Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest So wrz 30, 2023 9:05 pm



Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 3 ] 
 Beun Camino! 
Autor Wiadomość
Niesamowity Gaduła
Niesamowity Gaduła

Dołączył(a): Pt mar 26, 2004 5:06 pm
Posty: 4678
Lokalizacja: Poznań
Odpowiedz z cytatem
Post Beun Camino!
Bueno Camino czyli dobrej drogi, tradycyjne pozdrowienie pielgrzymów i nie tylko. Zastanawiałem się jak opisać moją pielgrzymkę do grobu św Jakuba do Santiago de Compostela. Nie do końca będzie to typowy opis etapów z których relacji jest sporo w necie, ale po kolei...

O drogach św Jakuba usłyszałem od bliskiego znajomego, ich bywalca. Od niego dostałem też muszlę, symbol Camino. Potem natrafiłem na książkę pewnego księdza o drodze północnej – Camino del Norte. Filmy zamieszczone na youtube dopełniły reszty. Po prostu zrodziła się we mnie nieodparta tęsknota za Drogą, musiałem tam pójść! Pandemia pokrzyżowała plany, w tym roku otworzyło się okienko – teraz albo na św Nigdy. Rozważałem wersje z wykupieniem pielgrzymki, lecz to nie było by to, całe Camino del Norte, albo nic. Tak więc wgrałem sobie stosowną do tej okazji aplikację lotniczą i po zakupie biletów cały szczęśliwy zacząłem dzielić się wieścią w swoim kręgu. Ba, plecak w połowie spakowany leżał prawie trzy miesiące na widocznym miejscu! W pewnym momencie stwierdziłem, że jestem już prawie celebrytą, brakowało tylko konta na Facebooku i fanów. Kreował się wyczyn sportowo - turystyczny z dozą duchowości. Tu przyszła pierwsza refleksja, po co właściwie idę? Na otrzeźwienie - postanowienie odmówienia minimum 100 różańców podczas pielgrzymki, co na 34 dni było do zrealizowania. Intencja własna bardzo ważna, także była. Nie myślałem o niej specjalnie, skupiłem się zaś na intencjach za innych. Droga zweryfikowała, duchowy charakter przeważył. Przez ponad miesiąc szedłem, modliłem się, obserwowałem ludzi, życie, tv w tawernach, rozmawiałem na ile się dało z pielgrzymami.
Zawiesiwszy więc dumnie muszle na szyi i oddawszy się się w opiekę św Jakubowi i Aniołowi Stróżowi wyruszyłem w drogę poprzez Stansted do Biarritz we Francji. Już na Stansted podczas jazdy kolejką do terminalu jakaś Brytyjka zwraca uwagę na moją muszlę. Okazuje się, że wraz mężem lecą również do Biarrnitz, potem do Saint de Pied i idą drogą francuską. Po wylądowaniu dojechałem autobusem do granicy hiszpańskiej i cały szczęśliwy przekroczyłem most na Bidasoa, wszedłem do Irun. Pierwsze wrażenie w Hiszpanii było niezwykle pozytywne. Eleganckie domy, czyste ulice, przeciwieństwo zaniedbanych francuskich miejscowości. Szybko zająłem sobie miejsce w alberge i wyprawiłem się po kije trekingowe do pobliskiego marketu. Rano pobudka, alberge municypalne należy opuścić z reguły do 8:00, a dwie hosteleros o 6:00 zapalają światła i budzą głośno i radykalnie pielgrzymów. Jako jeden z ostatnich opuszczam alberge.

Obrazek

Dzisiaj niedziela, czas na mszę. Znajduję kościół i msze w internecie. Świątynia mieści się między blokami, niska na około 150 osób. Na mszy o 10:00 może ze 30 osób, wszystko emeryci +, jedna murzynka ok 30 stki. Celebrans lat ok 80, komunie rozdaje wraz z jedną z parafianek. Przystępuje do komunii, nigdzie nie było problemu z komunią do ust, by rozwiać z góry ewentualne wątpliwości. Prawie wszyscy przyjmują tam komunie na rękę, więc szedłem do Komunii zawsze na końcu. W sumie wrażenie wyniosłem dość smutne, widać że tu Kościół ciągnie resztkami sił.

Ruszam w góry pokryte deszczowymi chmurami, zaczyna się.

Obrazek


Góry podobne do naszych Sudetów. Miejscami rozsiane domostwa, część to typowe rezydencje. Pierwsza napotkana kapliczka, z krzyżem św Jakuba, zamknięta jak większość.

Obrazek

Obrazek

Pogoda jest zmienna, chłodno, pada chwilami deszcz, zabłocone górskie ścieżki utrudniają marsz. Momentami ukazuje się panorama Irun, dalej francuskie Hendaye.

