Przez wakacje rozumiem podróże. Najważniejszy jest dla mnie rozwój, a podróże kształcą.

To jak to w końcu było z tym Twoim czekiem in blanco?

Tak, zgadza sie ze podroze ksztalca, niestety niewielu wie jak z tego skozystac, by dzieki podrozom doksztalcic sie.

Nie pisalem o czeku tylko czekach. A inblanko to czek podpisany, ale bez wpisanej kwoty i nazwiska odbiorcy. Wystarczy wpisac komu i ile.

"Podróże kształcą" jest takim samym sloganem jak "czytanie książek rozwija", że tak się pozwolę wtrącić.

Ostatnio jedna koleżanka w pracy powiedziała, że w ramach postanowień noworocznych zacznie się rozwijać, bo ostatnio to zaniedbała. Zapytana o to, co przez to rozumie, stwierdziła, że zacznie więcej czytać zamiast oglądać seriale tak jakby książka z konieczności była bardziej rozwijająca niż serial...

Masz racje, poza tym ze to tylko slogan, bo rzeczywiscie mozna wiele sie nauczyc podrozujac lub czytajac ksiazki, niestety dla wielu takie edukacje w podrozy koncza sie nauka obitego nosa i powrotem do kraju z podwinietym ogonem, jesli w ogole zywi, a czytanie nieodpowiednich ksiazek moze miec nawet gorsze skutki.
Jak ktos nie ma pokory w sobie, to niczego dobrego sie nie nauczy podrozujac.
Jest takie powiedzenie, ze "pokorne ciele dwie matki ssie".

Masz rację, ale jeśli zaczniemy wymyślać różne graniczne kryteria, to okaże się, że żadne stwierdzenie nie jest prawdziwe.
Ogólnie lepiej jest czytać i podróżować niż nie.

Ja takiej reguły nie dostrzegam. Tak samo można powiedzieć, że lepiej oglądać filmy niż nie albo lepiej grać w szachy niż nie. Oczywistym jest, że każda z tych czynności może człowieka rozwinąć, ale z tego nie wynika, że lepiej jest się rozwijać akurat za pomocą takiej czynności a nie innej. Mamy ograniczony czas, więc trzeba wybierać.

Po prostu w nas pokutuje takie przekonanie (mam na myśli pokolenia starsze z millenialsami włącznie), że sama czynność czytania jest jakoś szczególnie rozwijająca i ludzie myślą, że jak będą pochłaniać tony książek, to się magicznie rozwiną. Przypomina to trochę tę wiarę z lat szkolnych, ze jak się włoży pod poduszkę podręcznik do nielubianego przedmiotu, to wiedza sama wejdzie do głowy.

Prawda jest taka, że rozwijać się można na miliony sposobów. I film, serial albo gra komputerowa może być znacznie bardziej rozwijająca od książki. Np. takie seriale na Netflixie potrafią w znacznie większym stopniu zmusić człowieka do myślenia niż popularne czytadła.

Oczywiście że tak, ale strasznie dzielisz włos na czworo. Równie dobrze można by powiedzieć, że to slogan iż kiedy jest ładna pogoda, ciepło na dworze warto więcej czasu wolnego spędzać na zewnątrz. Przecież żul Mietek spędza większość dnia na zewnątrz i jakoś nie jest zdrowszy niż pracownik w biurze. Nie wiadomo też jaka jest alternatywa. Dlaczego lepiej jest się ładować pozytywną energią akurat za pomocą takiej czynności a nie innej. Mamy ograniczony czas, więc trzeba wybierać.

Rozumiesz do czego zmierzam?

Dla mnie ta analogia z żulem jest nietrafna, bo żul jest tutaj jakimś wyjątkiem od reguły. A "czytanie rozwija" (w domyśle: bardziej niż inne czynności) nie jest żadną regułą. Z tym dyskutuję, a nie twierdzę, że "nie zawsze prawdą jest, że czytanie rozwija".

Ja uważam, że rozwija o wiele bardziej, niż większość czynności. Przeciętny kowalski przez większość dnia zajmuje się mniej rozwojowymi rzeczami. Nie twierdzę przecież, że czytanie rozwija bardziej niż cokolwiek innego, albo że rozwija bezwzględnie i niezależnie od okoliczności.
Idąc Twoim tokiem rozumowania, dowolne stwierdzenie według schematu: xxx rozwija/kształci, jest sloganem.

Jest sloganem tylko w znaczeniu "rozwija bardziej niż inne czynności" albo "rozwija koniecznie". To nie jest explicite wyrażone, ale przecież w praktyce tam jest ten dopisek, w przeciwnym razie nikt by nie wypowiadał takich sformułowań. Jeśli wszystko rozwija (albo wiele czynności) to po co w ogóle wyróżniać na tym tle akurat czytanie książek?

Np. mama mówi dziecku "Pieter, wziąłbyś jakąś książkę przeczytał, a nie ciągle w tym komputrze siedzisz"

Gdyby matki wiedziały, co te Pietry robią w tych komputrach, jak bardzo rozwijają swoją inteligencję, toby podobnych tekstów nie waliły.

EDIT
Teraz widzę, ze napisałeś, że nie twierdzisz, że rozwija bezwzględnie.
Więc co Ty w zasadzie twierdzisz?

Nic podobnego nie miałem na myśli.

Po to, że rozwija ono bardziej niż przeciętna codzienna czynność. Np. jeśli powiem, że inwestycja w złoto się opłaca, to z tego zdania bynajmniej nie wynika, że nie ma takiej rzeczy, która opłacałaby się jeszcze bardziej.

Dokładnie tak. Tyle tylko, że napisałem przed tym: Nie twierdzę przecież, że...

Czyli jednak nie jest prawdą, co napisałeś wcześniej:



Tak, edytowałam swoją wypowiedź, przeczytałam "ale" zamiast "albo".

Że podróże oraz czytanie zaliczają się do czynności, które nas rozwijają. Wiele czynności nas rozwija, ale niektóre ponadprzeciętnie i to właśnie o nich potocznie mówimy, że są rozwijające. Nie twierdzę natomiast, że rozwijają nas one bardziej niż cokolwiek innego i uważam, że z mojej wypowiedzi to nie wynikało. Wyjaśniłem to na przykładzie zdania z inwestowaniem w złoto. Jeśli to dalej jest niejasne, to poddaję się

W takim razie i ja się poddaję, bo jak widzę w jednym zdaniu, że "czytanie albo podróże rozwijają nas ponadprzeciętnie" albo "Po to, że rozwija ono bardziej niż przeciętna codzienna czynność", żeby w kolejnym przeczytać "Nie twierdzę natomiast, że rozwijają nas one bardziej niż cokolwiek innego", mój mózg siada.

Przykład z inwestycją ze złotem jest analogiczny. Jeśli mówię "opłaca się inwestować w złoto" to siłą rzeczy wyróżniam złoto na tle innych inwestycji.

Wyróżnienie na tle innych nie oznacza wyróżnienia na tle wszystkich. Stwierdzenie, że coś jest pod jakimś względem dobre, wcale nie oznacza, że jest najlepsze.