziwym cudem.

Za mało mam informacji na temat owego przypadku, ale wyczuwam sytuację trudną.

Pijak potrafi przestać pić, jeśli to jednak choroba alkoholowa, alkoholikiem się będzie do końca życia, niepijącym alkoholikiem. Podobnie z narkotykami. Odstawienie tych środków 'łagodzących ból' musi być bezwzględne.
Ludzie racjonalizuja picie. Nuda to poczucie bezsensu, więc problem nie leży w nudzie. Pijak nie widzi swego stanu motywyjac picie nudą.


N sie 16, 2015 7:33 am
Zobacz profil
Niesamowity Gaduła
Niesamowity Gaduła

Dołączył(a): Pt lip 26, 2013 4:24 pm
Posty: 4214
Lokalizacja: Szwecja
Płeć: mężczyzna
wyznanie: katolik
Post Re: Pokonać siebie, czyli co mi dolega, jak się ratować
domgo - Twoje domorosle gdybanki, wyobrazenia i chłopskie filozofijki to jedno a problem alkoholizmu i to czym on naprawdę jest to coś zupełnie innego.
W sumie dobrze ze nie masz na ten temat zielonego pojęcia.

_________________
'Bo góry mogą ustąpić i pagórki się zachwiać
Ale miłość moja nigdy nie odstąpi od Ciebie
Mówi Pan'


N sie 16, 2015 9:33 am
Zobacz profil
Niesamowity Gaduła
Niesamowity Gaduła

Dołączył(a): Cz maja 02, 2013 9:57 pm
Posty: 2541
Lokalizacja: jestem z lasu
Płeć: mężczyzna
wyznanie: katolik
Post Re: Pokonać siebie, czyli co mi dolega, jak się ratować
Cytuj:
Nuda to poczucie bezsensu, więc problem nie leży w nudzie. Pijak nie widzi swego stanu motywyjac picie nudą.
merss
Nie widzi ponieważ w danej chwili nie może widzieć co wcale nie oznacza, że nigdy nie zobaczy. Chce być szczęśliwy, chce odczuwać radość, jak każdy "normalny" człowiek np. poprzez przyjemności zmysłowe, ekscytację, poczucie ulgi, czy rozbawienie. Potrafię sobie wyobrazić, że ktoś nie zna lepszych sposobów niż picie. Jednak gdy je pozna sytuacja się zmienia. Po prostu zobaczy, że picie utrudnia przeżywanie jednych komponentów radości i uniemożliwia doświadczenie innych.

Cytuj:
W przypadku zaburzeń osobowości, które mogły się pogłębić przez tryb życia 'szarańczy' potrzeba bliskiej osoby, która bezwarunkowo pokocha. Ona jednak musi być niezwykle silna psychicznie, by móc dać drugiej osobie poczucie bezpieczeństwa. Tylko tak da się tu coś naprawić. Znalezienie takiej osoby, ale nie namiastki jej, byłoby prawdziwym cudem.
Czyli taka psychoterapia w związku. Ktoś nie jest w stanie nie tylko rozwiązać własnych problemów ale nawet dostrzec ich istoty. Ale jest szansa, że ktoś inny wdrukuje pożądane zachowania, taka ponowna socjalizacja. Lub w wersji optymistycznej nauczy, przekaże wiedzę, a druga strona poprzez pozytywne doświadczenia w związku zinternalizuje, wplecie we własną osobowość. Z kim przestajesz takim się stajesz :D Dość deterministyczny obraz. No ale z braku laku dobry kit :D Jeżeli zmiana dokona się samodzielnie w sensie, że ktoś jest głównym autorem własnego sposobu myślenia, wyborów, postaw i zachowań, to będzie to zmiana najsilniejsza bo najbardziej głęboka, umocowana we własnyw wnętrzu a nie terapii czy wpływie bliskiej osoby. Być może jest to trudniejsze niż liczenie na wpływ innych. Ale czy na.pewno?! Stwierdzenie, że ktoś jest autorem samego siebie nie oddaje pełnej rzeczywistości. Każdy może liczyć na Boga i innych ludzi, nie będę rozwijał tego tematu bo merss dużo już o tym napisała :wink:


Cytuj:
domgo - Twoje domorosle gdybanki, wyobrazenia i chłopskie filozofijki to jedno a problem alkoholizmu i to czym on naprawdę jest to coś zupełnie innego.
W sumie dobrze ze nie masz na ten temat zielonego pojęcia.
derayes
Powtarzasz się a to niedobrze dla Ciebie. Spróbuj napisać coś z zawartością jakiejś treści a może poznasz co to przyjemność intelektualna :-D


N sie 16, 2015 11:24 am
Zobacz profil
Czuwa nad wszystkim
Czuwa nad wszystkim
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt maja 06, 2011 2:22 pm
Posty: 16890
Płeć: kobieta
wyznanie: katolik
Post Re: Pokonać siebie, czyli co mi dolega, jak się ratować
Receptą na mądrość, której zresztą ludzie wcale nie poszukują jest przede wszystkim dobór ludzi, którymi należy się otaczać/literatury wyselekcjonowanej pod kątem dążenia do mądrości. Od kogoś się należy uczyć. Pokaż mi przyjaciela, powiem ci kim jesteś mówi porzekadło. Dlatego kochająca osoba daje fundament, na którym można zacząć coś budować. Tym fundamentem może być Bóg.
Drugim elementem prowadzącym do mądrości jest ukierunkowanie na naukę- na własnych i cudzych błędach.
I tu taki przykład, dziś zasłyszany. Młoda kobieta widzi na dworcu leżącą na ławce pijaną kobietę, jest prawie roznegliżowana. Budzi w niej wstręt ten obraz i postanawia, że nigdy pić nie będzie. To nauka na cudzych błędach.

Nie można się nauczyć jak przy boku nie będzie wzorców/autorytetów i się nie wie dokąd chce się iść.
Biblia nam tylko opisuje ludzką mądrość i błędy ludzkie, które do dobrego nie prowadzą. To taki fundament, by widzieć znaki drogowe.

Ten wątek widzę jako kolejny z serii zachowań ryzykownych naszego użytkownika. Jego to może bawi, że go nie złapałam, nie rozgryzłam. Ja jednak odpowiadam w nim, bo kierują mną inne motywacje niż łapać hydrę - myszę.


N sie 16, 2015 11:55 am
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 21 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 16 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL