=======================================================
merss,Cytuj:
Mam problem z odpowiedzią tobie. Rozpoznaliśmy dwa języki używane podczas stworzenia: język matematyki i język moralny (wyposażenie człowieka, boski w nim pierwiastek).
Kim są Ci “my”, którzy to rozpoznali?
Gdzie mogę znaleźć informację na ten temat?
Czym się te dwa języki różnią od siebie?
I, czy jest to dogmat Kościoła Katolickiego?
Inaczej, jak odróżnić czy się posługuję językiem matematyki czy językiem moralnym?
Czy są one rozłączne, czy też mogą się przeplatać w jednym zdaniu w sposób sensowny?
Czym są “słowa”, “zdania” (elementy) języka moralnego?
Cytuj:
Tam, gdzie mamy niematerialność wskazujesz matematykę.
Matematyka zajmuje się rzeczami niematerialnymi. Np. liczby i zbiory to rzeczy niematerialne.
To, że “podzbiór niematerialnej matematyki pasuje do ‘materialnej fizyki’ nieraz w sposób elegancki” jest pewnego rodzaju “cudem”. Czasem po prostu “powszechny cud, staje się normą”.
Tak jakby komuś przyśnił się sen, a potem pojechał do pewnego kraju, tam znalazł taką samą ulicę jak z tego snu, takich samych ludzi, którzy mieszkają w takim samym mieszkaniu, w sklepie obsługiwałaby taka sama ekspedientka, która też mieszka w takim samym mieszkaniu, itd. Ale nigdy tego miejsca ta osoba nie znała, ani o nim nie słyszała.
Trochę tak bywa z matematyką, siedzą i sobie dumają, a potem o dziwo te schematy się pojawiają w np. fizyce, ale nie tylko. Bo i np. w psychologii, która stosuje statystykę (dział matematyki) do swoich badań. Oraz logika, która też co najmniej wymaga “języka matematyki”.
A może matematyka ma też częściowe zastosowanie w rozmowach o świecie duchowym?
W końcu np. można by powiedzieć, że “matematyka” jest częściowo zawarta w… Trójcy.
“Trzy” jest elementem języka matematyki.
Równania, takie jak nieściśle “1 Bóg = 3 Osoby” również są elementem języka matematyki.
Jeżeli nie będzie “języka matematyki” to może w ogóle sobie o niczym nie porozmawiasz, dlatego sama koncepcja ilości jest elementem “języka matematyki”. Jeżeli nie ma ilości, to wszystko jest jednością? I czy to nie jest coś w stylu “panteizmu”?
A jednak możemy “dzielić” (kolejne słowo z języka matematyki) “byty” na różne rodzaje. Jeżeli nie ma “dwóch” (słowo z języka matematyki) bytów, to nie ma o czym rozmawiać. Bo “nie możemy podzielić” świata na pierwotny i stworzony, bo to są “dwie” rzeczy.
Matematyka jest niejako wbudowana w samą “inność”. Można powiedzieć, że aby mogły być “różne rzeczy”, musi być “dwa” (język matematyki).
Matematyka to nie tylko to co uczą w szkołach przedmaturalnych (liczby, zbiory, równania).
Jest to język dużo bogatszy na wyższych poziomach zaawansowania.
Bo matematyka jest językiem, który się rozszerza wraz z rozwojem.
A jest to język “abstrakcji”. Język “usuwający” rzeczy “niepotrzebne” (na daną chwilę) z tego o czym się “myśli”. Mam czerwone krzesło, to mogę myśleć tylko o kształcie, tylko o kolorze, tylko o materiale. To już są “trzy” rzeczy. Myśląc inaczej, mam czerwone krzesło i “usuwam” wszystkie cechy, które nie są kolorem z procesu myślenia. I jak się okaże, że w pewnym kontekście wystarczy nam myśleć tylko o “jednym elemencie/cesze obiektu”, to jest to ułatwione. Szczególnie gdy mamy nieskończoność rzeczy. “Matematyka chwyta nieskończoność przez abstrakcję”.
Tzn. jest to język mówiący o tym, że są “różne rzeczy”, że pewne rzeczy mają kilka “różnych cech/elementów”. (1 Bóg = 3 Osoby) Język abstrahujący (usuwający pewne cechy bytów, aby się skupić tylko na niektórych). Aby móc mówić o wielu rzeczach jednocześnie. Aby móc wyróżniać “byty złożone”. (w których można wyróżnić różne “przynajmniej częściowo oddzielne” rzeczy)
Jeżeli “używasz dwóch słów w zdaniu” to już użyłaś w pewnym sensie języka matematyki, bo już jest tam zawarte jakieś “dwa” w strukturze tego zdania. Jeżeli mówisz, że “Bóg jest Miłością, Bóg jest Słowem.” znowu pojawiają się tu “dwie” cechy. (no chyba, że by tak było w jakiś skomplikowany sposób, bycie jednym automatycznie implikuje bycie drugim, że “każde Słowo jest Miłością, każda Miłość jest Słowem”)
Tak jak jest zdanie: (Ja) Idę.
Masz podmiot domyślny, który pomijasz.
Ale on tam jest, ukryty.
Tak samo masz inne ukryte rzeczy.
Np. to że aby iść, to musisz mieć dokąd.
A skoro przemieszczanie się wymaga miejsca pierwotnego i miejsca docelowego, to masz znowu niejawne “dwa” zakodowane w tym. Bo muszą być “dwa” miejsca aby móc “iść”. Aby w ogóle mówić o jakiejś zmianie, to musi być jakiś “czas”. Ale jak masz “dwie” chwile czasu, które pozwalają na zmianę, to masz “dwa”.
“Matematyka” może być na tak podstawowym poziomie wkodowana w rzeczywistość, język, że ludzie nawet przestali to zauważać.
Język matematyki zawiera w sobie też “relacje” pozwalające przynajmniej częściowo opisywać pewne aspekty zjawisk duchowych. ( np. relacja bycia synem [w wielu koncepcjach Biblijnych], jak rozumiem jest relacją o “cesze matematycznej“ nazywanej “przechodniość”, tzn. “syn syna jest synem”, to jest język matematyki)
Może matematyka “częściowo przenika cały język” w jego konstrukcji.
A jeżeli nie, to czy znana jest ostra granica za którą język matematyki staje się “bezużyteczny” do rozmów o duchowości?
A może jednak czasami jest tak, że ze względu na to, że wielu Chrześcijan może nie radzić sobie z odpieraniem zarzutów ateistycznych “naukowych” to niektórzy zaczęli twierdzić, że nie może się ona w ogóle przydać w rozmowach na tematy duchowe? I że lepiej powiedzieć, że są to rzeczy kłócące się ze Sobą “na wszystkich poziomach jakie istnieją”? A może w rzeczywistości wylano dziecko z kąpielą?
Rzymian 1
19 To bowiem, co o Bogu można poznać, jawne jest wśród nich, gdyż Bóg im to ujawnił.
20 Albowiem od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty - wiekuista Jego potęga oraz bóstwo - stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła, tak że nie mogą się wymówić od winy.
Dzieła widzialne poddają się na ogół opisowi matematycznemu przynajmniej częściowemu.
A skoro “niewidzialne Jego przymioty stają się widzialne dla umysłu” PRZEZ “dzieła z których przynajmniej część poddaje się choć częściowo opisowi matematycznemu” to może jednak “języka matematycznego” rozumianego prawidłowo, nie należy separować murem od “języka duchowości”?
Może natura Boga zawiera w sobie “element matematyczny” skoro m.in. jeden z podstawowych dogmatów wiary Chrześcijańskiej ma w sobie treść częściowo matematyczną. (1 Bóg = 3 Osoby)
Mówiąc potocznie “to czego uczą w szkołach przedmaturalnych, a może nawet większości szkół ponadmaturalnych jest namiastką matematyki”, a nawet może być częściowo fałszywe.
Cytuj:
Kiedy odpowiadam o rzeczywistości, która dotyczy tego co opisuje akt stworzenia, wybiegasz do nieba i łączysz z ziemią.
A dlaczego nie? Jezus był na Ziemi i był w Niebie.
Czy można je rozdzielić, jakby były oddzielone “murem nieprzenikalnym”?
“Bóg jest łącznikiem między Niebem a Ziemią”.
Mamy też np. takie fragmenty:
Rodzaju 28
12 We śnie ujrzał drabinę opartą na ziemi, sięgającą swym wierzchołkiem nieba, oraz aniołów Bożych, którzy wchodzili w górę i schodzili na dół.
13 A oto Pan stał na jej szczycie i mówił: «Ja jestem Pan, Bóg Abrahama i Bóg Izaaka. Ziemię, na której leżysz, oddaję tobie i twemu potomstwu.
