Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest Wt kwi 16, 2024 5:55 am



Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 38 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3  Następna strona
 Mój Athos 
Autor Wiadomość
Niesamowity Gaduła
Niesamowity Gaduła

Dołączył(a): Pt mar 26, 2004 5:06 pm
Posty: 4686
Lokalizacja: Poznań
Odpowiedz z cytatem
Post Mój Athos
Zebrało sie pięciu mężów dojrzałych, a krzepkich i podjęło wyprawę na Athos. Jedni z czystej ciekawości, inni z pobudek duchowych i... coś pomiędzy.

Teraz przedstawiam diariusz z podróży. Będą to moje osobiste obserwacje i refleksje, nie uzurpuje sobie prawa do jednoznacznej oceny. Wszelkie poprawki, sprostowania będą jak najbardziej na miejscu.

Jakie jest prawosławie ?

Pewnie tacy jak ludzie, których spotkałem. Były to interesujące kontakty, potwierdzające jak wiele nas łączy, różnice stawały się mało istotne.
Diariusz będzie w kilku odsłonach z przedziałem czasowym na pytania, komentarze itp.

Zdobycie pięciu wiz dla nieortodoksów na Atos nie jest łatwe, ze względu na limity, łatwiej w pojedynkę. Jedyne miejsce w Europie gdzie potrzeba wizy po 10 ojro za dzień na trzy dni z możliwością przedłużenia. W końcu mamy upragnione wizy na październik i lądujemy w Salonikach. Zaczyna się fascynująca podróż. Najpierw autobus miejski, potem dwa kilometry pod górę (w Grecji wszędzie jest pod górę) i jesteśmy na dworcu. Wsiadamy do autobusu jadącego do Ouropolis, nadgranicznej miejscowości, skąd płyną promy na Athos. To zdjęcie z okolic "szoferki", cała wylepiona ikonami. W końcu jesteśmy wieczorem na miejscu, ostatnie zakupy i do hotelu.

Obrazek

Rano plecaki na krybuny i maszerujemy do punktu wizowego.
Punkt wizowy w Ouropolis.

Obrazek

Stajemy w kolejce, kiedy pokazujemy dowody urzędnik kręcie głową mówiąc nooo. Kolega przedstawia potwierdzenie otrzymania wiz, niestety nie ma nas w systemie. Konsternacja, plan pobytu w Grecji jest ściśle określony, później okazało się że to dopiero początek kłopotów. Tak czy owak dziś już nie odpłyniemy, telefonujemy do biura wizowego w Salonikach. Urzędnik sprawdza i mówi - nie ma problemu sprawa jest znana, lecz trudności biurokratyczno-papierowo-adresowe i zmiany terminów wpłynęły na brak umieszczenia w systemie. Mamy środę, wizy będą w piątek lub sobotę. Co zrobić... Z nadmiaru czasu i dla nabrania kondycji wyruszamy do granicy z Republiką Athos. Strefa graniczna, półwysep chalcydycki odcięty jest od reszty Grecji płotem, nie ma tam żadnych dróg, a wszystko dostarcza się promami.

Obrazek



W piątek idziemy znów do biura, urzędnik już sympatyczniejszy sprawdza czy mamy wizy na dzisiaj lub sobotę. Znów rozkłada ręce mówiąc nieeeet. Wracamy do hotelu, jego właściciel włącza się do akcji i przeprowadza długą rozmowę z Salonikami. W końcu przekazuje nam wieści - wizy będą na niedzielę, To kompletnie rozkłada nam plany, nie zdążymy na Meteory w środkowej Grecji, a mamy tam zarezerwowany hotel na trzy dni. Co dalej ? Decyzje postanawiamy podjąć po uzyskaniu wiz. W sobotę kolejna "pielgrzymka" do biura. Urzędnik bierze mój dowód do ręki, przegląda , patrzy w ekran i... zaczyna kręcić głową. Niby tak, niby nie, pyta się o inny dokument. Kiwam głową - nie było. W końcu wszystko się wyjaśnia, zamiast numeru dowodu porównywał mój PSL, w końcu znalazł właściwy. :) Uśmiecha się mówiąc ok! Na jutro mam wizę.
Teraz narada, dwa dni na Athos mijają się z celem, zwłaszcza, że w założeniu mamy wejście na Mount Athos, tego nie da się zrobić w tak krótkim czasie. Decyzja jest szybka, rezygnujemy z „Meteorów”, tracimy hotele, zyskujemy „Świętą Górę”.

Niedziela rano, szybko załatwiamy wizy i do portu, ładujemy się na prom, odpływamy z Ouropolis.....

Obrazek




cdn.


Pt paź 24, 2014 10:48 am
Zobacz profil
Niesamowity Gaduła
Niesamowity Gaduła

Dołączył(a): Pn lis 22, 2004 11:10 pm
Posty: 1218
Lokalizacja: Białystok
Płeć: mężczyzna
wyznanie: chrześcijanin, prawosławie
Odpowiedz z cytatem
Post Re: Mój Athos
O, ciekawy temat :) Fajnie, że się wybrałeś na Athos. Chętnie będę śledził :)
Cytuj:
rezygnujemy z „Meteorów”, tracimy hotele, zyskujemy „Świętą Górę”.


Słuszna decyzja! Meteory spokojnie mogą poczekać! Wizyta na Athosie jest po stokroć bardziej warta od pobytu na Meteorach, gdzie jest zatrzęsienie turystów.

_________________
http://www.ksiega-starcow.blogspot.com
http://www.orthphoto.net


So paź 25, 2014 2:46 pm
Zobacz profil WWW
Gaduła
Gaduła
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn cze 17, 2013 8:54 pm
Posty: 808
Płeć: kobieta
wyznanie: katolik
Odpowiedz z cytatem
Post Re: Mój Athos
Ja też chętnie poczytam c.d . no i liczę na fotki . :)

_________________
Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi ... (Łk24,29)


So paź 25, 2014 4:35 pm
Zobacz profil
Odpowiedz z cytatem
Post Re: Mój Athos
Moje serce zachwyciła kolekcja Maryjek...
I cierpliwie czekam na c.d. Twojej drogi.


So paź 25, 2014 11:14 pm
Niesamowity Gaduła
Niesamowity Gaduła

Dołączył(a): Pt mar 26, 2004 5:06 pm
Posty: 4686
Lokalizacja: Poznań
Odpowiedz z cytatem
Post Re: Mój Athos
Płyniemy do Dafne, największego portu na Athos. Wyczuwa się atmosferę oczekiwania, lekkiej ekscytacji. Jakiś młody prawosławny seminarzysta z tabletem wielkości zeszytu biega tu i tam robiąc zdjęcia, a jest co fotografować. Po drodze mijamy monastyry robiące fantastyczne wrażenie w swoim trwaniu.

M.Dochiaridu

Obrazek

M. Xenofonta

Obrazek


Przy każdym mała przystań do której dobija prom. Wysiadają z niego i wsiadają pielgrzymi, wyładowuje się zaopatrzenie dla monastyrów.

Obrazek

Nie sposób zamieścić wszystkie zdjęcia, mamy to szczęście, że płyniemy blisko lądu. Inne jednostki mogą płynąć tylko w odległości 500 metrów od brzegu. Na Athos mamy 20 monastyrów i sporo skitów związanych z określonymi klasztorami. Jest 17 greckich i po jednym rosyjskim, serbskim i bułgarskim.
Zbliżamy sie do rosyjskiego monastyru św Pantelejmona. Św Pantelejmona robi wrażenie, zdjęcie nie oddaje pełni piękna tego giganta, bowiem nad morzem unosi sie lekka niewidoczna mgiełka przytłumiająca zdjęcie. Zielone kopuły, białe mury, błyskające tu i tam złote ozdoby. Andrzej i Rysiek chcieli się tam później zatrzymać, niestety Archontarik (kwatermistrz) rozłożył bezradnie ręce – mieli ... 300 gości z okazji jakiegoś zjazdu i przełożony zabronił przyjmować kogokolwiek. Klasztor jest oczkiem w głowie prawosławnej Rosji, nie żałuje się środków.

Obrazek

Obrazek

W końcu dobijamy do Dafne i szybko przesiadamy na autobus do Karies stolicy republiki mnichów. Jedziemy z szybkością ok 30 km/h po gruntowych drogach miejscami przechodzących w beton. W końcu Karies. Parę uliczek, dwa sklepy ogólno-żelazno-spożywcze, piekarnia, kram z dewocjonaliami i Urząd do którego wiedzie sporo schodów co jak się później okaże określa rangę władzy. :D

Główna ulica

Obrazek

Urząd z flagą grecka i dumnie powiewającą athoską, żółtą z dwugłowym orłem bizantyjskim..

Obrazek

Wchodzimy do cerkwi Protaton, przy świętej ikonie batiuszka i dwóch wiernych śpiewają pięknymi basami, tak chwalą Pana, słońce oświetla przepiękne wnętrze ożywiając złoto i czerwień .

Obrazek

Jak na zdjęciu gdziekolwiek spojrzeć widać rusztowania, wręcz trudno zrobić zdjęcie bez tych elementów. Później przekonam się, że cały Athos jest jednym wielkim placem budowy. Odnawia się wręcz wszystko lub buduje nowe. Wszędzie pojawiają się solary, oczyszczalnie ścieków i wodociągi. Zauważyłem jeden specjalny prom wyładowany ciężarówkami z materiałami budowlanymi, który zaopatruje budownictwo, nie mówiąc już o pozostałych dwóch liniowych po części spełniających te funkcje. Siedzę przy głównej ulica czekając na kolegów, podchodzi do mnie miaucząc jakieś kocisko. Rzucam kawałek bułki, który błyskawicznie znika. Ouu, chude kocisko myślę sobie... ;) Tu nachodzi mnie pierwsza oczywista refleksja. Jak odróżnić tutejszego mnicha od batiuszki udającego się z pielgrzymką?
Oczywiści niuanse ubioru, ale... nie tylko ! Przede wszystkim tutejsi są bardzo szczupli i powściągliwi, a pielgrzymujący raczej dobrze odżywienie i „żwawi”. Tak też i kocisko jest chude jako że miejscowe.

W końcu zbieramy się i ruszamy drogą w dół, do Ivironu. Po drodze objadam się pysznymi czerwonymi owocami rosnącej przy drodze. Przechodzących dwóch młodych Greków nazywa je kumarą. W końcu doganiam czołówkę i w sama porę. Kolega senior o aparycji patriarchy Abrahama i filmowego Gandalfa zarazem, rozkłada szeroko ręce i w geście Mojżesza zatrzymującego morze, zatrzymuje przejeżdżającą furgonetkę. Cóż w zwykłym kraju z reguły tak robi "wystawiona" dziewczyna, tu z oczywistych powodów wariant ten nie wchodzi w rachubę. Na widok starca o tak dostojnym i pasującym do otoczenia wyglądzie auta hamują gwałtownie. :lol: Ładujemy się na pakę wbrew wszystkim przepisom i jedziemy dalej. Po dwudziestu minutach stajemy nad brzegiem morza u stóp wznoszącego się się przed nami monastyru Iviron. Rozpoczyna się prawdziwy Athos.

Cdn.


N lis 02, 2014 3:04 pm
Zobacz profil
Niesamowity Gaduła
Niesamowity Gaduła

Dołączył(a): Pt mar 26, 2004 5:06 pm
Posty: 4686
Lokalizacja: Poznań
Odpowiedz z cytatem
Post Re: Mój Athos
Trochę trwało, przyjmimy była to przerwa techniczna. :)

Wchodzimy do Ivironu. Ogromna budowla robi wrażenie, tchnie z niej jakiś spokój, trwanie.

Obrazek
(foto Jerzy Olszewski)

To nie hotel, Archontarik przyjdzie o określonej porze, mamy więc czas. Jako że niedziela, otwarta jest kaplica z ikoną Matki Boskiej Portaitissa czyli „futianki”, bowiem znajduje się na lewo za wejściem klasztornym.

Obrazek
(foto Jerzy Olszewski)

Jesteśmy w kaplicy, pobożni pielgrzymi modlą się, całują swoim zwyczajem obraz. Staję w stali z boku i odmawiam różaniec intencji mam ich dosyć...... Później zwiedzamy klasztor robiąc zdjęcia, a w pomieszczeniu gościnnym parzymy sobie kawę podjadając przygotowane ciasteczka.

Obrazek
(foto Jerzy Olszewski)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Cerkiew Ivironu.

W końcu pojawia się Archontarik. Razem z nami w holu stoi kilkunastoosobowa grupa pielgrzymów, głównie rosyjskojęzycznych. Archontarik liczy nas, potem zagląda do szafki z kluczami, chwila głębokiej zadumy na twarzy i mówi... nieet ! Po czym wychodzi rozpływając się w mrocznych korytarzach. Chwila konsternacji i trzeba kombinować jak koń z wozem pod górkę. Do następnego klasztoru jest półtorej godziny marszu, można nie zdążyć przed zmrokiem, kiedy to zamykają bramy. Zresztą nikt nie ma na to ochoty, zostajemy w zakamarkach holu. Żywność mamy, śpiwory także, a toalety są. Do rana przekimamy. Części udaje załapać się na kolacje klasztorną na którą zwyczajowo zapraszani są pielgrzymi. Tu muszę przyznać gotów byłem odpuścić i nawet przespać się po za monastyrem, lecz koledzy byli bardziej wytrwali. Koczowanie w holu przyniosło efekty. Pojawia się nieco starszy szeroko uśmiechnięty mnich i przyjmuje nas razem z innymi pielgrzymami. Być może z braku miejsc zastosowano starą taktykę na wytrzymałość, kto zostanie ten dostanie. Nie chciano prawdopodobnie przyjąć jednych, a odmówić drugim. Szybko wpisujemy się w księgę gości i cała grupa w wyśmienitych humorach idzie na dodatkową kolacje. Jako, że niedziela jest szklaneczka wina, rybka całkiem całkiem. Siedzący na przeciwko Grecy pytają się kim jesteśmy, w oczach mają lekkie zdziwienie. Szybko wznosimy toasty w obu językach, lekko cierpkie wino smakuje znakomicie. Potem rozgoszczenie w pokojach i idziemy do sklepu kupić pamiątki. Mają tu grecki przysmak czipuche w dużych i małych butelkach. Nie ma nalepek, ani akcyzy, bo i po co ? Każdy zainteresowany i tak wie co w środku...... :D
Rano skromne śniadanie (suchary, oliwki) i narada. Andrzej i Rysiek jadą na zachodnie wybrzeże, a nasza trójka idzie na Athos. Trzeba przedłużyć wizy, bo w trzech dniach się nie zmieścimy. Jurek jako najbardziej obyty łapie busa i jedzie do Karies, aby po wysokich schodach wejść do urzędu i załatwić wizy. Plecaki zostawiamy w holu, a my z Wojtkiem idziemy do monastyru Stawronika. Po dobrej godzinie marszu ukazuje się przepiękny monastyr, sympatyczny mnich wita strudzonych wędrowców.

Obrazek

Zakamarki tego monastyru są urocze.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Poniższe obrazek jest dość typowy dla roli jaką spełnia w prawosławiu Athos.

Obrazek

W każdym klasztorze widziałem pielgrzymów, także ojców z synami długo rozmawiającymi z mnichami. Przyjeżdżają, szukają rad w wierze i drodze życiowej. Nie potrzeba rozumieć języka, to po prostu widać. Klasztory podobnie jak większość katolickich są takimi „zagłębiami” modlitwy, ostoją bożego spokoju, gdzie czas ma inny wymiar, a życie swoisty rytm.

Czas wracać do Ivironu gdzie zostawiliśmy plecaki, dobra godzina intensywnego marszu i jesteśmy z powrotem. Nadjeżdża Jurek ... bez wiz. W wysokim Urzędzie powiedziano mu, że nie ma problemu z przedłużeniem, lecz dzisiaj wszyscy urzędnicy mają jakąś bardzo ważną naradę i wizy można przedłużyć dopiero jutro. Tak, jutro to musimy być na masywie Athos, aby zdążyć na samolot z Salonik. Rzut oka na piętrząca się na horyzoncie górę i decyzja może być tylko jedna.

Obrazek

Idziemy, najwyżej zostaniemy dzień dłużej bez wiz.
Wyruszamy do Wielkiej Ławry licząc na stopa, przed zmrokiem nie zdążymy dojść, zwłaszcza, że mamy już w nogach Stawronika. W końcu kiedy nadzieja sięgała bruku z braku ruchu :), Jurek "gestem Mojżesza" zatrzymuje potężnego Hiluxa, ładujemy się do środka. Trafiamy na dwóch mnichów z rumuńskiego skitu. Na wieść, że jesteśmy z Polski, starszy uśmiecha się i mówi – aa Polonia, Ćięśtochowa, piligramosz . Ha! Nawet na Athos dotarła wieść o pielgrzymkach do Częstochowy!

W końcu Wielka Ławra, najstarszy i najważniejszy monastyr Athos, prawdziwa twierdza przystosowana do obrony ze względu na bliskość Turków i piratów, którzy przez wieki najeżdżali te ziemie.

Obrazek

Obrazek
(foto Jerzy Olszewski)

Obrazek
(foto Jerzy Olszewski)

Obrazek


Szybko dostajemy kwaterę i idziemy obejrzeć klasztor, robi wrażenie.

Obrazek

Obrazek




Tu cyprys, który posadził założyciel klasztoru św Atanazy w 963 roku, rośnie do dziś.

Obrazek

(foto Jerzy Olszewski)


W końcu gromadzimy się wraz z innymi koło jadalni. Niestety z czasem okazuje się, że mnisi mają dzisiaj jakiś wykład, kolacja ma być później. Obserwujemy jadalnie z naszego pokoju, nic się nie dzieje. Cóż, nie potwierdza się stara ekumeniczna mądrość powtarzana przez teologów wszelakich wyznań – człowiek wiarą żyje, lecz bez dobrego kociołka nie wyżyje. :|
Owego dnia w klasztorze wystarczyła strawa duchowa.
Rano jestem na liturgii, nieliczne świece oświetlają wnętrze. Stoję w stali i słucham śpiewów, chłonę liturgię. Tradycyjnie zatapiam się w różańcu. W końcu podchodzi do mnie któryś z mnichów, zamykają cerkiew, czas na śniadanie. Procesyjne wejście do jadalni wielkości małego kościoła, kamienne ławy i stoły. Potem modlitwy, lektor czytający Pismo Święte podczas posiłku. Na końcu dzielenie się chlebem przyniesionym ze świątyni.
Czas ruszać, mamy 9 godzinę a przed nami droga do Panagi, obecnie schroniska na stoku Mount Athos. Niezawodny Jurek uzbrojony w dwie solidne lole ( czyt kostury wędrowca) zatrzymuje jak zwykle „gestem Mojżesza” czarnego Nissan truck i oszczędzamy sobie do półtorej godziny marszu pod górę. Prowadzi sympatyczny mnich Josef. Kiedy dowiaduje się, że idziemy na szczyt mija swój rumuński skit i dowozi nas do końca drogi. Dalej jest ścieżynka pod górę. Nie ma nic za darmo :-), na szczycie mamy pomodlić się w jego intencji, co zostało spełnione. Machnięcie ręka na pożegnanie i wchodzimy na ścieżkę, rozpoczynają się trzy dni, jedne z najciekawszych w moim życiu.

Cdn.


