W tym wątku chciałabym poruszyć bardzo istotny problem, który dotyczy znakomitej większości społeczeństwa, a do niedawna problem dotyczył mnie samej, więc świetnie go rozumiem.

Chodzi o pranie mózgu, jakie gotuje ludziom społeczeństwo od momentu przekroczenia progu szkoły, a które polega na tresowaniu młodego człowieka do używania tylko połowy swojego mózgu - tej, która odpowiada za myślenie logiczno-analityczne.

Ktoś sobie może teraz pomyśleć "No i co z tego? Przecież takie myślenie jest potrzebne w życiu, a nie jakieś prawopółkulowe fantazjowanie". I tu się mylisz.

Niezależnie od tego, czy ktoś jest ateistą, czy teistą, warto żeby zadał sobie pytanie: Czy po to Bóg/natura obdarzyła mnie zarówno zdolnością myślenia logiczno-analitycznego, jak i emocjonalno-intuicyjnego, żeby używał tylko jednej z nich?

Nie chcę siać teorii spiskowej, ale władzom może zależeć na tym, żebyśmy byli "półgłówkami". Dlaczego? Bo takimi łatwiej manipulować.

Mnie szkoła nauczyła:
- wkuwania dat
- bezrefleksyjnego zapamiętywania faktów, które wyleciały mi z głowy krótko po zakończeniu edukacji
- interpretowania dzieła literackie w drodze ścisłej analizy (pod klucz)
- spolegliwości

Szkoła mnie nie nauczyła:
- samodzielnego/krytycznego myślenia
- radzenia sobie z emocjami
- kreatywności
- asertywności
- odwagi bycia mądrym

Szkoła karała mnie za niesubordynację, a nagradzała za odklepywanie niepoddającej się kwestionowaniu wiedzy.

6 lat szkoły podstawowej + 3 lata gimnazjum + 3 lata liceum + 5 lat studiów uczyniło ze mnie siermiężną debilkę ze świadectwem dojrzałości (które o dojrzałości nie świadczyło) oraz dyplomem magistra (który nie uczyniło ze mnie mistrza).

Czy macie podobne doświadczenia ze szkołą? Czy też uważacie, że szkoła uczy nade wszystko debilizmu? Czy poczuliście się dojrzali po uzyskaniu matury? Czy studia uczyniły was mądrymi ludźmi?

Dziwne. Mi szkoły przekazały sporo wiedzy, z której do dzisiaj korzystam.

Mnie zawsze zastanawia kto kiedy i gdzie powiedział, że szkoła ma się zajmować kompleksowym wychowaniem dziecka? Rodzice zaginęli w procesie wychowawczym?
Ciekawe w sumie od czego są rodzice, bo mam wrażenie, że od karmienia i ubierania i chyba tylko tyle, oni urodzili dziecko, wychowywać to ma szkoła, albo ksiądz, a oni to nie mają czasu.

To już akurat jest problem wynikający z wiecznego "nie mam czasu dla dzieci", który trapi wielu rodziców.

[list=][/list]

Ale ten temat nie dotyczy kompleksowego wychowywania tylko nauczania.

No to niestety widać, bo co rusz w swoich tematach zapętlasz się do tego stopnia, że sama zaprzeczasz słowom, które piszesz...

Te tematy akurat dowodzą tego, że wymienione umiejętności nabyłam. Na własną rękę.

Najpierw trzeba by zdefiniować obowiązki szkoły i co ma szkoła uczyć, a od czego szkoła w żaden sposób nie jest i się tym nie zajmuje. Dla mnie część z tych rzeczy,które piszesz, że szkoła ciebie nie nauczyła to właśnie obowiązek rodziców a nie szkoły.

Gdybyś nabyła samodzielnego/krytycznego myślenia, to nie zaprzeczała byś temu co sama piszesz, a gdybyś nabyła odwagi bycia mądrym, to umiała byś przyznać się do błędów...

Szczególnie pokazuje to twoja myśl, że w krajach z dominacją katolicyzmu jako wyznania jest mniej przemocy wobec kobiet bo jej nie zgłaszają.

Szkoła powinna nauczyć dziecko myślenia, korzystania ze swojego mózgu w sposób optymalny, umiejętności szukania informacji i krytycznej obróbki tych informacji, snucia samodzielnych wniosków.

Dzisiejsza szkoła w ogóle nie powinna wymagać od dzieci spamiętywania faktów, bo żyjemy w epoce smartfonów, gdzie wszystko można sprawdzić za kliknięciem. Jest to marnowanie czasu i intelektualnych zasobów.

A jeśli chodzi o rodziców, to pragnę zwrócić uwagę, ze oni kończyli te same szkoły. Więc dziecko jest między młotem a kowadłem. Szkoła uczy debilizmu, a rodzice sami są debilami, bo ukończyli te szkoły...

Szkoła przede wszystkim powinna rozpoznawać charakter, talenty i motywacje poszczególnych dzieci i ukierunkowywać ich w te dziedziny, a nie uczyć wszystkich wszystkiego.

Ale to wyższa szkoła jazdy taka szkoła.

Racja. Czasem potrafisz coś mądrego powiedzieć.

No właśnie.. Wyższa szkoła. W wyższej szkole uczy się studentów samodzielnego szukania (powinno się tego uczyć) i samodzielnego wyciągania wniosków. Studia z reguły są już ukierunkowywane, a w ramach nich jeszcze są specjalizacje. Oczywiście nie mówię tu o Prywatnych Uczelniach Tego i Owego Po Godzinach. Licencjat, magisterka i dalej (to już dla wytrwałych) doktorat - uczą (powinny uczyć) coraz bardziej zaawansowanej samodzielności. Niższe szczeble, tak w zasadzie są od tego by wiedzę bezpośrednio zaaplikować - tak jest efektywniej. Przecież nie można powtarzać całej ścieżki dochodzenia do prawdziwości każdego twierdzenia, czy każdego odkrycia! To wszystko już zostało osiągnięte i uogólnione w zwartej formie.
Absolwentowi średniej szkoły ten cały balast jest potrzebny do tego żeby przynajmniej się orientował, że coś tam, gdzieś tam było. Jak mu będzie potrzebne, to przynajmniej jest szansa że zacznie szukać w sposób bardziej zorganizowany (o pantofelkach, czy innych żyjątkach w okolicach biologii, a nie matematyki, a o fuzji jądrowej w okolicach fizyki, a nie geografii). Ale faktycznie - obecnie tego czego się uczy to szereg niepotrzebnych bzdetów.

Która szkoła? Każda ma określony profil i do czego innego przygotowuje.