Czy to nie sugeruje łączności Nieba z Ziemią?
Cytuj:
Ja o biologii człowieka, ty o duchu i krzewie winnym.
Jak już pisałem, możliwe, że cała nasza rzeczywistość materialna jest odbiciem rzeczywistości niebiańskiej i poprzez “relacje metaforyczne”, ucząc się “nauki”, pośrednio wspiera się zrozumienie aspektów niebiańskich, pogłębia wiarę.
Ponownie:
Rzymian 1
19 To bowiem, co o Bogu można poznać, jawne jest wśród nich, gdyż Bóg im to ujawnił.
20 Albowiem od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty - wiekuista Jego potęga oraz bóstwo - stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła, tak że nie mogą się wymówić od winy.
Cytuj:
A temat założyłeś jako właśnie ten opisywany językiem matematyki. Widzę tak poprzenikane te dwa światy (to już język symboliczny), że odpowiedź byłaby wielkim offtopem (tam jest sporo pytań dotyczących języka relacji, które widzisz jako matematyczny).
Żeby to był “offtop”, musisz najpierw udowodnić, że “te dwa światy” są “oddzielne” i “niepoprzenikane”.
Pewien aspekt “relacji” jest opisywany w matematyce.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Relacja_(matematyka)
Cytuj:
Ty pytasz o remont (język matematyki)
Niestety posługujesz się regularnie wieloma słowami, sformułowaniami, których definicji nie znam.
Podejrzewam, że wiele innych osób również ich nie zna.
Jednym z nich jest słowo “remont”, które odróżniasz od “interwencji”.
Nie da się rozmawiać o czymś czego co najmniej jedna ze stron nie zna definicji, których używa druga osoba.
Chyba, że liczysz na to, że mocą Ducha Świętego wypowiesz słowa, których nie zdefiniujesz, które są niejednoznaczne, a druga osoba mocą Ducha Świętego je zrozumie. Nawet jeżeli tak będzie, to wykluczeni z rozmowy są wszyscy, którym Duch Święty “nie zechce” przetłumaczyć tego co Tobie “powiedział by powiedzieć”.
Tyle, że jeżeli powtarzasz pewne wypowiedzi 400 razy w dany sposób, a dana osoba nadal nie rozumie o czym mówisz, to może zamiast powtarzać to samo 401 raz, to czasem warto się zastanowić czy czasem nie warto mówić w inny sposób.
Cytuj:
a ja piszę o języku relacji (Jestem obecny w historii).
Aby był sens mówienia o tym, że “jestem” musi być też w kontraście “nie ma mnie”.
Aby był sens mówienia o “historii” musi być coś co “historią nie jest”.
To są “dwie” rzeczy (język matematyki)
Nie wiem jak chcesz rozłączyć mowę od ilości.
Jak są “dwie” jakości czegokolwiek, to z automatu jest i ilość.
Jak nie ma dwóch jakości, to nie ma o czym (i z kim) rozmawiać, bo “wszystko jest wszystkim”.
“Panteizm”? A może “monopanteizm” tzn. istnieje jedna rzecz i “nie ma ona żadnych cech które możnaby odróżnić od siebie”, poza tym, że jest.
A nawet dalej, bo “Coś” i “Nic” to “dwie” rzeczy. Wobec czego może można by powiedzieć, że aby nie było ilości (język matematyki) to musi być tylko Nic. Bo “tylko samo Nic jest jedno” aby nie musieć mówić o ilości. (matematyce) “A jak się pojawia coś drugiego, to już wplata się język matematyki”.
Cytuj:
Ten język został wprowadzony zaraz po grzechu pierworodnym, Bóg zaczyna od początku budować relację z człowiekiem i jest obecny w historii człowieka jako relacja a nie murarz tynkarz, bo źle coś skonstruował.
“A język matematyki pojawia się w pierwszych dwóch znakach Rodzaju”
בְּרֵ - “dwa” różne znaki, בְּ i רֵ
Nawet całego słowa nie trzeba kończyć
בְּרֵאשִׁ֖ית (bə·rê·šîṯ) – Na początku
W pierwszym zdaniu mamy “początek”, “stworzyć”, “Bóg”, “Niebo”, “i”, “Ziemia”.
Jest to już tutaj co najmniej 6 (słownie “sześć”) różnych rzeczy. “Język matematyki”.
Zadałem też pytanie, czy Jezus gdy przyszedł na Ziemię i Zmartwychwstał był “murarzem tynkarzem” czy czym innym? W końcu “wprowadził poprawki”. I można powiedzieć, “nie był murarzem tynkarzem tylko słowo_bez_definicji”, ale to nie jest odpowiedź. Bo najpierw ktoś musi znać definicję słowa_bez_definicji, aby móc wiedzieć o czym mowa. Chyba, że znowu liczymy na “szyfrowanie Ducha Świętego”.
Cytuj:
Danie człowiekowi wolności to ogromne zaufanie do człowieka, ale i konieczność pomocy. Jeśli uzdrawia to też celowość jest ukierunkowana na relację a nie zszycie serca. Człowiek widzi cud, ale patrząc oczami Boga to żonglowanie naturą w sposób nam nieznany.
Czyli może “naturą” może być wszystko włącznie z “cudami” i nic nie jest “nienaturalne”?
Co najwyżej (jeszcze) niezrozumiane? A to, że występuje rzadziej, czy że kogoś “dziwi”, nie czyni tego “nienaturalnym”. Wtedy słowo “naturalny” czy “nienaturalny” nie odnosi się do obiektywnej rzeczywistości, a jedynie do czyjegoś subiektywnego braku wiedzy?
Może: “Wszystko jest naturalne, tylko niektórzy nie mogą się z tym pogodzić.”
Cytuj:
Używa matematyki, czyli uzdrawia do naprawienia relacji.
Nie rozumiem tego zdania.
Cytuj:
Świat w swych głębiach wywodzi się z Logosu. Dlatego zawiera w sobie rozum, przy czym nie tylko rozum matematyczny - świat ma matematyczną strukturę, zatem jest neutralny i rzeczowy rozum, lecz także, wlasnie jako Logos rozum moralny.
Ale “czym” jest “Logos”? “Z czego jest zbudowany”? (o ile ma jakieś “elementy” a nie jest nieopisywalnym monolitem)
Co to są “głębie Świata” i czym się różnią od “niegłębi Świata”?
Co to jest “rozum moralny”? Z jakich “elementów podstawowych” się składa?
Jak go odróżnić od “rozumu matematycznego”?
Cytuj:
Pierwszą realnością, która prowadzi do tego stwierdzenia jest sumienie. Znajduje się w nim pierwotna wiedza, że pewne czyny nie mogą być dobre.
Ale sumienie jak odróżnia “dobro” od “zła” to odróżnia “dwie” rzeczy. (znowu “język matematyki”)
Ilość (która jest domeną matematyki) jest wpisana w rzeczywistość, może także tą niebiańską.
Aby w ogóle mógł ktoś z kimś wchodzić w relację, muszą być “dwie” osoby. (znowu matematyka)
Rozumiem, że aby mogła istnieć Miłość, musi istnieć “dwa”.
Bo chyba “kochanie samego siebie” nie dotyczy Miłości w rozumieniu Chrześcijańskim.
Czy to przeczy jakimś dogmatom?
Cytuj:
Myślę, że ten wątek powinien zostać przede wszystkim jako ten matematyczny i ograniczony do świata materialnego.
Jeżeli nadal uważasz, że to jest “offtop”, ja widzę np. takie opcje:
1) Możesz założyć inny wątek o takim temacie w którym będzie można o tym dyskutować, teleportować tam te posty czy fragmenty postów, które uważasz za “offtop”
2) Powiesz mi jak mogę nazwać taki wątek, coby nie został skrzywdzony (przynajmniej do czasu aż pojawi się “międzydyscyplinarny” podwątek), ale ja postów i tak nie mam władzy przeniosić
3) Zdecydujesz się nie odpowiadać dalej
Jak zdecydujesz tak będzie.
=============================================================
PeterW,Cytuj:
Nie - nie ma czegoś takiego. Nie chodzi tu nawet o zakłócenie wyniku poprzez pomiar - jako oddziaływanie z obiektem badanym. Trywializując sprawę - sam zamiar pomiaru (a nie sam pomiar) zakłóca stan cząstki.
To jest prawo przyrody (jeszcze raz powtarzam).
To nie jest “prawo przyrody”. To jest teoria naukowa, która zgadza się z wieloma doświadczeniami.
Która ZAKŁADA na wiarę jako aksjomat falową strukturę materii.
Że kierunek wektora prędkości cząsteczki rozmywa się pod wpływem zwiększenia precyzji lokalizacji.
I na odwrót.
To, że ta struktura potwierdza się choćby i we wszystkich doświadczeniach, jakie współcześni naukowcy umieli “wymyśleć” nie dowodzi, że w pewnym momencie ta teoria nie upadnie i nie wyłoni się coś jeszcze bardziej szczegółowego.
Wcześniej zakładano cząsteczkową naturę materii, bo to się sprawdzało na pewnym obszarze.
Tzn. jakby “natura falowa częściowo chowa się” w makroskali, w sensie że jej efekty stają się trudniejsze do zaobserwowania poza specyficznymi eksperymentami, które wcześniej w historii nauki były rozumiem nieznane.
Gdy jednak schodzisz dalej, struktura falowa się ujawnia i “nadaje materii nowe właściwości”.
Tak samo może być i tutaj. Może być jakaś “trzecia struktura”, która się ujawnia pod jeszcze innymi warunkami. I ta nowe struktura może pozwalać na to by omijać Zasadę Nieoznaczoności Heisenberga.
Np. tutaj jest taki ciekawy artykulik z 11 Maja 2021:
https://translate.google.com/translate? ... m-physics/I może właśnie tak jest, że jak np. hipotetycznie wprowadzisz pewne cząsteczki w stan splątania (z jakimś “przesunięciem fazy”) z innymi to jakkolwiek w danej cząsteczce “nie da się” zmierzyć jednocześnie z “nieskończoną precyzją” i lokalizacji i pędu. To jednak jak splątasz A z B, to w A mierzysz lokalizację, a w B pęd. W jakiś sposób.
Nie myl “teorii” od “praw przyrody”.
To, że jakaś teoria się sprawdza “póki co” nie oznacza, że będzie tak zawsze.
Tak było np. z teorią Newtona, o czym już mówiłem.
Wszystko działa fajnie i dobrze, w makroskali, dopóki nie wzrośnie prędkość w pobliże prędkości światła.
Zbliżamy się do prędkości światła, rozwala się to.
Potem nawet już relatywistyka się rozwala.
Może I tutaj da się wprowadzić jakieś nieznane współcześnie warunki, które “ujawniają trzecią strukturę”.
Jesteś pewien, że jest niemożliwe, żeby ta teoria też się kiedyś rozwaliła?
Przypominam:
Marek 9
23 Jezus mu odrzekł: «Jeśli możesz? Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy».
24 Natychmiast ojciec chłopca zawołał: «Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu!»
Cytuj:
Przypomnij sobie matematykę ze średniej szkoły i obliczanie granic (limes)
Ale jest małe że lim(p) -> 0
Znowu.. lim(k*(q1*q2)/(r^2) =0 dla r-> ∞
Ale jest dodatnie.
0,000… (kosmiczna liczba zer)…001 NIE= 0
W szkole średniej na ogół nie uczą dobrej matematyki, więc jeżeli czerpiesz wiedzę o matematyce ze szkoły średniej, to jeszcze wiele rzeczy może Cię zaskoczyć.
Definicja granicy (limes) jest następująca:
Tłumacząc. Granica jest wtedy, gdy zbliżamy się “dowolnie blisko” do granicy, ale nie musimy jej nigdy osiągać.
Przykładowo:
lim x→+oo arcctg x = 0
A teraz podaj mi taką wartość x, że arcctg(x) = 0
Wtedy x = ctg(0)
Takie wartości nie ma.
0 nie należy do dziedziny ctg(x).
Tak też dzieje się tutaj. 1/r^2 zbliża się “asymptotycznie” (co oznacza tyle, że zbliża się na dowolnie małą niezerową odległość, ale nigdy nie dociera na miejsce) do zera.
Nigdy zera nie osiąga. Zawsze jest dodatnia, niezależnie jak daleko polecisz.
Jakie są tego konsekwencje praktyczne?
To, że jak opróżnisz cały Wszechświat ze wszystkich cząsteczek, zostawisz tylko dwie w dowolnie dużej odległości (“na przeciwległych stronach Wszechświata”), to zostanie do nich przyłożony wektor przyspieszenia (ogromnie mały) tak, że z coraz większą prędkością (z ewentualnym limitem prędkości światła) będą się zbliżać do siebie. Aż w końcu “uderzą w siebie”. (pomijam tutaj rozszerzanie się Wszechświata bo to inny aspekt) Przynajmniej zostanie nadana jakaś prędkość pochodząca od drugiej cząsteczki. Czyli “cząsteczki poczują się nawzajem”. Jak “przystawisz do nich linijkę” o “bardzo małej podzialce”, która nie wchodzi w interakcję z samymi cząsteczkami, to zobaczysz ruch, którego “źródłem” jest druga cząsteczka.
Gdyby realnie ta siła stawała się zerem jak twierdzisz, to te cząsteczki “stałyby w miejscu” zamiast się poruszać. A tak “miniaturowa siła, która przyciąga dwa byty, może je ściągnąć do siebie z drugiego końca Wszechświata… prędzej czy później”.
Wobec tego jest to istotna różnica jakościowa.
Pomijanie malutkich wartości jest możliwe tylko tam gdzie jest to możliwe.
Zależnie od tego co badasz, możesz pomijać małe różnice, mniejsze różnice, większe różnice.
Ale co jeżeli pewne zjawiska (potencjalnie nieznane) domagają się “nieskończonej precyzji” bo inaczej wyjdą Ci istotnie złe wyniki? Wtedy Twój aksjomat może spowodować, że zatrzymasz się w rozumieniu Świata ze względu na “dogmatyzowanie aksjomatów naukowych”.
Cytuj:
Nieprawda. Powtórzę - bez tego nic nie mógłbyś zmierzyć. Standardowa (najczęściej użytecznie stosowana) statystyczna niepewność pomiaru wynosi α=0,05. W super podbitych pomiarach może być niższa, ale zawsze jest większa od 0. Znowu -> takie są prawa przyrody. Każdy pomiar jest obarczony błędem statystycznym, nawet niech będzie jak najmniejszym, ale zawsze będzie.
Powtórzę, nie obchodzi mnie mierzenie (które ma granice ludzkie), tylko rzeczywistość.
To nie są “prawa przyrody” tylko prawa wymyślone przez człowieka.
Błąd pomiaru w samej nazwie zawiera słowo “błąd”. Bo rozumowanie statystyczne w ogólności jest błędne. W niektórych przypadkach jest “wystarczająco mało błędne by to uszło”. Ale nie musi tak być zawsze.
Statystyczna niepewność pomiaru nie “wynosi” tylko została ustalona przez ludzi na wiarę.
Usiadł sobie jakiś człowiek i powiedział 0,05. Dlaczego? “Bo tak”. “Bo coś muszę przyjąć by móc używać statystyki”. Ale kto powiedział, że statystyka zawsze daje dobre odpowiedzi?
Dlaczego 0,05, a nie 0,04, albo 0,0000001, albo 0,59 albo 0,056342 ? To jest wartość ustalona przez ludzi, “bo tak”. Udowodnij mi to, że lepszą wartością alfy jest 0,05 niż 0,04 albo dowolnej innej liczby. To jest wprowadzanie sztucznej nieciągłości tam gdzie jej nie ma. Ale nie jest to nieciągłość “natury” tylko “nieciągłość wprowadzona przez człowieka, wprowadzająca błąd”.
W realnych badaniach, ludziom wychodzi np. 0,051 (a chcieliby mieć mniej niż 0,05) i wtedy mówią “to niewielka różnica więc to zignoruję”. Robią “uniki naukowe”. Ale takie uniki można robić w nieskończoność, bo musisz zadać sobie pytanie “jak daleko może mi się nie zgadzać, abym dalej mógł te uniki robić?”.
Czy mogę sobie uznać, że choć szukam wartości poniżej 0,05, to uznam 0,058, bo “niewiele to się różni”? A gdzie jest granica “linii unikania”? To powiem “mogę to naginać aż do 0,06 ale dalej już nie”. Wtedy realnie to 0,05 się przesunęło na 0,06. A raczej niepisane, “między 0,04 a 0,06 mogę sobie ustalić to co mi pasuje do hipotezy”. A skoro tak, dlaczego by nie pozwolić na 0,061? I możemy tak przesuwać aż do 1,00. “Bo czemu by nie”?
Dlaczego mam podjąć skrajnie inną decyzję gdy wyjdzie mi 0,050000000000000000000001 niż gdy wyjdzie mi 0,04999999999999999999999? Analogicznie w przypadku każdej innej granicy, którą wymyśli człowiek.
Powtarzam, statystyka się przydaje gdzie się przydaje, a może całkowiecie zawieść gdzie indziej.
Postęp naukowy może wymagać podważania założeń, które są “powszechnie przyjmowane”.
Cytuj:
Cytuj:
“Nawet najmniejsza liczba nie jest zerem jakościowo”.
Statystycznie - owszem - jest. Nawet są sposoby by to policzyć.
A znasz takie powiedzenie?
“Są trzy rodzaje kłamstw: kłamstwa, bezczelne kłamstwa i statystyki.”
“Statystycznie możesz uznać, że kobieta jest mężczyzną.”
Cytuj:
Rozumiem że przelatująca na krańcach naszego układu słonecznego kometa wprowadza Cię w stan lewitacji?
Zależy jak zdefiniujesz “lewitację”.
Jeżeli zdefiniujesz ją tak, że “jeden obiekt wprowadza drugi w lewitację gdy nadaje jej wektor przyspieszenia” to tak. Przelatująca na krańcach naszego układu słonecznego kometa “wprowadza wszystkich w stan mikro-lewitacji”.
Gdyby tak nie było to np. mogłoby nie być galaktyk, dlatego że w wielu przypadkach w centrum galaktyki znajduje się Czarna Dziura, która znajduje się dużo dalej niż “na krańcach naszego układu słonecznego” od układów słonecznych, które orbitują dookoła niej. Gdyby “żadna cząsteczka z czarnej dziury nie wchodziła w interakcję z cząsteczkami np. Słońca”, to też rozumiem, że wszystkie łącznie by nie wchodziły, nie byłoby czego sumować. Bo X * 0 Newtonów = 0 Newtonów.
Cytuj:
Cytuj:
Chyba, że wierzysz w to, że istnieje “najmniejsza jednostka siły”? Że Świat jest “ziarnisty” a nie ciągły w strukturze.
Rany Julek. Nie podważaj nauki, na której opiera się moja egzystencja
Owszem - Świat jest "ziarnisty", zwłaszcza w skalach atomowych. Nie wiedziałeś o tym???
“No to specjalnie dla Ciebie, widok z nowego supernowoczesnego mikroskopu pikselowego, pokazującą prawdziwą naturę rzeczywistości. Tutaj sobie leci właśnie przez próżnię elektron. Widać jego strukturę wewnętrzną złożoną z pikselonów.”
Przestrzeń ma strukturę N^3? (czy N^4?)
================================================================
koneczny,Cytuj:
Nie za dużo jest o czym pisać ? . żartujesz ?, To, że nie masz za wiele do pisania, nie oznacza, że nikt na ten temat nie pisał i nie pisze. Logika powyższych praw nie kończy się na tabelkach prawdziwościowych i podstawianiu
Ale nie odpowiedziałeś na pytanie, do czego te prawa logiczne służą w życiu rzeczywistym?
Skoro według Twoich definicji, żadnych zdań nie można podstawiać do tych praw.
Cytuj:
Literatury jest na powyższy temat ogrom, od oraganonu Arystotelesa, logiki stoików do logiki współczesnej z Polski Ajdukiewicz, Batóg, Bocheński, Łukasiewicz, Leśniewski, Tarski.
Po pierwsze rozmawiamy teraz o logice klasycznej dwuwartościowej.
Ale przedstaw mi jakiś przykład do czego mogę w praktyce decyzji życiowych użyć czegokolwiek z tej bogatej wiedzy logicznej, skoro według Twoich definicji nie istnieją “zdania logiczne”.
Może to co wymyślili Ci naukowcy też uda Ci się “pozbawić wartości”.
Cytuj:
Jest tak jak piszesz, że co jest prawdą dla wszystkich wiśni jednocześnie, to jest prawdą dla każdego przykładu pojedynczego typu wiśnia. Człowiek jednak nie stworzył świata i nie jest w stanie przejrzeć jego tajemnic.
Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych.
Bóg może pozwolić człowiekowi przejrzeć jego tajemnice.
Cytuj:
Wydaje się, że nie ma żadnego przypadku sprzeczności dotyczącego wszystkich wiśni. Należy jednak wziąć pod uwagę, że ciągłe zmiany w powstawaniu i przemijaniu powodują, że nigdy z całą pewnością nie można określić, że wszystkie wiśnie nie zawierały, zawierają czy będą zawierały sprzeczności np. pyszne owoce z wiśnio-czereśni należy zaliczyć do wiśni, czy do czereśni, a może jest czymś pomiędzy ?
Definicja ustala czym coś jest. Jeżeli zdefiniujesz coś jako “wiśnię” to z definicji obiekt ten posiada pewne cechy. (jeżeli nie jest wewnętrznie sprzeczny)
Jeżeli zdefiniujesz coś jako “wiśnio-czereśnię” i będzie to zawierało choć jedną cechę odróżniającą to od “wiśni” (nie jest to ziemniak, kartofel) to jest już coś innego. I wtedy już nie możesz stosować dedukcji. Możesz odseparować od obu obiektów cechę wspólną “wiśniowość” I o tym coś dumać.