Obrazek

Szlak oznakowany jest żółtymi strzałkami i muszlami. Jak się wielokrotnie okazywało, to nie wystarczy. Zamiast mapy miałem wgraną podobnie jak większość aplikacje Camino del Norte. Było to najlepsze rozwiązanie pozwalające odnaleźć się, kiedy szlak się rozmywa. Spotykam też pierwszych pielgrzymów, głównie Niemcy, idziemy razem parę kilometrów, szukamy właściwej drogi. Zaczynam też wchodzić w rytm różańców, pozwalają wyciszyć umysł, a soczysta zieleń (maj – czerwiec) dopełnia reszty. Efekt Drogi przychodzi do kilku dniach. Idę jak większość samotnie, sam ze sobą, sporadycznie w większym towarzystwie.

W końcu Pasai Donibane z resztkami murów obronnych, gdzie czas się zatrzymał.

Obrazek

Obrazek

Tu przeprawiam się przez kanał i wspinam się po schodach ok 100 metrów do góry. W końcu zmordowany docieram do San Sebastian i robię zdjęcie, które bardzo chciałem zrobić - Bahia de la Concha, czyli Zatoka Muszli.

Obrazek

Schodzę do plaży, idę wzdłuż, a te ostatnie kilometry pod lodowaty wiatr znad Atlantyku. Miasto przepiękne, szerokie ulice, instytucje, na obrzeżach rezydencje, czuć zamożność. Szkoda, że zbyt mało czasu i nie zwiedzę starego miasta. Po drodze w tunelu spotykam polskiego wędrownika, rowerem z przyczepką włóczy się po Europie. Podoba mu się w Hiszpanii, obok roweru tacka na datki z tego żyje, taki życie chce wieść. Żegnam go i w końcu zmordowany docieram do schroniska. Na szczęście rezerwowałem sobie wcześniej miejsce i nie mam problemu.

Obrazek

Rano żegnam San Sebastian. Z tamtej góry zszedłem, drapię się na następną :cry: .

Obrazek

Wyruszyłem do Zarautz, po drodze mijam dwóch sapiących niemieckich pielgrzymów, emeryci. Jakby nie iść, zawsze pod górkę w tej krainie Basków. Okazuje się, że jeden z nich od miesiąca na emeryturze, więc z nieco aktorską zaduma i „wyższością” stwierdzam – junge, junge Retner (młody, młody emeryt), śmiejemy się. Mijam typowe dla tych okolic pastwiska.

Obrazek

Po południu docieram do Zarutz.

Obrazek

Nocleg w maleńkim albergu w Zarutz przeszedł do historii. Pierwsza nauczka żywieniowa. Kupiłem puszkę flaków, otworzyłem i wywaliłem do śmieci - tłuste, cuchnącą, nieobrobione. Na szczęście w pobliskiej tabernie można było zjeść coś normalnego, jakby podgrzana kanapkę. Zresztą przygody kulinarne w Hiszpanii, to oj, ojojoj i jeszcze trochę... Następnego dnia do Deba. Idę spokojnie mijając rezydencje, uprawy winogron z daleka przecudnie położoną Getarie.

Obrazek

Droga wije się wśród wzgórz, a tym razem łagodna bryza daje przyjemne odczucia. Po drodze pierwszy las eukaliptusowy.

Obrazek

Duszący zapach liści jest nieco inny niż cukierki eukaliptusowe i docieram do Deby. Przed municypalnym (czyt o połowę tańszym albergiem) na byłej stacji kolejowej kłębi się tłumek, jeszcze nie otworzyli. W końcu udaje mi się dostać łóżko. Zamieniam się z pewną Niemką, idę spać na górę ona zostaje na dole. Raniutko, kiedy zimniutko jeszcze, hyc do baru, dobra kawa i rogalik (lub dwa) dodają otuchy w paskudny poranek. Nie spieszę się, powinienem spokojnie zdążyć na otwarcie albergi w klasztorze w Markina -Xemei.

cdn.


Wt wrz 12, 2023 2:47 am
Zobacz profil
Niesamowity Gaduła
Niesamowity Gaduła

Dołączył(a): Pt mar 26, 2004 5:06 pm
Posty: 4678
Lokalizacja: Poznań
Odpowiedz z cytatem
Post Re: Beun Camino!
Zanim przejdę do dalszej Drogi trzeba by ją pokazać.

