Jeżeli ruch samochodowy jest mały, to lepiej jeździ się na rowerze jezdnią. Ale w centrum dużego miasta jest odwrotnie, a tam często brakuje ścieżek, więc zasuwają cykliści chodnikami.

Akurat w miejscu, o którym mówię, potrafi być dość duży.

Oczywiście zabierać za wszystkie.
Albo się ludzie nauczą korzystać z dróg albo im te prawo odebrać.
Główną przyczyną wypadków jest nadmierna prędkość bądź niedostosowanie prędkości do warunków jazdy.
Co nie znaczy że za inne przewinienia powinno się nie karać.

W pewnym sensie system taki funkcjonuje - punkty karne.

Czy nadmierna prędkość jest główną?
żródło
Czyli około 30% wypadków było spowodowane niedostosowaniem prędkości do warunków na drodze.

A co na to NIK tu można przeczytać

To dane sprzed dziewięciu lat. Znajdź z ubiegłego roku.

Wątpię żeby była jakaś znacząca zmiana w ciągu tych 9 lat. Chociaż może jest.

Dla przykładu, tak na szybko, bo nie mam czasu i specjalnie mnie to nie interesuje:
KOMENDA POWIATOWA POLICJI W ZGIERZU WYDZIAŁ RUCHU DROGOWEGO Zgierz SPRAWOZDANIE ZA 2013 ROK:

źródło

Jeszcze taki kamyczek..


http://www.nik.gov.pl/aktualnosci/trans ... gowym.html

" Zdaniem NIK Policja nie wie dokładnie jaki wpływ na bezpieczeństwo w ruchu drogowym mają podejmowane przez nią działania. Według Policji najczęstszą przyczyną wypadków (dane zaczerpnięte z SEWiK) jest „niedostosowanie prędkości do warunków jazdy”. Z kolei funkcjonariusze ankietowani przez Izbę wskazują najczęściej na: „nieuwagę, zmęczenie, zaśnięcie kierowcy” oraz „stan jezdni”. Rozbieżność ta wynika, z faktu że w Karcie zdarzenia drogowego pierwszą w katalogu przyczyn wypadków jest właśnie „niedostosowanie prędkości do warunków jazdy” (do SEWiK można wpisać tylko jedną przyczynę)."

Jestem uczestnikiem ruchu drogowego i oglądam go zza kierownicy, jak i z rowerowego siodełka. Ogromne zwiększenie liczby samochodów w ostatniej dekadzie skutkuje zarówno korkami, jak i zwiększeniem ilości sytuacji kolizyjnych, co wywołuje zmęczenie i podenerwowanie kierowców.
Wpędziliśmy się(albo nas wpędzono) w błędne koło. Rozwijanie motoryzacji indywidualnej spowodowało likwidację komunikacji zbiorowej i zablokowało miasta, powodując niemożność dotarcia i załatwienia czegokolwiek.
Pamiętam czasy, gdy mogłem objechać w 1,5 godz. całą Warszawę i załatwić po drodze kilka spraw. Dziś to niemożliwe, nie tylko w stolicy.
A na zatłoczonych ulicach rowerzyści są niechętnie widzianymi intruzami. Mogę to zrozumieć. Często zdarza mi się słyszeć za plecami charakterystyczne sapanie tirowskiego diesla, jadącego moim tempem bez możliwości wyprzedzenia. Z kolei ja na szosowym rowerze, przy prędkości ok. 40 km/h nie mogę zjechać na pobocze, gdyż to groziłoby śmiercią, lub kalectwem.
Ale zupełnie nie rozumiem skąd się biorą zarzuty Róży8 o wyskakiwaniu z lewej, bądź prawej strony. Aż takimi kamikadze, to my rowerzyści nie jesteśmy.

Rowerzysta jest takim samym uczestnikiem ruchu drogowego jak wszyscy zmotoryzowani.
Jednak długo jeszcze marzyć aby mieli takie same warunki jak np w Holandii.Tam praktycznie mają swoje dróżki pozwalające im dotrzeć z jednego krańca miasta do drugiego szybciej niż samochodem.
A korzyść także dla kierowców.

Bene,

Naturalnie, ale to wynika także z rozbudowanego systemu komunikacji zbiorowej, z rozdzielnia ruchu lokalnego i międzymiastowego, oraz istnienia dróżek rowerowych o których wspomniałeś. To wszystko musimy stworzyć.

Tak cytując z zupełnie innego wątku:”Polske państwo nie istnieje i dotyczy to właśnie tyczy się podobnych spraw”.
Państwo przestało istnieć czy nad czymkolwiek panować, zaczęło być jedynie „stróżem nocnym” przestało się zajmować swoim obowiązkami.

art,

Wygodnie zwalić całą winę na państwo, prawda?
To o czym piszemy, w większości przypadków leży w kompetencjach samorządów. To one tworzą plany zagospodarowania przestrzennego, nadzorują lokalną komunikację zbiorową, czy budują ścieżki rowerowe.
My wszyscy, jak ludzie z III Świata, daliśmy się uwieść magii motoryzacji indywidualnej. Nie naciskaliśmy na samorządy, by te planowały i tworzyły systemy komunikacji zbiorowej. I zapędziliśmy się w "kozi róg".
A jeśli już mamy się odwoływać do dyskusji z innych wątków, pozwól, że wybiorę ten - w tej chwili całą energię społeczną pochłania kwestia "klauzuli sumienia" konowałów i pigularzy. Skąd mamy ją brać na forsowanie budowy ścieżek rowerowych?

Nie piszemy o państwie, które prowadzi jakąś rozsądną politykę.
Czy to w kwestii transportu masowego „publicznego” czy w kwestii ścieżek rowerowych .
Mieszkam w dosyć dobrze sytuowanej okolicy, dla samorządu budowa czegokolwiek jest bezsensem, wręcz odwrotnie oni likwidują resztki takowej pod hasłem nasi obywatele(wyborcy) mają wszyscy samochody i nam to nie potrzebne.
Pamiętam czasy kiedy bez problemu poruszałem się środkami masowej komunikacji, teraz to prawdziwa ekwilibrystyka.

Samorządy nie budują, bo Centrala "przekazała im odpowiedzialność" tyle że nie przekazała... pieniędzy.

SamorzAdy budujA pomimo braku środków z centrali. Przykładem jest moja okolica. Burmistrz i Rada Miasta i Gminy nie ogląda się na nikogo, a przystępuje do różnych projektów i pisze wnioski o fundusze unijnijne.
W GdaNsku (nie wiem jak w Gdyni) jest mnóstwo ścieźek rowerowych.