Możesz sobie wymyślać Wiśnio-Czereśnię z parametrem X, gdzie X jest w zakresie od 0 do 1.
Wiśnio-Czereśnia (0) to Wiśnia. Wiśnio-Czereśnia (1) to Czereśnia.
A Wiśnio-Czereśnia (½) to jeszcze coś innego. A Wiśnio-Czereśnia (¼) to jeszcze coś innego, itd.
Ale każdy z tych obiektów jest czymś innym. Albo coś jest tym samym, albo jest czymś innym (ma co najmniej jedną cechę odróżniającą). Jak jest czymś innym to nie możesz stosować dedukcji bezpośrednio. Możesz co najwyżej abstrahować jakąś cechę wspólną i o niej dedukować.
Cytuj:
Tak, dedukcja opiera się na prawach logiki i działa wg zasady, ale doświadczenie, praktyka nie podporządkowuje się dedukcji i nie koniecznie działa wg zasady, co zresztą też tam pisze.
Więc do czego dedukcja służy skoro praktyka nie podporządkowuje się jej?
Skąd wiem kiedy się podporządkowuje a kiedy nie?
Jeżeli tego nie ustalę, to obalasz “dedukcję”.
Jak będziesz robić “naukę” bez “dedukcji”?
Cytuj:
Tzn. że może jednocześnie padać deszcz i nie padać deszcz ?
Analogicznie.
Może jednocześnie istnieć Bóg w WszystkoŚwiecie i nie istnieć Bóg w WszystkoŚwiecie?
Cytuj:
Współcześnie aksjomaty w logice są sposobem radzenie sobie z sprzecznościami a nie żadną kolejną wiarą.
Już tłumaczyłem, że nauka składa się z aksjomatów, logika składa się z aksjomatów, teorie składają się z aksjomatów, dedukcja składa się z aksjomatów, indukcja składa się z aksjomatów, fizyka składa się z aksjomatów, biologia składa się z aksjomatów. Wszystkie przyjęte na wiarę.
To nie są “aksjomaty w logice”, tylko aksjomaty są budulcem logiki.
Są to zdania przyjmowane na wiarę typu “jak użyję dedukcji, która działa według tych aksjomatów, to wyjdzie mi coś co ma sens”.
Taka jest struktura wiedzy. Składa się ona z aksjomatów. Także metody dowodzenia składają się z aksjomatów. Bez aksjomatów nie masz NIC. Musisz w coś wierzyć. A tej wiary nie da się udowodnić. Każde zdanie albo jest “podstawowe” w jakimś sensie, albo też da się je rozłożyć na elementy podstawowe w jakimś sensie. Ale prędzej czy później docierasz do aksjomatów, które można tylko przyjąć na wiarę.
Pytałem, żebyś podał przykład dowodu, bez aksjomatów przyjętych na wiarę.
Nic nie odpisałeś.
Cytuj:
W życiu również porzucasz logikę. Gdybyś tak mocno w życiu trzymał się logiki, to nigdy nie wstawałbyś z łóżka, bo żadne prawo logiczne nie mówi, że wstając z łóżka na pewno nie złamiesz sobie kręgosłupa. Podobnie żadne prawo logiczne nie mówi bezwzględnie, że warto oddychać.
Jest to błędne rozumowanie, dlatego że nikt nie powiedział, że ktoś musi nie chcieć złamać sobie kręgosłupa. Jeżeli nie przeszkadza człowiekowi złamanie sobie kręgosłupa, to wstanie. A jeżeli nie przeszkadzają człowiekowi żadne konsekwencje czegokolwiek (np. brak strachu), to może zrobić wszystko.
Ogólnie to co tutaj mówisz jest tym co cały czas powtarzam.
“Logika jest bezużyteczna” bez aksjomatów przyjętych na wiarę.
Bo wszystko bazuje na aksjomatach przyjmowanych na wiarę.
To nie ja jestem tym co domaga się “logicznych (naukowych) dowodów” na istnienie Boga.
W związku z tym ponawiam pytanie.
Skoro nie logiką to proszę udowodnij mi bez użycia logiki, że złamanie sobie kręgosłupa jest czymś czego należy unikać.