Obrazek
za https://www.alberguescaminosantiago.com ... te/etapas/

Szedłem drogą przez Ribadeo, ominąłem Oviedo i Camino Primitivo, czyli pierwszy szlak pielgrzymi zapoczątkowany przez Króla Alfonsa II cnotliwego w 824 roku, który ze swoim dworem przeszedł drogę z Oviedo do grobu św Jakuba w Santiago de Compostela, może pójdę tam następnym razem, może ... Obecną wybrałem ze względu na jej piękno, morze i widoki i nie zawiodłem się. Tak napełniona dusza przeżywa wszystko jakby lepiej. Druga rzecz, to szlak ten jest mniej oblegany przez pielgrzymów, zwłaszcza w maju i czerwcu. Bywały momenty, że całymi godzinami szedłem sam przez góry Kraju Basków co pozwalało odbywać drugą Drogę, wgłąb siebie. Samemu nie oznacza samotnie, był jeszcze Anioł Stróż ze mną, gdzieś tam czuwał św Jakub o czym mogłem się przekonać.

Wróćmy na szlak. Deba leży na sporych zboczach, do tego stopnia, że dla wygody mieszkańców można pokonywać wysokości windą.

Obrazek

Wychodzę z miasta i idę spokojnie. Mijam Zumaia w armatą w porcie.

Obrazek

Droga wije się pośród wzgórz, a jedynymi towarzyszami są krowy. Nie ma jednego szlaku, pojawia się on miejscami w dwóch wersjach. Widokowy jest z reguły dłuższy i trudniejszy, czasem więc wybierałem prostsze by szybciej dojść lub wręcz skróty. Wgrana aplikacja bardzo się przydawała.

Tylko niektóre kościoły i kaplice są czynne. Niegdyś były przystankami dla wiernych pielgrzymujących do grobu św Jakuba. Obecnie nie ma już takiego zapotrzebowania wśród wiernych i w takiej ilości nie są potrzebne. Do tego kościoła na wzgórzu biegnie droga przy której stoją co kilkadziesiąt metrów krzyże. W sumie piękne nawiązanie do Drogi krzyżowej, często spotykane w Hiszpanii.

Obrazek

Obrazek

Dochodzę w końcu do Markina Xemei po drodze kaplica San Miguel Arretxinaga chyba jedna z dziwniejszych w świecie.

Obrazek

Pośrodku leżą trzy głazy megalityczne, ponoć oddawano im cześć jeszcze w czasach pogańskich. Następnie w średniowieczu powstała tam pustelnia. Obecna bryła pochodzi z 1741 roku. Na starszych zdjęciach widoczny z przodu jest ołtarz, na moim już go nie ma... Zatrzymuje się w klasztorze o. Karmelitów, grube mury, atmosfera klasztorna. Po południu jest msza na którą się wybieram. Odprawiana jest nie w kościele, lecz w przystosowanym na kaplice pomieszczeniu. Kilku miejscowych, a z kilkudziesięciu pielgrzymów sześć osób. Dwóch celebransów pod 90siątkę odprawia msze. Przy tej okazji kolejna uwaga. Wszędzie msze odprawiane były bardzo porządnie i z godnością. Po mszy okazuje się, że pozostali jej uczestnicy to Francuzi, zapraszają na kolację do restauracji. Cóż, kolacje już zjadłem … Ale co tam, pójdę dla towarzystwa, lepsze to niż nudny wieczór w albergu. Jakoś się rozumiemy, są przecież translatory wujka gugla. Tu na kolacje zamówiłem talerz sałatek (dobre) oraz kawałek ośmiornicy. Polane sosem w kolorze spuszczonego z diesla oleju, dało się zjeść. Niewątpliwa zasługa w tym wina, które podaje się tam do posiłków. Przy okazji rozluźniło to atmosferę. Przekonałem się również o istnieniu ponadczasowych gestów. Któryś z Francuzów mocno marudził coś kelnerce przy pomocy translatora tuż przed zamknięciem. Była więc bardzo nie w humorze. Przeszła już w mruczeniu na baskijski w końcu zdegustowana pokazała mu …. Gest Kozakiewicza wersji hiszpańsko – baskijskiej. (nie da się opisać trzeba zobaczyć.)
Pokładaliśmy się ze śmiechu. Na końca pożegnalna fotka na tle kościoła. Tylko jednego z nich spotkałem później. Tym jest Droga, ludzie spotykają się w Drodze, nie zobaczą się więcej.

A to fotka na tle klasztoru karmelitów po kolacji.

Obrazek

Następnego, pięknego majowego poranka nie spiesząc się jak zwykle wyruszyłem w dalsza wędrówkę. Droga pięła się zakosami mocno pod górę. Od rana mam sporo energii, więc i „szwunka” mam dobrego. Raźno mijam pod górę kolejnych pielgrzymów, przegania mnie tylko młody Węgier którego spotykałem w albergu Zarutz. Na górze podchodzę do niego i mówię East Europa first! Śmiejemy się, nie może być nudno. W dobrym humorze dotarłem do Bolivar, wioski w której urodził się Simon Bolivar bohater Ameryki południowej.
Dom Simona Bolivara, obecnie jego muzeum.

Obrazek

Pomnik Bolivara placu.

Obrazek

Usiadłem przed pomnikiem dla odpoczynku i zdjęcia, rutynowo sprawdzam.... Nie ma karty płatniczej! Została gdzieś w Markina Xemei. Jest druga, jest gotówka, ale.... na szczęście na wszelki wypadek wgrałem sobie tuż przed wyjazdem aplikacje banku do smartfona. Dotąd nawet do niej nie zajrzałem. By maksymalnie skrócić czas wyłączenia karty, nie bawię się w zapoznanie z aplikacją i dzwonię do banku. Karta szybko zablokowana, nikt z konta nie skorzystał, pewnikiem został w klasztorze. Uuuff! Deo gratias! Odtąd używałem już smartfona do płatności. W mniejszych miejscowościach, nawet marketach kiedy wypowiadałem pago con tarjeta (płacę kartą) i dotykałem smartfonem terminalu, patrzano na mnie nieco jak na szamana.
Droga dalej wiodła przez zabagnione gęste lasy.

Obrazek

Obrazek

Po drodze zaczynały się pojawiać pierwsze bojowe hasła baskijskie.

Obrazek

A to obraz „religii” piłkarskiej – flaga Realu Sociedad i kraju Basków. Nota bene zawieszone na miłej tabernie serwującą wyśmienicie przyprawiona coca-colą z lodem.

Obrazek

Nie zaszedłem tego dnia daleko od taberny. Zatrzymałem się w górskim albergu kilometr dalej. Nieco zmęczony koiłem zszargane rano nerwy kawą popijaną na tarasie. Nawet w wieloosobowym pokoju byliśmy we dwójkę. Dzisiaj był dzionek ulgowy tak gdzieś od południa.
Widoczek z tarasu.

Obrazek

Rano odczekawszy majowy deszczyk wyruszam z kopyta. Trzeba nadrobić czas, wczoraj miałem dotrzeć do Guernica. Prawie co wioska, kościółek lub kaplica, kiedyś docierał tu kapłan, dzisiaj kto chce może podjechać do parafii samochodem. Stoją więc wśród wzgórz i lasów jako świadkowie historii.

Obrazek

Obrazek

Docieram do Guernici.

Obrazek

A tu oczywiście obowiązkowe zdjęcie pod muralem z obrazem Picassa namalowanego ku pamięci ofiar nalotu na miasto niemieckiego Legionu Condor.

Obrazek

Tu też zostaje celebrytą pełną gębą. Przewodnik jakiejś chyba amerykańskiej wycieczki wybrał mnie do przeprowadzenia wywiadu z przykładowym pielgrzymem. Na szczęście był Hiszpanem i dało się go zrozumieć. Zostałem obfotografowany, niemniej po trzecim pytaniu mój gorilla-angielski był na wyczerpaniu, więc z uśmiechem pomachawszy wszystkim ręką i poszedłem, aby nie zepsuć dobrego wrażenia.
Znowu lasy, ostre podejścia, leśne dukty. Tu odbudowana pustelnia, trwa od blisko tysiąca lat.

Obrazek

W końcu wychodzę na główna drogę i murale przypominają gdzie jestem

Obrazek

Obrazek

Wczesnym popołudniem zjawiam się Labaretzu, gdzie w municypalnym albergu znajduje łóżko na dużej sali. Sympatyczna wolontariuszka Mirasbelle, zamiast siedzieć na emeryturze w domu opiekuje się albergiem. Jedna sala 20 łóżek, stół, parę krzeseł i mikro łazienka. Nie ma sznurka do suszenia. Wpadam więc pod prysznic w ciuchach (bez spodni) i piorę wszystko całościowo. Nic to, dobrze wykręcić, część wyschnie na mnie mamy prawie upał, reszta jutro na plecaku w drodze. Przypomniały się stare dobre czasy, kiedy człekowi prawie nic nie przeszkadzało i był szczęśliwy. Powtórka z rozrywki.

Cdn i będę się streszczał, bo do Wielkanocy nie skończę.


So wrz 30, 2023 12:06 pm
Zobacz profil
Czuwa nad wszystkim
Czuwa nad wszystkim

Dołączył(a): Cz cze 21, 2012 4:15 pm
Posty: 6726
Płeć: mężczyzna
wyznanie: katolik
Odpowiedz z cytatem
Post Re: Beun Camino!
Ty się chopie (to mój regionalizm) nie wygłupiaj i nic nie streszczaj. I co z tego że do Wielkanocy... Masz o czym pisać i do tego lekkie pióro (tzn. klawiaturę) to pisz, fajnie się to czyta i ogląda (obrazki).

_________________
"Bo myśli moje nie są myślami waszymi, ani wasze drogi moimi drogami - wyrocznia Pana." Iz 55


So wrz 30, 2023 9:03 pm
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 3 ] 


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 3 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL