Rozmowa z niektórymi użytkownikami forum zainspirowała mnie do zaproponowania pewnej zabawy. Jedna osoba stawia jakąś oczywistą tezę, taką z którą praktycznie każdy się zgodzi, i stara się ją udowodnić. Zadaniem reszty jest tylko i wyłącznie zadawać pytania (logiczne) w taki sposób, aby tę tezę podważyć. Rezultat zabawy może okazać się pouczający. Żeby nie było monotematycznie, to możemy dyskutować nad kilkoma tezami jednocześnie. Kto zaczyna?

To ja zacznę.

Kiedy jest ładna pogoda, ciepło na dworze warto więcej czasu wolnego spędzać na zewnątrz, żeby korzystać z dobroczynnego wplywu słońca na nasz organizm, zmusic do wiekszej aktywności fizycznej, co również wyjdzie nam na dobre i naładować się pozytywną energią.

Jak rozumiem, owa "zabawa" ma doprowadzić do wniosku, ze "rzeczy oczywistych" nie musisz udowadniać - a potem będziesz się na to powoływał prawiąc różne bzdury jako "rzeczy oczywiste"?

Tzw. wiedzy powszechnej rzeczywiście udowadniać nie trzeba (np. że Warszawa jest stolicą Polski), ale gdyby ktoś twierdził, że chodzi o Warszawę np. w Illinois, to musiał by to udowodnić.

Ja miałam raczej nadzieję, ze ŚH chodzi o to, żeby dowieść, że to co się pozornie wydaje oczywiste, wcale oczywiste nie jest.

Oczywistości daja sie tylko obronic jako generalizacje i nawet jako generalizacje czesto są wątpliwej jakosci.

Temat ma pokazac to, ze oczywistosc niektorych rzeczy moze miec dwie podstawy. Albo bardzo wyraznie widzimy ciag rozumowania, ktory do nich prowadzi, albo po prostu tak nam sie intuicyjnie wydaje. Kiedy w dyskusji jestesmy pytani o argumenty, to w pierwszym przypadku wskazujemy ten ciag rozumowania, natomiast w drugim zaczynamy sie denerwowac, obrazac i zarzucac oczywistosc tezy.

Yarpen i Barney rowniez sie slusznie domyslili, poniewaz uzasadnienie danego zjawiska zawsze polega na wskazaniu analogii pomiedzy nim a jakims innym zjawiskiem, ktore obie osoby znaja z doswiadczenia. Np. opisujac jak wyglada zebra, wskazuje analogie z koniek, ktory jaki jest, kazdy widzi.
W tym przypadku reakcje rowniez moga byc dwie. Mozna wspolpracowac z rozmowca i starac sie dostrzec te analogie, lub znalezc szczegoly, ktore wykraczaja poza zakres jej stosowalnosci i starac sie za wszelka cene zaprzeczyc. W taki sposob mozna zaprzeczyc kazdej oczywistosci, co w tym temacie chcialem udowodnic.


Czy mozesz podac jakies zrodla, ktore donosza o "pozytywnej energii" jako skutek napromieniowania swiatlem slonecznym?

Barney i Yarpen nie po raz pierwszy rozszyfrowali twoje niecne zagrywki

A potem jak już udowodni ze nie trzeba pewnych rzeczy dowodzić które oczywiście za udowodnione uzna ŚH będzie jak w liberalnych mediach. „Przecież wszyscy wiedzą, że....” ile takich tez czytałem w GW jako aksjomat którego nie trzeba było udowadniać.
To się mieści w sztuce manipulacji.

Co prawda, mojego wniosku w ogóle nie opierałam na żadnych źródłach zewnętrznych, tylko na moim osobistym doswiadczeniu, obserwacjach oraz rozmowach z ludzmi na temat tego, jak słońce wpływa na nastrój, ale można takie źródła znaleźć, np.:
http://naukawpolsce.pap.pl/spoleczenstw ... zycia.html
https://time.com/4888327/why-sunlight-i ... d-for-you/

Nie zgadzam się z tym, że uzasadnianie zjawiska zawsze polega na wskazywaniu analogii. Tak naprawdę w większości przypadków można się obyć bez analogii i lepiej ich unikać, bo często mają charakter manipulacyjny, nawet sam autor analogii często ma problem z dostrzeżeniem tego, że analogia jest nietrafna.

W zadnych z tych zrodel nie widze zadnej wzmianki o "pozytywnej energii". Energia jest zdolnoscia ukladu do wykonania pracy. Jak zdolnosc do wykonania pracy moze byc pozytywna lub negatywna?

Offtop 1:

W takim razie sprobuj mi wyjasnic cos czego nigdy nie widzialem bez stosowania analogii do innych rzeczy, ktore widzialem.

Offtop 2:
Nie napisalem ktorzy uzytkownicy zainspirowali mnie do tego tematu, ale wszyscy trzej zglosili sie jak jeden maz

"Pozytywna energia" to powszechnie znana fraza oznaczająca m.in. pozytywny nastrój, nastawienie do świata, pogodność i humor.

Jeżeli poprzez analogię rozumiesz odwoływanie się do słów czy elementów rzeczywistości, które są znane odbiorcy, to oczywiście, że nie da się nic wyjaśnić bez analogii.

Np. wojna «zorganizowana walka zbrojna między państwami, narodami lub grupami społecznymi, religijnymi itp.»

Jeśli odbiorca nie wie co walka, państwa, narody, czy grupy społeczne, to odpowiednio należy im to sprowadzić do tego co znane.

Czy o to Ci chodziło? Jeśli tak, to zwracam honor

W takim razie skąd o tym wiadomo? Czy były przeprowadzane jakieś ankiety w których brały udział osoby, które dużo przebywają na świeżym powietrzu oraz grupa kontrolna? Skąd o tym wiesz?

Częściowo o to, ale też nie całkiem, bo podanie definicji niczego nie wyjaśnia. Zostawmy to jednak na kiedy indziej.

Już odpowiedziałam:

A jeśli Ciebie to nie zadowala albo masz inne doświadczenia, to zachęcam do zapoznania się np. z przytoczonymi źródłami, są odniesienia do badań.
Nie potrafię Ci odpowiedzieć, jak to zbadano, bo nie zaglądałam do tych badań. Dla mnie moje doświadczenie jest wystarczająco wiarygodne. Nawet zaglądanie do tych linkowanych źródeł nie było mi potrzebne. Zrobiłam to tylko na Twoją prośbę. Nie mam w zwyczaju weryfikować w ten sposób oczywistości.

Czyli swoje osobiste doświadczenia traktujesz jako uniwersalną i oczywistą prawdę?

Czyli sama nie wiesz co donoszą źródła na które się powołujesz, tylko zakładasz, że jest w nich to, co potwierdza Twoją opinię?

Ps. Pamiętajmy, że ta rozmowa to eksperyment

Nie. Tak jak pisałam:

Inni ludzi potwierdzają moje doświadczenie i obserwacje. Gdybym była jedyną osobą albo jedną z nielicznych, które mają takie spostrzeżenia, wówczas byłabym ostrożna ze stawianiem takich tez.

Przejrzałam je przed wstawieniem, żeby się upewnić, że potwierdzają moją tezę. Natomiast nie wczytywałam się/nie zapamiętałam samej metody badań, o ile była w tych artykułach opisana. Wszak to tylko artykuły, a nie same badania, których dotyczą.

Pamiętam. Dlatego zachowuję się maksymalnie naturalnie. Tak jakby to było na serio.