N lis 23, 2014 11:53 pm
Zobacz profil
Niesamowity Gaduła
Niesamowity Gaduła

Dołączył(a): Pn lis 22, 2004 11:10 pm
Posty: 1218
Lokalizacja: Białystok
Płeć: mężczyzna
wyznanie: chrześcijanin, prawosławie
Odpowiedz z cytatem
Post Re: Mój Athos
Lubię ten wątek. Daje mi wytchnienie na forum. I jest też dowodem na taki praktyczny ekumenizm, który nie musi wcale polegać na podpisywaniu jakichś deklaracji o zjednoczeniu, czy wygłaszaniu pięknych formuł, lecz po prostu na życzliwym poznawaniu się i wzajemnym szacunku, bez strachu o prozelityzm czy bez odchodzenia z własnego Kościoła. Czekam na ciąg dalszy :)

_________________
http://www.ksiega-starcow.blogspot.com
http://www.orthphoto.net


Wt lis 25, 2014 11:05 pm
Zobacz profil WWW
Niesamowity Gaduła
Niesamowity Gaduła
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn kwi 28, 2003 10:20 am
Posty: 1152
Lokalizacja: mazowieckie
Płeć: mężczyzna
wyznanie: nie chcę podawać
Odpowiedz z cytatem
Post Re: Mój Athos
Czuć element duchowej pielgrzymki, aż w gardle zasycha. Piszże.

_________________
Numbers cannot lie. People lie with numbers.


Śr lis 26, 2014 8:49 pm
Zobacz profil
Niesamowity Gaduła
Niesamowity Gaduła

Dołączył(a): Pt mar 26, 2004 5:06 pm
Posty: 4686
Lokalizacja: Poznań
Odpowiedz z cytatem
Post Re: Mój Athos
Początkowo idziemy w gęstym szpalerze drzew i krzaków mijając obmurowane studnie. Każdy z nas ma swoje tempo. Pierwszy idzie Wojtek urodzony chodziarz, potem moja skromna osoba, na końcu Jurek senior. Wojtek po godzinie odpoczywa czekając na mnie, następnie ja odpoczywam czekając na Jurka. W ten sposób mamy kontakt ze sobą i wiedząc gdzie kto jest. Ostatecznie są telefony. Droga wije się do góry, rośnie tu jeszcze smakowita kumara, którą wzmacniam nadwątlone siły. Po godzinie odpoczywamy w cudownym widokowym miejscu.
Na zdjęciu widoczny rumuński skit z którego mnisi podwozili nas dwukrotnie. Na prawo mamy rozsiane zabudowania, prawdopodobnie gospodarcze oraz kele lub pustelnie.

Obrazek


Nagle na dróżce pojawia się mnich jadący na mule. :roll: Zatrzymuje się koło nas rozpoczyna rozmowę, zna w miarę angielski. Pyta się kim jesteśmy dokąd idziemy, kiwa z uznaniem głową, dodając przy okazji jakiś niezrozumiały dowcip (chyba) o papieżu. Okazuje się byłym taksówkarzem z Salonik, któremu znudziło się „bujanie po bruku”, rozpoczął nowe życie. A że natura ciągnie wilka do lasu znalazł sobie zapewne powód do poruszania się po Athos już nieco nieco innym środkiem lokomocji. Tu warto rozróżnić mnichów. Część zajmuje się stroną duchową jak nasi księża i ojcowie, drudzy to odpowiednicy braci zakonnych zajmujący się głównie pracą, stroje mają jaśniejsze z reguły podniszczone od roboty. Ten należał do drugiej grupy.
Jego środek transportu:

Obrazek

Obrazek


Koło nas przechodzi cała karawana mułów wprawiając w rozstrój nerwowy (mało miejsca) jego czteronożny środek transportu. Pożegnał się szybko i ruszył z kopyta niczym mustang do swojego porykującego muła. Po przyjściu Jurka czas i na mnie. Idę przez las, więc wyszukuje sobie porządny lekki kostur, przyda się na coraz trudniejszej drodze. Kolejny popas na ławce z... kocem, zostawionym przez anonimowego pielgrzyma. Mała drzemka wśród oliwnych drzew wzmacnia siły. Stara zasada jeszcze z wojska, wykorzystać każdą chwilę na sen i odpoczynek. Później okazało się to wręcz zbawienne.

Obrazek
(Foto Jerzy Olszewski)

Dalsza droga to skakanie z kamienia na kamień, ot zaczyna się górska wspinaczka. W pewnym momencie na łagodniejszym zalesionym odcinku słyszę chrzęszczenie z krzaków i spory ciemny kształt przesuwający się w moim kierunku. Na Athos nie ma niedźwiedzi są jednak dziki.... Szybko rzucam spojrzenie na stok po prawej stronie, stromy, ale jeśli będzie trzeba wskoczę na górę. Postanawiam zlekceważyć hipotecznego dzika i z duszą na ramieniu (gotowa bryknąć do lepszego świata zostawiając ciało na pastwę dzikiego zwierza) idę dalej. Nagle cień rozrasta się, serce lekko zamiera i oczom moim ukazuje się .... słusznego wzrostu i tuszy batiuszka zbierający grzyby! Patrzy na mnie zdziwionym wzrokiem, widać mam na czole wypisane, że nie jestem ortodoksem. Chyba zdradza mnie strój, jasna koszulka, szarozielone drajfytle (spodnie trochę poniżej kolan) długie jasne skarpety i brązowe buty, po za chustą na głowie nic ciemnego. Rzucam tradycyjne Christo! Uuff!
Idę odmawiając Duży Różaniec, czyli wszystkie trzy części tradycyjnego różańca, dobry towarzysz drogi.

Obrazek
(Foto Jerzy Olszewski)

Wzdłuż drogi leżą kilometry rur wodociągowych, nikt ich nie zakopuje w ziemi, mrozu tu nie ma. Czasem doprowadzają wodę do niby studni z kranem i miseczką do picia, bywa że kran jest prosto z plastikowej rury. Nie robi to najlepszego wrażenia. Idę raźno na „dopalaczu św Pawła” bardzo popularnego z krajach południa Europy. Św Paweł w jednym z listów zaleca swojemu uczniowi mieszanie wody z winem. Poznałem to we Francji. Miesza się ok 20% cienkusza z wodą, co daje ok 1,5- 2% roztwór alkoholu świetnie rozszerzający płuca i pobudzający krew w marszu. Niestety szybko się wyczerpuje. :D

Obrazek
(Foto Jerzy Olszewski)

Przy jednym ze żlebów stół i krzesło. Na stole przykrytym folią i przyciśniętych kamieniem modlitewnik pisany cyrylicą. Można usiąść poczytać pisma świętych, pomodlić. Ciekawe rozwiązanie, dostępne chyba tylko w tak zamkniętym miejscu. W końcu dochodzimy do krzyża przy autentycznym rozstaju dróg.

Obrazek
(Na zdjęciu Jerzy Olszewski autor zdjęć)

Krzyżują się tu szlaki z Wielkiej Ławry do skitu Agias Annas i z skitu Keres na szczyt Athos. Co chwilą pojawiają się pielgrzymi, głównie rosyjskojęzyczni z którymi zamieniamy kilka słów. Jest tu miejsce na ognisko, kamienie do siedzenia. W pewnym momencie nadciągają karawany mułów, powyżej krzyża jest punkt przeładunkowy. Materiały budowlane są przeładowywane z karawany na karawanę. Tu muł „uzbrojony” i karawana.

Obrazek

Obrazek

W końcu czas ruszać, wspinamy się ostro pod górę na masyw Athos. Widoki jak zwykle, przepiękne.

Obrazek


Mamy połowę października, mimo to słońce grzeje niemiłosiernie. Wejście na Athos jest od południowej strony. W czerwcu, czy lipcu musi być tu nieprawdopodobna upał. W końcu podejście kończy się i mamy las kasztanowców, kolejny naturalny punkt odpoczynkowy. Siedzi tu trzech młodych chyba Rosjan, jeden ustępuje mi wygodne miejsca między korzeniami. Zagajam rozmowę :
Skolka cziasa jeścio do Panagi ?
Jeden z nich patrzy na mnie z wyraźnym powątpiewaniem i odpowiada kiwając głową:
Budjet ze dwa cziasa

(szedłem godzina i 10 minut :D ) Widząc moją niewyraźną minę dodaje: Nu otiec, z Bohiem dajdiosz.... No właśnie, byłem w samym środku kryzysu, nieludzko zmordowany ostrym podejściem. Te proste słowa dodają otuchy - z Bogiem dojdziesz nic dodać, nic ująć. Rozpoczynam ostatnie podejście do Panagi, robi się już chłodniej, zbliża się wieczór. W końcu jestem, spotykam Wojtka który stwierdza, że Jurek nie zdąży przed zmrokiem do schroniska. Cóż, zostawiam plecak, biorę kurtkę i idę po Jurka, później wyrusza Wojtek. To, że nasz senior dojdzie nie mamy wątpliwości, lecz nie zostawia się kogoś w nocy na szlaku. Jutro musimy wejść na Athos, nie mamy czasu na przestoje. Dobre pół godziny zejścia w dół i trafiam na seniora. Razem pniemy się powoli do góry już po ciemku, na szczęście mamy latarkę co wystarcza. Spotykamy też Wojtka i raźno jak na nasz stan docieramy do schroniska.

Minęło ponad 11 godzin od wyjścia z Wielkiej Ławry i jeśli sądzicie, że utrudzeni pielgrzymi po zjedzeniu skromnego posiłku legli bez czucia na pryczach, to jesteście w błędzie. Nasza trójka trafiła w schronisku między grupę Ukraińców i Rosjan ze swoimi batiuszkami na czele i dzień przeciągnął się do bardzo późnej nocy. A co się działo ( a działo się ! 8O ), o tym w następnej części.

Cdn.


Pn gru 01, 2014 2:32 pm
Zobacz profil
Niesamowity Gaduła
Niesamowity Gaduła

Dołączył(a): Pt mar 26, 2004 5:06 pm
Posty: 4686
Lokalizacja: Poznań
Odpowiedz z cytatem
Post Re: Mój Athos
Zanim przejdziemy do kolejnej sekwencji zdarzeń, kilka słów o miejscu w którym się znaleźliśmy. Schronisko Panagia jak wieść niesie powstało na ruinach byłego klasztoru. Położone jest na wysokości ok 1500 m n.p.m. Do szczytu Monunt Athos jest stąd ok 500 m wzwyż długim podejściem.
Tu widok na Panagie z góry. Chmury wiszą paręset metrów nad morzem tworząc fantastyczne konstelacje. Taki widok mieliśmy za sobą wspinając się na szczyt.

Obrazek
(Foto Jerzy Olszewski)

Obrazek


W środku schronisko jest bardzo skromne, składa się z trzech pomieszczeń.

Jadalnia, po prawej na ławie gdzie siedzieliśmy moja kurtka, dalej słynny kostur pątniczy Jurka, który dotarł do Poznania przechodząc kontrole celne i wewnętrzne tanich linii, co jest ewenementem godnym następnej historii. W tle za futryną kaplica, dosłownie kilkanaście metrów kwadratowych.

Obrazek

Po lewej sala sypialna z wojskowymi łóżkami o konstrukcji znanej w większości Europy.

Obrazek

Tu kominek na którym grzaliśmy sobie herbatkę w kociołku. Z mikroelementami dymnymi nabrała bardziej szlachetnego smaku.

Obrazek

Sam stoję koło cembrowanej studni z której wiadrem na łańcuchu braliśmy wodę. Później z pewnym niesmakiem odkryłem z tyłu za budynkiem duży zlew z ...kranem i wodą. Cóż, trochę „Cepeli”....

Tego wieczoru cokolwiek zmarnowani usiedliśmy do kolacji. Jemy sobie nasze zapasy, a w kaplicy grupa ukraińska odprawia swoją liturgie. Obok nas (tam gdzie niebieska karimata) siedzi grupa Rosjan wraz z batiuszką rozmawiając ze sobą. Jak się później dowiedziałem, nie mogli mieć razem, ponieważ na początku trzeba wymienić właściwego patriarchę, co w przypadku Ukrainy wiąże się z niekanonicznością cerkwi. (teraz coś się w tej materii mieniło, ano ponoć) W pewnym momencie jeden z nich podnosi się, podchodzi do nas i stawia przed nami trzy małe kielonki, polewa po małym kładąc przed każdym po kawałku ciemnego chleba z fetą na wierzchu. Mówi:
Ja po dieduszce Poljak, Jankowski... Dziękujemy zaskoczeni i przychodzi mi na myśl słynna scena z filmu „Los człowieka”, odpowiadam więc: Pa pierwym nie zakuszaju choć ilość gorzałki w niezbędniku 5 razy mniejsza niż na filmie, symboliczna. Jankowski śmieje się, zamieniamy kilka grzecznościowych słów. Po chwili polewa drugi raz, znowu odpowiadam Pa wtarym toże nie zakuszaju.., oboje wybuchamy już śmiechem mitygowani przez resztę towarzystwa, bowiem obok modlą się. Podczas liturgii jest błogosławieństwo. Prawdopodobnie (?) udzielać powinien go obecny na miejscu najstarszy wiekiem batiuszka, robi więc to ten rosyjski siedzący dotąd w jadalni. Wówczas Rosjanie wręcz siłą biorą nas za chachoł 8O i wciągają do kapliczki. Staje nieco oszołomiony przed batiuszką, który zapaloną świecą kreśli nade mną znak krzyża, po czym przykłada mi rękę do usta dla pocałowania. Cmoknąłem batiuszkę w rękę lepiej niż swojego biskupa na bierzmowaniu i pewnego opata wiele lat później i to razem wziętych! :x Tak oto dorobiłem się prawosławnego błogosławieństwa. Dobry Pan Bóg jest jeden.
Liturgia kończy się ok 22:00, zamierzam spać w jadalni, nawet nie wiem czy na sali są miejsca. Ledwo zacząłem się zbierać, grupa ukraińska wchodzi ponownie do kapliczki i zaczyna liturgię od nowa.To już za dużo jak na kimającą moją osobę, wychodzę na zewnątrz ku namysłowi i dostrzegam na cokole otaczającym schronisko niezły materac. Szybka decyzja zawijam się w śpiwór i kładę spać na cokole, temperatura ok 12-14 stopni nie ma problemu. Była to świetna decyzja, ledwo skończyli po krótkim odpoczynku mieli Jutrznie, budził mnie tylko dzwon. Rano już ich nie było. Podziwiać nie tylko siły, lecz przede wszystkim motywacje i wiarę zdolną do tak głębokiego przeżywania.
Tu mój plecak i materac w miejscu gdzie spałem:

Obrazek

Rano budzę się o świcie i prawie oniemiałem, właśnie wstawało słońce co utrwaliłem:

Obrazek

A tu zachód słońca nad Panagią:

Obrazek

Rano większość Ukraińców już poszła, pozostali wcześnie kończą śniadanie. Zostają otwarte konserwy z którymi częstują zachęcając kuszaj, kuszaj. Jest tu taki zwyczaj, każdy zostawia to co już niepotrzebne, a z czego korzystają następni. Leżą więc tu worki makaronu, suchary, konserwy, pozostawione kubki, materace, śpiwory, kuchenki gazowe. Wszystko to kupione jako jednorazowy produkt, nie warto ciągnąć dalej. Poznani wcześniej Rosjanie zostawiają sporo czekolady, serów co nie dziwi, są z Londynu tak jak część Ukraińców.
Po solidnym posiłku z ostrym kalmarem na czele ruszamy na szczyt. Droga wije się zakosami, ostatecznie cel wydaje się blisko. Idziemy jak zawsze każdy swoim tempem. Już po powrocie doszliśmy do wniosku, że był to bardzo dobry sposób . Każdy zostaje sam ze sobą, może przemyśleć swoje sprawy w modlitewnym nastroju. Mnie w pewnym momencie wspinania na szczyt przypomina się „Autostrada do piekła” AC/DC, myśli powraca kilkukrotnie. Przypadek ? Zależy jak na to patrzeć. W tym miejscu i okolicznościach na pewno nie, trudno o lepsze porównanie. Za mną wspina się kolejna karawana mułów, nie zastanawiam się dlaczego, co zaowocuje pewnym zdziwieniem dalej.

Obrazek

Ostatnie dwieście metrów pokonuje w stylu prawie sprintera. Przydaje się zaprawa z gry w futsal, czyli ganianie za piłką w bardzo dusznej sali na wiecznym głodzie tlenowym. Końcówka wejścia to schody, słyszę jakieś brum, brum dochodzące zza skał. Wchodzę na szczyt i zastygam niczym żona Lota. Znalazłem się na ... placu budowy którego zaopatrzenie zapewniają karawany mułów. Na szczycie powstaje duża kaplica.

Obrazek

Tempo pracy tej połączonej brygady murarzy i mnichów godne stachanowców. Przez półtorej godziny naszego pobytu na szczycie, nie zwolnili tempa ani na chwilę! Z twarzy biła im radość z tak ciężkiej pracy.
Docierają Wojtek i Jurek, podziwiamy fantastyczny widok na cały półwysep, niestety morze zasłaniają chmury. Dla Jurka to prawdziwy wyczyn. W dobrej formie wieku 76 lat wejść na 2033 m, kapelusze z głów !

Obrazek

Obrazek


Niedługo będzie tu taras widokowy i piękna kaplica. Hałas hałasem, widoki widokami. Jak głosi miejscowa tradycja, wiodą z tego miejsca dwa „słupy” modlitwy prosto do Pana Boga. Wyciągam więc różaniec i zapatrzony w dal modlę się w przyniesionych intencjach..... Potem jeszcze dziesiątka w tej, czy innej intencji.


A teraz rodzynek ! :) Kawałek waszego ulubionego moderatora. Dlaczego kawałek ? Ponieważ stoję obok betoniarki po pas w jakiś prętach zbrojeniowych. Dodam, zbieżność wyglądu z avatarem usera S. Nie jest przypadkowa. :D

Obrazek

Z drugiej strony jest do Krzyża łatwiejsze podejście i kolega zawiesił na nim polski proporzec.... :lol:

Obrazek

cdn.


N gru 14, 2014 2:49 pm
Zobacz profil
Niesamowity Gaduła
Niesamowity Gaduła

Dołączył(a): Pt mar 26, 2004 5:06 pm
Posty: 4686
Lokalizacja: Poznań
Odpowiedz z cytatem
Post Re: Mój Athos
Zejście z Afona (Mount Athos) do Panagi było dość łatwe. Jedynie kolejna karawana mułów zmierzająca na szczyt z zaopatrzeniem „przyparła mnie do ściany”. Jak zażartował przy innej okazji rosyjskojęzyczny pielgrzym, na Athos obok wielu ikon powinna wisieć też jedna z „mułem w aureoli” ze względu na muli trud. Kiedy powróciliśmy z góry, przyszli nowi pielgrzymi, zrobił się ruch. Popołudnie na Panagi to rozejrzenie się po okolicy i ogarnięcie ze wszystkim. Przy schronisku stacjonował tego dnia muł. Prawdopodobnie luzak zostawiony na następny dzień z jakiegoś powodu. Najpierw podszedł do mnie, dałem mu wody następnie ruszył do drzwi schroniska i jak przystało na dobrze wychowanego atoskiego muła wstrzymał się z nieproszonym wejściem. Wyraźnie czekał na coś konkretnego.

Obrazek

Jurek z mułem

Obrazek

W końcu muł swoim instynktem wypatrzył sobie „ofiarę”. Podszedł do jednego z pielgrzymów i stanął za nim wpatrując się swoim zamulonym wzrokiem. Ten wskazywał mu stok pokrzykując trawku josz, trawku! Muł niczym nie zrażony tkwił nadal, okazało się, że muł znał psychologie pielgrzymów lepiej, niż pielgrzym muła. W końcu Ukrainiec skapitulował, muł dostał pół bochenka chleba i zadowolony poszedł na stok trawku josz.
Wieczór upłynął na rozmowach. Uciąłem sobie dłuższą pogawędkę z pewnym rosyjskim Litwinem, który przed laty mieszkał w Polsce, potem po dłuższej podróży osiadł w Londynie gdzie pracuje jako brązownik. Dlaczego tu przyjechał? Nie mówił, można to zrozumieć. Przesuwając kolistym ruchem ręką po piersi powiadał: „jak nie jestem dwa, trzy tygodnie w cerkwi to tu tak coś boli, ssie, nie mogę wytrzymać”. Ot syn prawosławia, musiał zaczerpnąć wody ze źródła. Podobnie jak ja położył się na cokole do snu, mam wrażenie, że chciał być bliżej Świętej Góry. Rano już go nie było, wstałem wszedłem do jadani. Tam kolejna już ukraińska grupa spożywała śniadanie. Wśród nich batiuszka z czerwonym krzyżem na birecie i zwykły miejscowy mnich. Zapraszają do stoły, makaron, kalmary, feta. W pewnym momencie wstaje po wodę, a siedzący obok mnich podnosi na mnie swoje jasne oczy i pyta się: A ruskich ty ljubisz? Autorzy książek mają na takie okazje pewien zwrot. Ktoś tam „zesztywniał wewnętrznie”, ja doświadczyłem takiego uczucia. Od paru miesięcy trwała właśnie wojna na Ukrainie. Kilka par oczu spoczęło na mnie patrząc wyczekująco. Zrobiłem mądrą zamyśloną minę niczym Archontarik z Ivironu we wiadomej sytuacji. W ciągu pół sekundy uświadomiłem sobie, że jeśli w następnej sekundzie nie wymyślę czegoś sensownego, sytuacja będzie nieco nieprzyjemna. Niestety nic mądrego nie przychodziło mi do głowy. W końcu z lekkim „patriarchalnym” uśmiechem powiedziałem pojednawczo ja lublu wsech prawosławnych”. Mnich ... podał mi rękę! Uff sytuacja zażegnana. :-D W podobnym kłopocie znalazł się Jurek. Wszedł do sali sypialnej, a tam Rosjanie dyskutowali z Ukraińcami wiadomo o czym. (dość spokojnie) Któryś z siedzących odezwał się do niego : Wy Poljaki ruskich nie ljubit. Tu Jurek znalazł dobre wyjście i twardo do nich mieszaniną polskiego i rosyjskiego: „Ja na swojej życiowej drodze spotkałem zawsze dobrych Rosjan i Ukraińców, dlaczego mam kogoś nie lubić !?”
Otóż to, wielkie interesy, wielka polityka, a giną i cierpią jak zawsze zwykli ludzie. Później schodząc do portu spotkałem kilka grup pielgrzymów rosyjskojęzycznych. Podczas zwyczajowej rozmowy (porozumiewam się w stopniu podstawowym) widziałem nieufne spojrzenia wobec Polaka wzmocnione zdziwieniem kiedy dowiadywali się, że nie jestem ortodoksem, a schodzę z Athos (z Afona ). Kremlowska propaganda robi swoje, podobnie jak ta nasza tworząc z ludzi wrogów. Pewna serdeczność ceniona w słowiańszczyźnie i wspólna w sumie wiara pozostawiała z tych krótkich spotkań dobre wspomnienia.

Rankiem zbieramy się ze spokojem przed dalszą drogą do skitu Agis Anas. Przychodzą kolejni pielgrzymi, jacyś Francuzi, jest Rumun z mołdawskim kuzynem. Pojawia się karawana mułów załadowana pleckami, ich właściciele Rosjanie przychodzą na piechotę. Prowadzący muły mnich rozładowuje bagaże waszewo wysociestwa. :x Można sobie wynająć muły i wjechać nawet na Afona! Przed nami rusza grupa ukraińska śpiewając pieśń podobną do naszej Bogurodzicy. Siedzący przed schroniskiem batiuszka uśmiecha się do mnie mówiąc ave Maria, kończę „dominus tecum”.
Batiuszka rozmawiający z Wojtkiem.

Obrazek

Jest zwyczaj, że wyruszająca grupa pielgrzymów uderza w dzwon zawieszony przed schroniskiem (patrz zdjęcie z mułem).
"Przydzawaniam" wręcz z radością i ruszamy w drogę. Po godzinie marszu jestem znów wśród kasztanowców. Spotykam tam Wojtka rozmawiającego z niemieckim turystą – pielgrzymem, włączam się do rozmowy. Chce spać na szczycie Athos. Dlaczego to robi? Nie pytamy się każdy tu idzie z czymś i po coś. Uprzedzamy, że jest tam teraz plac budowy i bardzo silny wiatr zwłaszcza na szczycie.

Ruszam, mijam rozstaje dróg „przy krzyżu”, po paru minutach ukazuje sie wspaniały widok na Agis Anas.

Obrazek


Schodzimy w dół, droga powoli zmienia się w częściowo w schody i wbrew pozorom nie jest łatwa. Przy jednym z odpoczynków Jurek sygnalizuje kończącą się wodę, jakoś nie dzielę się z nim swoją ruszam i w pewnym momencie dociera do mnie wyżej wymieniony fakt. Zostawiam butelkę na kamieniu w widocznym miejscu robiąc jeszcze strzałkę z mniejszych kamieni. Niedługo potem spotykam dwóch pielgrzymów. Mówię o dieduszce, któremu brakuje wody i o pozostawionej butelce. Zrobiłem Jurkowi prawdziwie niedźwiedzią przysługę. Spotkali Jurka (znalazł moją butelkę) i zmusili go do picia dużej ilości wody (czego nie cierpi), a kiedy już nie mógł pić biedak, batiuszka kazał mu się polewać wodą. Ot nadmiar „miłości bliźniego” wynikający z chęci pomocy.
Skit Agias Anas osiągnęliśmy w okolicach kolacji. Przepięknie położony w kilku częściach na stoku góry...

Obrazek

Dziedziniec na którym oczekiwaliśmy Archontarika.

Obrazek

Obrazek

W końcu pojawia się Archontarik rozmawia z Wojtkiem po angielsku, przeprasza za czekanie mają awarie światła. Podajemy nasze przeterminowane wizy, chwila niepewności (może odmówić kwatery) :-( i kiwa głowa, jest Ok! Czekając spostrzegamy dwóch blondynów w ciemnych kurtkach nie pasujących do otoczenia. Przy wpisywaniu się do księgi gości zerkam lewym okiem do góry - Finowie! Skąd ich tu przygnało, właściwie, kogo by tu nie przygnało....
Pod zadaszeniem gdzie piliśmy herbatę ziołową, na stole księga gości.

Obrazek

Obrazek

W końcu główna atrakcja dnia – spóźniona kolacja. Dostajemy duży garnek fasolowej, która jest tak dobra, że już bardziej dobra być nie może. Pałaszujemy po dwie dokładki. Na wychodnym przykładam palce do ust i cmokam z zachwytu w kierunku mnicha-kucharza, uśmiecha się zadowolony. Parę dni na konserwach, czekoladzie, starym chlebie robi swoje.
Refektarz skitu, oglądając zdjęcie mam jeszcze w ustach smak fasolowej i to nie na boczku ! :lol:

Obrazek

W klasztorze panuje ogromny tłok z powodu napływu pielgrzymów. Mamy w końcu miejsca w ... pieczarze, dosłownie pomieszczenie wykute w skale. Tu weranda naszej sypialni. (ciemno – bordowa z białym dołem, ta niższa z widocznych dwóch po lewej stronie zdjęcia.)

Obrazek

A tu dojście do werandy, gdzie siedzieliśmy do późnego wieczora rozprawiając o tym i owym.

Obrazek

Rankiem czas do portu, zejście to 2000 - 2500 schodów. Ogromna duchota panująca wśród szpaleru krzaków i drzew, nierówne stopnie zmuszają do częstej zmiany rytmu. Na dół dochodzimy zupełnie mokrzy.

Obrazek

Obrazek

Port tętni życiem, tu przeładowują materiały budowlane na karawany, pnące się na szczyt Aton (po grecku).

Obrazek

Obrazek

Promem dopływamy do Dafne. Tłok na w porcie ogromny.

Obrazek

Usiłujemy zdobyć bilety na prom. W kasie odsyłają nas na statek, na promie do kasy i wszędzie rozkładają ręce, a prom odpływa. Później na naszych oczach zawinie do św Pantelejmona i weźmie na pokład tamtejszych pielgrzymów. Sytuacja jest nieciekawa. Za 28 godzin samolot z Salonik do Modlina, mogą być kłopoty. :( Ponoć drugi prom płynie wieczorem do Ouropolis, ale trudno się tu z kimś porozumieć. Na szczęście znajduje się jakiś Grek ma wykupioną szybką łódź, brakuje mu tylko z jakiś powodów pasażerów. Zebrał już kilku, my dołączmy, kosztuje dwa razy tyle co prom, trudno.
Speedboat, przejażdżka jak dla VIPów !

Obrazek

Docieramy wieczorem do Salonik, nocleg, rano trochę spacerów. Zachodzę do cerkwi św Demeteriusza. Jakaś polska Greczynka lub grecka Polka oprowadza wycieczkę. Proszę wycieczki, to , proszę tamto... Nawet ciekawie mówi, przestaję jednak słuchać, chłonę cerkiew inaczej. W małym pomieszczeniu przy wejściu nad trumną klęczy batiuszka w stroju liturgicznym i modli się gorąco. I to jest cały sens Świątyni Pańskiej.

Na tym kończy się diariusz mojej czterodniowej podróży po Atos. Nieco inny świat, a ludzie podobni. Byliśmy w trzech najbardziej „przelotowych” klasztorach, obleganych przez pielgrzymów i turystów. Ze względu na atoskie wejście i zmęczenie mniej było czasu na liturgie. Dalej na półwyspie są mniej uczęszczane monastyry, skity. Niektóre skity, czy kele są zamknięte, żyją tam pustelnicy.
Spotkałem ciekawych ludzi przybywających tu z potrzeby ducha. Sporo młodych Greków, ojcowie z synami odbywają pielgrzymki. Pełno Rosjan i Ukraińców zwłaszcza mieszkających poza ojczyzną, widać to po ubiorach i wyposażeniu. Z jednej strony stać ich na takie podróże, z drugiej kryje się chyba w tym coś głębszego. Żyjemy w kulturze post łacińskiej, przechodzącej w anglosaską. Charakteryzuje ją budowanie tożsamości własnej na bazie bogactwa. Między innymi dlatego tak zwalczana jest w naszym świecie duchowość, bowiem jest jedyną rzeczą mogący zagrozić konsumpcyjnej pustce. Ta głęboka pustka wewnętrzna jest odczuwalna zwłaszcza przez prawosławie i ich synów na obczyźnie. Poniekąd taki ich tu wysyp.

Czy wrócę na Atos ? Być może... Czekają benedyktyńskie zakony tradycji we Francji. Ci którzy tam byli wracali wręcz oszołomieni bogactwem przeżyć „u wrót niebios” jakie były tam ich udziałem w tym sercu łacińskości. Ano zobaczymy.


P.S. Mam jeszcze sporo zdjęć swoich i kolegi. Przy okazji zamieszczę je wraz komentarzem, przecież każe zdjęcie to jakaś historia..... 8)


N sty 04, 2015 1:52 pm
Zobacz profil
Niesamowity Gaduła
Niesamowity Gaduła
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt wrz 06, 2011 9:22 am
Posty: 1809
Lokalizacja: Za siedmioma górami, za siedmioma lasami...
Płeć: kobieta
wyznanie: katolik
Odpowiedz z cytatem
Post Re: Mój Athos
Super! Dzięki :)

_________________
"Przerzuć swą troskę na Pana, a On cię podtrzyma."


Pt sty 09, 2015 1:52 pm
Zobacz profil
Gaduła
Gaduła
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn cze 17, 2013 8:54 pm
Posty: 808
Płeć: kobieta
wyznanie: katolik
Odpowiedz z cytatem
Post Re: Mój Athos
Ze zdwojoną przyjemnością słuchałam tych opowieści a to dla tego, ze kocham góry jak również miejsca w których można oderwać się choć na chwile od zgiełku świata . Dla mnie takim miejscem jest mała kapliczka na Kalatówkach.
Ale gdy patrzę na Athos to trochę żal, że kobiety nie maja tam wstępu.
Cóż nie wszystko można .
Wypada jedynie czekać na następne obiecane fotki. :)

_________________
Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi ... (Łk24,29)


Wt sty 20, 2015 9:21 pm
Zobacz profil
Odpowiedz z cytatem
Post Re: Mój Athos
Sążna eskapada, zdarzało mi się stalkować ten temat!

PS. Witaj, Roburze!


Cz kwi 02, 2015 10:52 pm
Niesamowity Gaduła
Niesamowity Gaduła

Dołączył(a): Pt mar 26, 2004 5:06 pm
Posty: 4686
Lokalizacja: Poznań
Odpowiedz z cytatem
Post Re: Mój Athos
W niedzielę 31 maja o godz 18:00 odbędzie się otwarcie wystawy fotograficznej :

ŚWIĘTA GÓRA ATOS - czyli pocztówki z pięciu pielgrzymek.

Autorem jest Jurek Olszewski, którego zdjęcia zamieszczałem.

Miejsce:

Kościół pw Chrystusa Odkupiciela ul Trzemeszeńska Poznań. Godz 18:00 msza z udziałem chóru prawosławnego, po mszy spotkanie na kawie z autorem.


N maja 31, 2015 12:09 am
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 38 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3  Następna strona


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
cron
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL